Mój mąż seksoholik
dzieki wesoły
cenne dla mnie info dotyczace wspoluzaleznienia.
nie bronie sie przed postawieniem diagnozy ze jestesm wspoluzalezniona- jestesm idealna, modelowa partