NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » INNE CHOROBY » MÓJ MĄŻ SEKSOHOLIK

Przejdz do dołu strony<<<Strona: 8 / 13>>>    strony: 1234567[8]910111213

Mój mąż seksoholik

  
kashya
05.05.2014 21:59:38
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1833948
Od: 2012-6-18


Ilość edycji wpisu: 3

Ilość edycji Admina: 1
yyy mała poprawka- zabrzmialo to co napislam tak, jakbym idealnie planowala swoje zycie wesoły no oczywiscie ze nie. wiadomo ze zycie zawsze zaskakuje i niekiedy jest bardzo trudno. ja tylko akurat TEJ trudnosci kompletnie nie bralam pod uwage. z innymi niespodziankami raczej dobrze sobie radze. chodzilo mi tylko o to ze po prostu lubie swoje zycie.
jesli chodzi jeszcze o wspoluzaleznienie to odnosilam sie w tych wypowiedziach do jednej z nizej przytoczonych definicji, w ktorej trzonem wspoluzalenzienia jest zaprzecanie nałogowi meża, nadopiekunczosc itp. Definicji tych jest tyle, ze faktycznie powinnam byla podac do ktorej znich sie odnosze. ponizej zalaczam link do opracowania. ale tak czy inaczej nie jestesm wspoluzalezniona wedluz zadnej z tych definicji (i z reszta w kotrej z nich jest, ze nie kazda corka i zona musza byc wspouzaleznione). dzieki gocha44 ze mnie nie szufladkujesz wesoły
http://www.psychologia.edu.pl/czytelnia/63-terapia-uzalenienia-i-wspouzalenienia/336-syndrom-wspoluzaleznienia.html

co do s-anon, bo jakos mi umknal ten wątek w poprzednim poscie, faktycznie powinnam moze najpierw pochodzic a potem sie wypowiadac. nie wiem czemu ale intuicyjnie czuje ze to nie dla mnie - i jakos wyrobilam sobie pojecie ze to po dla wspouzaleznionych (ty piszesz ze dla dda- tu znow owszem jestem z rodziny alkoholowej ale po pierwze nie kazde dziecko z takiej rodziny automatycznie jest dda, po drugie objawy jak w dda moga byc w kazdej innej rodzinie dysfunkcyjnej, a po trzecie wreszcie nie kazdy uznaje dda za syndrom) no i tez (zupelnie nie wiem skad to przekonanie) wydawalo mi sie ze tam praca jest na 12-stu krokach, a nie lubie tego programu, choc wiem ze naprawde tysiace osob zawdzieczaja mu powrót do zycia. tak czy inaczej - rzeczywiscie moge powiedziec tylko to ze sanon mi sie kojarzy z ..xxx..albo ..yyy...ale tak naprawde nie wiem jak tam jest bo po prostu nie bylam.
  
Electra19.04.2024 21:24:05
poziom 5

oczka
  
Gocha44
06.05.2014 00:27:24
Grupa: Użytkownik

Posty: 21 #1834020
Od: 2010-12-30
    katrzynaz pisze:

    Gocha44
    Napisz jak Ty sobie radziłaś na początku? Pamietasz kiedy może przyszedł taki etap zwrotny?
    Bo ja czuję że stoję w miejscu, próbuję szukać różnych pomysłów żeby pójść dalej albo zakończyć tą "bajkę" albo wejść całą sobą w proces odbudowy tego co było "bajką". Pomysły są różne od proszenia kochani o wysłanie wszystkich sms (co oczywiste że jak je przeczytam to raczej mi się nie poprawi że to tylko uzależnienie tylko raczej zaboli jeszcze bardziej co pewnie ułatwi decyzję o zakończeniu tego związku), ale głównie mam pomysły pozytywne jak wyjazd w góry, wspólny poród czy wcześniej wizyta na usg. Wszystkie pozytywne przeżycia niestety zakończyły się odwrotnym skutkiem, znów popadałam w kilkudniowy dół psychiczny.

Nie radziłam sobie, ani trochę, miotałam się jakbym wpadła nago w pokrzywy.Zawsz mi się wydawało, ze z moim poczuciem własnej wartości jest wszystko ok, dbałam o siebie, miałam swoje zainteresowania, byłam lubiana, no i miałam cudownne małżeństwo, jednym słowem, a raczej dwoma miałam cudowne życie. A jednak gdy dowiedziałam się o seksoholizmie mojego M to nic nie było ważne poza tym. Nagle okazało się, a moje poczucie własnej wartości gdzieś sobie poszło, moja kobiecość została tak silnie zraniona, że nie bardzo wiedziałam czy ją mam. Ba, zniknęła nawet moja szczęśliwa przeszłość, zaprzeczałam temu że byłam szczęśliwa, bo jak tu mówić o szczęściu jak wiem co on robił? To był ciężki czas,ja również domagałam się całej prawdy, która niczego dobrego mi nie dała, tylko więcej bólu. Chciałam zrozumieć dlaczego on tak robił,ale jego tłumaczenia nic nie wyjaśniały, były nielogiczne i pozbawione jakiegokolwiek sensu. Przez pierwsze pół roku nasze życie było piekłem i to w dużym procencie moja zasługa.Mojemu M postawiłam warunek "podejmuje leczenie, albo wypad", choć dziś wiem, że wtedy ani przez chwilę nie brałam pod uwagę naszego rozstania, ale widać byłam na tyle wiarygodna, że mój M poszedł na leczenie aniołek Nie radziłam sobie bo kompletnie nie miałam pojęcia jak sobie radzić, dziś wiem, że nie było innej drogi, nie było sposobu na zmniejszenie bólu, trzeba było to przejść żywcem, bez osłony. W tamtym czasie bardzo mi pomagało to, że mój M się nie poddawał, że poszedł na terapię i wysłuchiwał moich żali, pytań, rad, cytowania tego co przeczytałam i nie wiem czego jeszcze aniołek Teraz myślę, że naprawdę mnie kochał, skoro zniósł to wszystko co ja wyprawiałam, bo ja bym chyba tego nie zniosła.
Piszesz ,że stoisz w miejscu i nie wiesz co zrobić, ja w takiej sytuacji nie robiłam nic, dawałam sobie czas i dobrze na tym wyszłam, bo znam osobę, która piąty rok zadaje sobie takie pytanie i wprawdzie nie stoi w miejscu, ale jest to spory hamulec. Moja dewiza jest taka: robię to co chcę i na co jestem gotowa, jak nie potrafię się zdecydować to biorę kartkę i piszę za i przeciw, to bardzo ułatwia przeczekanie do chwili jak jestem gotowa na podjęcie jakiś kroków. Pomyśl o tym, zanim zaczniesz czytać te sms-y. A tak w ogóle to po co ci wiedzieć co on do niej pisał? Czego tam szukasz? Wiem czego ja szukałam chcąc znać całą prawdę, chciałam sobie udowodnić, że to jego zachowanie nie było takie straszne, że czyny są trochę mniej straszne niż u innych, że on jest tylko trszeczkę uzależniony i że on by mnie tak nie skrzywdził oczkooczko Ale niestety, okazało się że jest inaczej, że owszem potrfiłby, bo wcale o mnie wtedy nie myślał.
Nie będę ci mydlić oczu, że jest łatwo, bo nie jest, nie powiem ci czy warto dać szansę jemu, ale na pewno warto dać szansę sobie, nie powiem ci ile to potrwa bo nie ode mnie to zależy. Mogę natomiast cię zapewnić, że cokolwiek byś nie zrobiła to jest ok, dokonaj takiego wyboru z jakim dziś potrafisz żyć. Dziś nie jutro czy pojutrze, bo nie wiesz co się wtedy stanie, nie wiesz co będziesz czuła i czy coś się nie zmieni. Widzisz ja nigdy nie walczyłam o związek, a przynajmniej nigdy tak tego nie nazywałam. To on miał walczyć, naprawiać i zabiegać, bo on to wszystko zniszczył. Ależ paradoks, powierzałam odbudowę związku, mojego związku komuś kto, kompletnie zawiódł moje zaufanie.
Przełomów było kilka, ale napiszę ci o nich jutro, albo dzisiaj. Pozdeawiam.
Ps kashya tobie odpiszę jutro.
  
Gocha44
06.05.2014 07:10:21
Grupa: Użytkownik

Posty: 21 #1834079
Od: 2010-12-30
Przełomy, hm, początkowo wszystkie były związane z tym co robił/mówił mój M. Minęło sporo czasu zanim we mnie nastąpił pierwszy przełom. Wynikało to wprost z tego, że wydawało mi się, że ja nie mam nic do zrobienia w tym związku, że skoro on zepsuł to niech on naprawia. Ja przecież byłam w porządku, terapia i grupa miały być mi pomocne w poradzeniu sobie z bólem a nie coś we mnie zmieniać. A ponieważ wiedziałam, że to jednak mój związek, nie stałam z boku, tylko kontrolowałam czy aby ta odbudowa idzie dobrym torem i tak dużo "rozmawiałam" z M i stale go prostowałam, naprowadzałam na "właściwe" myślenie, moje myślenie. Stąd brały się przełomy, były to chwile w których mój M doszedł do czegoś sam bez mojego naprowadzania/wtrącania. A im mniej było mojej ingerencji tym więcej przełomów, jego przełomów. Jak zaczęłam chodzić na grupę dla współuzależnionych, postanowiłam że jeżeli przez pół roku nie zauważę efektów zrezygnuję, krótko przed tym terminem, stało się! i to wcale nie to czego oczekiwałam. Ja oczekiwałam od grupy ulgi w bólu, a tu nagle zobaczyłam że ja nie jestem taka idealna i mam coś do zmiany. Jedna z dziewczyn opowiadała, jak pół dnia szukała gdzie M schował wódkę, jak znalazła dolała mu octu i jaką radość jej sprawiło zaskoczenie M gdy ukradkiem sobie łyknął. Pomyślałam że ja bym się tak nie poniżała, a chwilę potem, olśnienie! A co ja robię, grzebiąc w jego komputerze, poczcie, bilingach z przeszłości? Po to tylko aby dowieźć że nie wszystko mi powiedział i również czułam jakąś chorą radość że złapałam go na kłamstwie, na ukrywaniu czegoś co w ogólnym rozrachunku nie miało znaczenia. To jedno spotkanie otworzyło moją własną puszkę Pandory i to ja musiałam się zająć tym co z niej wyjdzie. Oczywiście nie tak szybko to zrozumiałam, na początku domagałam się od M takiej zmiany żebym ja nic nie musiała robić. Ale to nie tędy droga. Jesteśmy małżeństwem, ale nie jesteśmy bliźniakami syjamskimi i każdy ma swoje życie, popełnia swoje błędy i sam je musi naprawiać. To był chyba największy przełom, zrozumienie, że on ma swoją drogę, ja mam swoją drogę i jak każde z nas będzie potrafiło iść samodzielnie, będziemy potrafili iść wspólnie w jednym kierunku.
  
Gocha44
06.05.2014 10:10:32
Grupa: Użytkownik

Posty: 21 #1834184
Od: 2010-12-30


Ilość edycji wpisu: 2
    kashya pisze:


    pytasz co robie dla siebie- to co zawsze. nie do konca rozumiem to pytanie- pisalam przeciez ze nie zaniedbalam zadnego waznego dla siebie obszaru i caly czas sie rozwijam i emocjonalnie i intelektualnie. nie bardzo wiem co jeszcze mozna dla siebie robic. postrzegam moje zycie jako takie ktore realizuje sie tak jak tego oczekuje. jedynym nieoczekiwanym elementem jest seksoholiz mojego m. ale to jest odrebna ode mnie osoba i niezaleznie od tego czy on sobie poradzi czy nie to nie na nim opiera sie moje zycie (tzn on jest bardzo wazna czescia ale nie jedyna, tylko jedna z kilku waznych). wiec jak na poczatku tego akapitu- nie wiem o co pytasz? a co Ty zrobilas dla siebie? (oprócz terapii/sanon - bo to juz doczytałam)moze jak wymienisz te zeczy to bede wiedziala o co chodzi bo troche nie wiem jednak wesoły

    jesli chodzi o kontrole- masz racje, mysli nie mozna kontrolowac. absolutnie tez zgadzam sie ze kontrola nie jest sensowna na stale. ale jesli kotrolujesz 9 z 11 (przykladowo) obszarów to seksoholikowi zostaje tylko jeden. a na poczatku kiedy przed nim stoi i tak tyle wyzwan to po prostu łatwiej. oczywsicie jak bedzie chcial cos zrobic to i tak zrobi. ale jesli bym zalozyla ze bedzie chcial to nie byloby sensu w ogole go wspierac i byc z nim. raczej patrze na to ze on zrobi to cos dlatego ze nie da rady choc bardzo chce, a nie dlatego ze chce nie dac rady i zrobi wszsytko zeby mnie oszukac. z takim zalozeniem w ogole nie warto probowac. ja zalozylam jego dobra wole i ta kotrola miala sluzyc nie tylko mojemu komfortowi ale i pomaganiu w pierwszych krokach i byla absolutnie dobrowolna. urzadzenie do podsluchu zaraz sie zepsulo bo to chinski badziew wesoły a funkcji gdzie jest dziecko czasem uzywam- jak robie kolacje a on wraca akurat wesoły czyli jakby w tej chwili ta kontrola jest niepotrzebna.

    jesli chodzi o to co moglo wzbudzic moja czujnosc- nie dokonca chyba precyzyjnie to napisalam. chodzilo mi o to ze jakbym byla osoba ktora nie ma zaufania do męża to jedynym czasem/miejscem ktore moglam sprawdzic byla praca. ale tez dodalam ze to normalne w tym zawodzie wiec zadnych de facto podtaw do sprawdzania nie mialam.
    jesli chodzi o zaufanie- to faktycznie taka szczegolna beztroska nie wroci raczej nigdy. to se ne wrati... :/ ale u mnie tez wyglada to tak ze jesli cos mnie zaniepokoi to sprawdze. jesli okaze sie ze mnie zdradzil- to sie rostajemy. oczywiscie ze to bedzie bolalo, ale zawsze umialam zyc sama i teraz tez dokonam tego wyboru.
    w mojej rzeczywistosci jednak wiele zmienia uznanie seksoholizmu za chorobe. jestem na biezaco z badaniami na ten temat i czekam na to. wplywnie to na przyklad na moja gotowosc do wybaczenia mu. zmini to moj stosunek do bolesnych wspomnien.byc moze zmieni sposob w jaki on prowadzi lecznie.


Bardzo bym cię prosiła o link do artykułu w którym jest napisane "od chwili kiedy sie dowiadujesz to albo wchodzisz w to wspoluzaleznienie albo nie." no i ten test na współuzależnienie też by mnie ciekawił. Widzisz ja wiem że moje współuzależnienie rozwijało się wiele lat wcześniej,jak się dowiedziałam to już było w pełnym rozkwicie, pewnie są takie osoby u których to nie występuje, ale ja takich nie znam, pewnie la tego, że nie chodzą one na grupy wesoły Widzisz to że ja nie wiedziałam nie znaczy że tego nie było. Mój M jako uzależniony miał mechanizmy które działały na mnie. Oto przykład\:
1- Przez wiele lat słyszałam: jesteś najcudowniejsza, najwspanialsza, jedyna, tylko ja cię tak kocham, nikt tak mocno by cię nie kochał, dla ciebie zrobiłbym wszystko, życie bym oddał, nikt nigdy nie będzie gotowy zrobić dla ciebie tyle co ja, nikt cię nie doceni tak jak ja.A ja mu wierzyłam. A oto co wynikło w zderzeniu z rzeczywistością:
Nie ma nikogo innego kto by mnie kochał tak jak bym chciała, bo przecież M kocha mnie najbardziej(patrz wyżej)choć nie jest to takie jak ja sobie wyobrażałam, ale najbardziej.
2.Powolna utrata poczucia własnej wartości, przez mało wydawałoby się znaczące słowa, bo wypowiadane przez M półgębkiem, pod nosem : jak ja nie lubię tej serwetki. już nigdy jej nie położyłam na stole. lub "jak mnie denerwują te płaszcze w przedpokoju. Po kilku takich wypowiedziach, jak zbliżał się czas jego powrotu, sprawdzałam jak tam w garderobie wygląda.
Takie wydawałoby się mało znaczące słowa, (bo to nawet nie uwagi były), drążyły we mnie przekonanie, że nie potrafię być taką żoną jaką chciałby mieć mój M. Więc się starałam coraz bardziej i bardziej, choć M nigdy nie powiedział że to czy tamto mu się we mnie nie podoba, on mówił tylko czego nie lubi czy też co lubi, a nie ma. To ja, wiedząc (bo on mi to uz mysłowił) że tylko on może mnie TAK kochać , wyłapywałam te jego lubienia i nie lubienia i naprawiałam, a im więcej tego było tym bardziej padało moje poczucie własnej wartości, a im bardziej padało tym bardziej ja się starałam, żeby nie usłyszeć że jestem do niczego. To jego zdanie stało się wykładnikiem mojego poczucia własnej wartości, a on mówił że ja jestem najwspanialsza, to czegóż więcej chcieć?
To nie stało się nagle, to była powolna praca ,moja i jego. On natomiast, naprawdę uważał mnie za cudowną i nie chciał mnie stracić, ale musiał też usprawiedliwić swoje sk.....stwo, więc zauważał te niedociągnięcia, mówił czego nie lubi, a "ja mu to robię", czyli nie liczę się z nim, to on nie musi się liczyć ze mną.
Hura miał usprawiedliwienie dla swoich chorych zachowań !
Pytasz co robię dla siebie i o co mi chodzi? Hm od czego tu zacząć? Będzie to trochę chaotyczna wypowiedź,ale postaram się to uściślić.
1-Przede wszystkim nie okłamuję siebie, nie jest to łatwe, a nawet czasem bardzo trudne. Np powiedzenie sobie, że to że moje poczucie własnej wartości upadło nie było winą mojego M,jego słowa padały tylko na podatny grunt,to ja weszłam w dorosłe życie z potrzebą bycia docenioną.
2-Mówiłam,że nie było sygnałów, że nic nie wskazywało na to, że M potrafił by mnie choć raz zdradzić, a co dopiero seksoholizm.Ale to nie prawda, było ich mnóstwo, tylko ja ich nie zauważałam.długo nie chciałam tego przyznać, bo to by znaczyło, że durna byłam. A to nie tak, bo jak jesteś w muzeum i masz przed sobą obraz który cię zachwyca, to nie oglądasz się do tyłu żeby sprawdzić czy wataha wilków na ciebie nie idzie, bo nie zakładasz że jest taka możliwość. Tak ja, nie zakładałam że jest to możliwe i nie jestem ani winna, ani durna. Choć był to na pewno mój błąd, że nie zwracałam uwagi na te sygnały. Z tym też musiałam sobie poradzić i pozwolić sobie na popełnianie błędów i dokonywanie złych wyborów.
Bo tak naprawdę w tym dbaniu o siebie chodzi o zaakceptowanie siebie i tego co już się stało, zrozumienie że nic nie mogę zmienić w tym co się już stało, i jeżeli nawet to co teraz robię jest błędem, to na dziś uważam to za najlepsze rozwiązanie jakie jest możliwie.
3-Stawianie zdrowych granic, sobie nie jemu. Wszystkie granice które stawiam są dla mnie nie dla niego i nie on ma ich pilnować ani przestrzegać. Moje granice są moje i tylko dla mnie.
4-Uznanie prawdy bez ochrony, bez ubierania jej w ładne ciuszki, co by lepiej wyglądała. A jedną z takich prawd, jest to że to co robił mój M było sk.....stwem, zdradzał mnie świadomie, ukrywająca to bardzo dobrze, bez znamion nielogicznego myślenia, bez pomyłek. Siatka kłamstw jaką stworzył nie miała ani jednego oczka przypadkowo stworzonego. Uzależnienie, uznane za chorobę czy nie, nie jest usprawiedliwieniem. To tak jak by cukrzyk zjadł duży kawał tortu po którym cukier mu skacze pod sufit, powiedział "ale to tort jest winny", albo "to cukrzyca jest winna" . Przecież on wiedział że nie może jeść tego tortu, wiedział, że to jest złe. No ale on miał taką ochotę. No właśnie chciał, to zrobił, nie licząc się z konsekwencjami, tak jak cukrzyk skrzywdził tylko siebie, tak mój M również mnie i kilka innych osób. Uzależnienie nie jest usprawiedliwieniem i tylko w takiej formie byłam gotowa to zaakceptować, choć niełatwo było się z tym pogodzić.
To jest temat rzeka i chyba musiałabym pisać kilka godzin żeby wyczerpać temat.

Kashya, co do wybaczenia, nie jest to proste i patrząc na swoje doświadczenia, to długa droga przed tobą. Po pierwsze musisz chcieć, po drugie musisz wiedzieć co chcesz wybaczyć. I tu się kłania to o czym pisałam wyżej, nie byłam w stanie chcieć wybaczyć tego co robił mój M ubranego w ubranko pt "uzależnienie", czy "choroba" bo czułam że sama się oszukuję, bo jeżeli to choroba, to działo się to poza jego świadomością, a wiem że to nieprawda. Tylko uznanie tego za krzywdę pozwoliło mi na pracę nad wybaczeniem. Przy czym to wybaczenie nie jemu jest potrzebne, tylko mi, to ja jestem obciążona bólem niewybaczonej krzywdy.
To są rzeczy o których mówię "dbam o siebie, zajmuję się sobą", a jest ich o wiele więcej.



  
kashya
06.05.2014 11:02:32
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1834212
Od: 2012-6-18


Ilość edycji wpisu: 2
ok. o tym wspoluzaleznieniu jest w ksiazce pauli hall 'treating and understanding sex addiction'. jest jeszcze w drugiej ale to dopiero w wakacje bede mogla mogal odszukac bo teraz czas po porstu mam upchany jak walizke na polroczny wyjazd wesoły
jesli chodzi o to konkretne sformulowanie to tez - zow ten czas- powinnam pewni pisac bardzo dokladnie z wszytkimi odniesieniami- bo jak pisze skrotowo to dowolnosc interpretacji jest ogromna. to nie jest zaden cytat tylko raczej wniosek z tego co czytalam - chodzi o to ze (przy zalozeniu ze nie wiedzialam i nie jestesm wspoluzalezniona) jesli sie dowiedzialam o tym co on robi to mam dwa wyjscia- albo zyc tak zeby moje zycie nie krecilo sie wokol jego nalogu, albo zyc jego nalogiem. o to mi chodzilo i jest to odniesienie do tej definicji (link do opracowanych definicji wspoluzalenienia zalacyzlam w poprzednim poscie) w ktorej duza czescia wspouzalenienia jest troszczenie sie o uzaleznionego i zaprzeczanie jego nalogowi. nie dopisuja prosze tam niczego innego botego tam po prostu nie ma.
jeszcze chwile i zaczne sie czuc winna ze radzę sobie inaczej niz Ty i ze nie mam takich problemów jakie Ty mialas.
1. ja owszem slyszalam ze jestesm dla niego najcudowniejsza i nic w tym dziwnego nie ma bo ludzie w zwiazku mowia sobie takie rzeczy. natomiast nigdy nie mialam poczucia ze nikt inny nie posiwcilby sie dla mnie tak bardzo i nie kochal mnie tak bardzo. wiec - to nie o mnie bajka.
2. moj m. nigdy nie mowil nic o płaszczach i serwetkach (oczywiscie przykladowo) - jesli cos mu sie nie podobalo to dyskutowalismy o tym, bo tez trudno zeby zawsze kazdemu z nas podobalo sie to samo. nie tracilam poczucia wlasnej wartosci. ono zostalo zachwiane w chwili kiedy dowiedzialm sie o zdradach - i to jest fdaaktycznie nadal jeszzcze problem dla mnie, ale to glownie dlatego ze zajadam stres i przytylam i teraz chce odzyskac formę co jest dla mnie trudne bo nie cierpie cwiczen, a tu czas leci czlowiek coraz starszy. tyle ze to tycie i zajadanie stresu nie jest zwiazane z jego uzaleznieniem i tym ze ono sie wydalo tylko z choroba mojej corki i ogolenie tym co sie z nia dzieje i dzialo mniej wiecej dwa lata przed tym zanim wyszlo uzaleznienie m. na jaw. i niesety nadal trwa, a diagnozy były rózne i okazaywały sie błedne. i to jest faktycznie kłopot dla mnie bo informacje zdradach nałozyły sie na ten moment w moim zyciu kiedy zaniedbałam jeden z aspektów swojego zycia, czyliwyglad i forme. ale to sie zmienia. i zeby od razu odeprzec zarzut ze uzalezniam samoocene od wygladu- nic w tym nienormalnego ze jak czlowiek lubi to jak wyglada to sie lepiej z tym czuje i oczywiscie mozna powiedziec ach jak ja kocham siebie jak jestem taka gruba, ale to dobpiero bedzie niezdrowy objaw moim zdaniem.
nigdy nie uwazalam ze jestesm złą zona i on mnie w takie poczucie nie wpędził nawet jesli chciał (choc chyba tez i nie chciał, bo nie zauwazylam działan w tym kierunku).
jesli chodzi o zaakceptowanie siebie- nigdy nie mialam z tym problemu. zaakceptowanie tego co sie stało- mysle ze jeszcze nie do konca bo wspomnienia bola i wracaja, ale tak jak juz napisalam- nie chce zyc przeszłoscia i staram sie dążyc do tego zeby ona nie przesłaniala mi dobrej terazniejszosci. ale to tez normalne ze ten proces zajmuje jakis czas. doskonale rozumiem ze nie moza tego zmienic.
3. nie mam kłopotu ze stawianiem granic. nie mowie ze zawsze to robie idealnie ale generalnie nie wuazam zeby bylo zle. i dobrze sie w tych swoich granicach czuje. wyjatkiem bylo na poczatku naszej drogi ustalanie tej kontroli ktora tak demonizujesz, a ktora na te chwile, co tez juz wspominalam, nie jest uzywana, bo nei ma takiej potrzeby.
4 ani przez chwile od samego poczatku i od pierwszej chwili kiedy sie dowiedzialam nie ubieralam prawdy w ładne ciuszk. nazywalam to po imieniu- swinstwo to swinstwo i tyle. nie mam tendencji do myslenia- biedny mis nie umial sie oprzec. wrecz odwrotnie nawet jak on mowil o nałogu i jego sille to dla mnie tak czy inaczej nikt za reke do burdelu go nie prowadzil. nie mialam nigdy skrupułów zeby to jasno wyrazac i nadal nie mam. nie dziłał pod wpływem sił nieczystych ktore zawładnely jego ciałem tylko sam podejmowal decyzje i planował.
jesli chodzi o wybaczenie- masz absolutna racje. jeszcze daleko. musze wiedziec co chce wybaczyc- i dlatego chce wiedziec tez czy to choroba. bo inaczej jest wybaczac chore działanie a inaczej podłosc. to jak wybaczyc temu co zabił w afekcie i takiemu co z premedytacja. jednak ja nigdy nie powiem ze to poza jego swiadomoscia. no niestety. wiedzial co robi bo przeciez nie byl w amoku skoro umial znalec odpowiedni adrres i telefon czy pojechac w to miejsce gdzie stoja tirówki. ( co nie znaczy ze z pozycji kogos komu na nim zalezy nie potrafie zrozumiec jego dramtu- bo dramat ten jest niezaprzecalny). w przeciwienstwie do ciebie ja tych watpliwosci nie mialalm i nie mam. czy chce wybaczyc to jeszcze nie wiem. i on wie ze nie wiem. jak juz sie dowiem to mu powiem i on zdecyduje czy chce zosatac na takich warunkach. ale nie spiesze sie. mam tez sporo innych spraw- miedzy innymi zwiazanych z córka ktore najpierw musze ogarnac, i to moze poczekac. na razie patrze co on robi i jak to funkcjonuje miedzy nami, a decyzje podejme w odpowiednim czasie. poza tym nie wiem czy wybaczenie mi jet potrzebne. ja nie potrzebuje do zycia wybaczenia- byc moze pod tym pojeciem rozumiemy troche cos innego. ja potrafie sie pogodzic (jeszcze nie w tej chwili, ale wiem ze to z czasem przyjdzie) z tym co sie stało i swiadomoscia nieodwaracalnosci tego i skutków tego. natomiast dla mnie wybaczenie to jest powiedzenie- no dobrze kochany, wybaczam i tego nie ma. when i forgive i forget. to takie chcrzescijanskie. no wiec w moim przypadku nie forget.
odwpowiedz na pytanie co robie dla siebie, na bazie tego co napisalas ze Ty robisz dla siebie- jest teraz jasna. po prostu u mnie nie ma duzej czesci tych elementów ktore są u Ciebie. i nie bede przepraszac za to ani zastanawiac sie a moze jednak powienny byc.
kurcze, to tak jakbys chciała zebym koniecznie podlegała pod ten sam schemat. nawet w badaniach nad jakimkolwiek problemem psychologicznym, syndromem czy zjawiskiem nigdy nie ma 100% w wynikach. i za to ze ja sie w tych pozostałych procentach a nie w wiekszosci mieszcze , tez nie mam zamiaru czuc sie winna. i ciesze sie ze moge to tu napisac bo moze ktos bedzie miala tak jak ja, a czytajac te posty nie bedzie mial poczucia ze musi czuc i zyc inaczej niz czuje i zyje.
dwa lata temu jak w panic szukałam rad i podpowiedzi pewnie nie napisalambym tego. wtedy nie mialam jeszcze takiego rozeznania. i pamietam ze poznalam wtedy osoby ktote wtedy byly pod dwóchlatach od katastrofy i one mowily' ty tez za dwa lata bedziesz mowila to co my, bo my tez dwa alta temu mowilysmy tak jak ty' (to oczywiscie parafraza, dopisuje to w nawiasie zeby nikt nie poprosil mnie o zacytowanie postu w ktorym tak bylo napisane...). no i wtedy to w to wierzylam, choc czułam inaczej to to poczucie odkładałam na bok. ale czas minął a ja w koncu powiedziałam 'halo, to nie tak. moge czuc inaczej bo jestem inna. moge miec inaczej bo historia mojego zycia to nie jest historia ich zycia'. wiem ze w człowieku zawsze jest obawa ze jesli wejdziesz miedzy wrony musisz krakac jak i ione. ze jak masz inaczej to cie zadziobia. ale sory- nie mam zamiasru zaprzeczac temu co czuje i jak dziłam. jak na razie- po dwóch latach, udaje sie nam. i owszem mozna snuc domysly ze oooo...napewno za koljne dwa lata to sie okaze ze ona nie miala racje bo przeciez nie postepuje tak jak my. ale to pronuje skonczyc dyskusje, bo nie zanosi sie na to zeby ktoras ze stron przekonala druga, i wrócic tu za dwa lata. czyli dokladnie to co poprzedni- dwa lata temu tez tak napisalam. i jak widac trzymam sie tego. nie bede przepraszac ze sie nie pomylilam.
test na wspoluzalezniene znajdziesz na koncu ksiazki patricka carnesa 'od nałogu do milosci'.
  
Gocha44
06.05.2014 11:37:55
Grupa: Użytkownik

Posty: 21 #1834253
Od: 2010-12-30
Kashy skąd u ciebie takie przekonanie, że ja chcę ciebie wcisnąć w moje problemy, w moje przeżycia? To o czym pisałam to były przykłady, moje przykłady. Poprosiłaś żebym napisała o co mi chodzi gdy pytam "jak dbasz o siebie" to napisałam. Nigdzie nie zasugerowałam że ty masz w tych punktach jakieś tyły, to nie była analiza twoich problemów na przykładzie moich. Ja tak rozumiem dbanie o siebie, co nie znaczy , że ktokolwiek musi tak samo rozumieć czy dbać. Nie dałam ci również powodu abyś zaczęła czuć się winną czegokolwiek przeze mnie. Proszę przeczytaj jeszcze raz moje słowa, z czysta głową, bez myślenia "co ona chce mi powiedzieć" bo tam nie ma ukrytego przesłania , odniosłam się do ciebie tylko raz prosząc o link. Fakt uczepiłm się tego tematu, bo uważam, że to w jakiej formie go przekazałaś jest na tyle niepełne, że stało się nieprawdziwe. Zapewniam ,że analiza twoich przeżyć, uświadamianie ci czegokolwiek czzy pokazywanie nieścisłości w twoich wypowiedziach jest ostatnią rzeczą którą chę zrobić, choć widzę je i chwilami są nawet bardzo widoczne.
Nie wiem skąd takie przekonania u ciebie, czemu uważasz że piszę o tobie, ale to już nie do mnie pytanie.
  
kashya
06.05.2014 12:43:11
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1834288
Od: 2012-6-18
ok. sorki. zniecierpliło mnie to bo ktorys tam z kolei raz tłumacze to samo i to zazwyczaj osobom z sanon. przepraszam- teraz ja Cię zaszufladkowałam i podciągnęłam pod schemat (a raczej pod stereotyp który sama sobie stworzyłam). mas zracje nie ma tam oodniesien do mnie oprócz 'długa droga przed Tobą' , ale to było w jednym tylko akapiecie i to dotyczacym wybaczenia a ja niepotrzebnie rozciągnełam to na całosc Twojej wypowiedzi. to tez troche wynika z tego ze wpadam tu jak po ogien...czas...czas...do czerwca albo lipca to bede zwijała sie jak w ukropie wesoły a potem chwila upragnionego odpoczynku...
postaram sie w wakacje napisac juz ze zrodlami o tym wspoluzaleznieniu. ale tam w linku do portalu psychologicznego zobbacz sama- co uczony to definicja. ja moze powinnam wytlumaczyc ktora z tych definicji wybralam i ze do niej tylko sie odnosze . mam wrazenie ze to pomogloby uniknac czesci tej dyskusji.
  
Gocha44
06.05.2014 12:54:47
Grupa: Użytkownik

Posty: 21 #1834295
Od: 2010-12-30
Ale ja uważam, że ta rozmowa była bardzo dobra, i pokazała choćby to, co stale powtarzasz,ja zresztą też raz powiedziałam, że tą drogę trzeba przejść samemu i na swój sposób. Inie ma złych sposobów, twój jest tak samo dobry jak mój, łączy nas tylko cel, a raczej efekt końcowy i to też w ogólnym zarysie. Wszystkie chcemy być szczęśliwe, ale też nie tak samo sobie to szczęście wyobrażamy aniołek
  
kashya
06.05.2014 12:55:40
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1834297
Od: 2012-6-18
amen wesoły
  
kashya
11.05.2014 01:10:06
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1838157
Od: 2012-6-18


Ilość edycji Admina: 1
pułapki diagnozy współuzależnienia
http://www.terapia.rubikon.net.pl/html/1999/kapler9.htm
ps. przepraszam ale nie wiem jak wstawic aktywne linki
  
agamara
11.05.2014 10:02:55
Grupa: Użytkownik

Posty: 10 #1838277
Od: 2013-8-21
jest jeszcze coś takiego jak "Wiosna " - forum dla osób uzależnionych i współuzależnionych.Forum tzw jednostronne na zasadzie mityngów ale w sieci. Dużo można się dowiedzieć tam o pracy nad sobą jako osoby współuzależnionej i skrzywdzonej i o mechanizmie działania tej choroby. Jest to w systemie AA, czyli anonimowo i bez oceniania innych. Dziewczyny da się ale musicie same tego chcieć.U nas mija rok i powiem Wam ,że jest lepiej niż było dotąd, ale droga była cholernie wyboista i mam świadomość ,że to może wrócić. Ale z drugiej strony warto było.
  
Electra19.04.2024 21:24:05
poziom 5

oczka
  
kashya
11.05.2014 10:41:06
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1838318
Od: 2012-6-18
agamara super słyszeć że u Was coraz lepiej. ps.przepraszam ze sie nie odzywam- tu tez zadko zagladam ale do wakacji doba dla mnie powinna miec 62 godziny - kociokwik dosłownie wesoły
nie wiedziałam ze jest takie forum- to napewno wartosciowa sprawa wesoły dziekiwesoły
  
kashya
11.05.2014 10:44:09
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1838322
Od: 2012-6-18
kurcze...nie moge znalezc tego forum, jakies głupoty mi sie tylko wyswietlaja. mozesz podac linka?
  
kashya
11.05.2014 11:24:09
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1838347
Od: 2012-6-18


Ilość edycji Admina: 1
film (siedem czesci, trzeba otwierac kolejne) 'narkotyk zwany pornografią'
http://www.youtube.com/watch?v=h0trLqy6a5s

Proszę ci3 skorzystaj przy dawaniu linków z przycisku url ;-)
  
agamara
11.05.2014 15:16:50
Grupa: Użytkownik

Posty: 10 #1838495
Od: 2013-8-21


Ilość edycji Admina: 1
    kashya pisze:

    kurcze...nie moge znalezc tego forum, jakies głupoty mi sie tylko wyswietlaja. mozesz podac linka?


http://groups.yahoo.com/group/wiosna
  
Admin
11.05.2014 17:01:23
poziom 6



Grupa: Administrator 

Lokalizacja: Admin

Posty: 1590 #1838585
Od: 2009-6-1


Ilość edycji wpisu: 1
WIOSNA - e-mailowa grupa wsparcia dla uzależnionych od seksu i miłości

WIOSNA jest anonimową, e-mailową grupą wsparcia dla osób poszukujących wsparcia w zdrowieniu
z uzależnienia od seksu, nałogowej miłości lub z anoreksji (emocjonalnej, towarzyskiej, seksualnej).
WIOSNA działa pod patronatem wspólnoty Anonimowych Uzależnionych od Seksu i Miłości S.L.A.A.
Grupa ma charakter mityngu otwartego, jej uczestnikami mogą być także osoby spoza Wspólnoty.
Jedynym wymogiem przynależności do WIOSNY jest pragnienie, by przestać obracać się
we wzorcach uzależnienia (anoreksji) i by wyzdrowieć. Uczestnikami grupy mogą być też osoby,
które nie identyfikują się z uzależnieniem (anoreksją), ale interesują się tymi problemami.
WIOSNA jest dostępna dla zapisanych uczestników. Nie jest miejscem do uruchamiania się,
fantazjowania lub szukania potencjalnych partnerów - służy wyłącznie zdrowieniu. Nie jest związana
z żadną organizacją, ruchem czy światopoglądem religijnym lub świeckim. Chcemy razem
rozwiązywać problem swojego uzależnienia (anoreksji), odnajdując nasz wspólny mianownik
w obsesyjnych, przymusowych wzorcach, bez względu na płeć i orientację seksualną.

ZASADY UCZESTNICTWA

W naszych listach:

dzielimy się wyłącznie własnym doświadczeniem, siłą i nadzieją
nie udzielamy rad
nie teoretyzujemy
nie krytykujemy, nie oceniamy, nie komentujemy wypowiedzi
nie udzielamy informacji zwrotnych
nie załączamy cudzych wypowiedzi
nie dzielimy się szczegółowymi opisami swoich chorych zachowań
nie używamy w tekstach wulgaryzmów
nie stosujemy polskich znaków, gdyż oprogramowanie Yahoo! Groups
nie odczytuje ich prawidłowo
nie zamieszczamy ostrzeżeń przed wirusami, e-maili "łańcuszkowych" informacji ze stron internetowych, linków do nich
nie umieszczamy cytatów

Ponadto:

nie udostępniamy listów osobom spoza grupy
nie używamy pseudonimów i adresów e-mail, których nazwy mogą mieć podtekst seksualny
załączniki są zatrzymywane przez Yahoo! Groups
wszystkie listy uczestników są moderowane, listy naruszające zasady są odsyłane autorom

Jeżeli chcesz zostać uczestnikiem/uczestniczką grupy WIOSNA, wyślij e-mail na adres:
wiosna-subscribe@yahoogroups.com . Adres poczty elektronicznej jest chroniony
przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript,
żeby go zobaczyć. Zwrotnie otrzymasz automatyczny e-mail o temacie:
„Please confirm your request to join wiosna”. Kliknij na zawarty w tym e-mailu link.

Znajdziesz się na stronie Yahoo! Groups „Request to join wiosna”.
Znajdziesz tam podstawowe informacje o grupie i zasady uczestnictwa.
W tekście będą również trzy wyróżnione kolorem niebieskim linki.
Pierwszy link „See the homepage for his group” przeniesie Cię na stronę podstawową WIOSNY.

Drugi link „Join the group” przyda Ci się wtedy, gdy zechcesz zarejestrować własne Yahoo! ID,
które umożliwia dostęp do archiwum WIOSNY (w razie trudności z rejestracją instrukcja
jest dostępna u administratora grupy – skorzystaj wtedy z trzeciego linku).

Trzeci link „Join the mailing list instead” przeniesie Cię na stronę Yahoo! Groups z okienkiem,
w którym możesz wpisać krótką informacje dla administratora grupy (np. dlaczego chcesz przyłączyć się do grupy).
Po wpisaniu tekstu kliknij w „Continue”. Pojawi się informacja Membership Pending, która oznacza,
że Twoje zgłoszenie oczekuje na aprobatę administratora grupy.

Otrzymasz kolejny automatyczny e-mail o temacie: „File - Wiosna - w odpowiedzi na zgłoszenie”,
który zawiera szczegółowe informacje o grupie WIOSNA, zasady uczestnictwa,
przydatne adresy e-mail oraz krótki kwestionariusz.



Wypełnienie kwestionariusza, zaakceptowanie zasad uczestnictwa i odesłanie tych informacji
na adres administratora jest formalnym warunkiem zapisania do grupy.
Jeśli zechcesz skorzystać z instrukcji rejestracji Yahoo! ID, napisz o tym pod kwestionariuszem.

Kashya masz tonwszystko na stronie slla
_________________
A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto.
  
Admin
11.05.2014 17:09:10
poziom 6



Grupa: Administrator 

Lokalizacja: Admin

Posty: 1590 #1838597
Od: 2009-6-1
http://www.slaa.pl/index.php/e-mailowa-grupa-wsparcia-slaa
_________________
A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto.
  
agamara
11.05.2014 18:55:14
Grupa: Użytkownik

Posty: 10 #1838712
Od: 2013-8-21
osobiście mi wiosna bardzo pomogła, nabrałam dystansu i poniekąd zrozumienia nad innością i innym postrzeganiem , nauczyłam się pokory. Zrozumiałam "ich "problem,a przynajmniej próbuję i jak na razie to mi pomaga nie zwariować. To jest moja praca nad sobą aby nie wybuchać złością i nie uruchamiać chorej zazdrości i nienawiści , która do niczego nie doprowadzi. To ja mogę dać dla swojego związku i uwierzcie mi ,ale to działa. Dużo czytam i to nie tylko o seksoholizmie, ale również zagłębiam się w psychologię , która nie jest mi obca. To mi też pomogło - tzw znajomość tematu w teorii i jak każda z nas nigdy nie przypuszczałam ,ze będę musiała się wgłębić i uznać to za problem mojej rodziny. No cóz dla mnie to wyzwanie i niech tak zostanie.Kashya - twoje początkowe rady teraz procentują .aniołek
  
katrzynaz
11.05.2014 22:33:36
Grupa: Użytkownik

Posty: 23 #1838891
Od: 2014-3-25
Gocha44 dziękuję za wszystko co napisałaś. Daje to nadzieję jak pisałam wcześniej. Co prawda ja kompletnie tego nie czuję, nie wyobrażam sobie jak mogę ten ból przerobić na coś lepszego. Na razie jestem na etapie zastanawiania się on jest tego wart. Czy mój ból jest w stanie na tyle osłabnąć żeby wygrało uczucie. Chce za tydzień pojechać na grupę, przekonałaś mnie wesoły Nawet nie chodzi o to żeby posłuchać innych, ale jakoś potrzebuję bycia z ludźmi którzy też to przeżyli, dlatego jestem tutaj między innymi.
Bardzo bym chciała żeby ten czas kiedy ta najgorsza "żałoba". Boli tak cholernie że nic nie pomaga, pomysły na ulgę to mam dość kiepskie albo się wpakować w jakiś romans, odbudować trochę swoją kobiecość, poczuć się dla kogoś ważna (wiem że mój M. cały czas to mówi i deklaruje ale jakoś jego deklaracje nie są dla mnie takie ważne) albo wpakować się w jakaś sytuację gdzie będę mogła przejść takie jakby katharsis np czytając te nieszczęsne SMS. Może się wybeczę za wszystkie czasy i będę mogła pójść do przodu.
  
katrzynaz
11.05.2014 23:31:26
Grupa: Użytkownik

Posty: 23 #1838937
Od: 2014-3-25
A i ja tez wszystkie szczesliwe chwile neguje smutny
  
Electra19.04.2024 21:24:05
poziom 5

oczka

Przejdz do góry strony<<<Strona: 8 / 13>>>    strony: 1234567[8]910111213

  << Pierwsza     < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » INNE CHOROBY » MÓJ MĄŻ SEKSOHOLIK

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny

Marzycielska Poczta. darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków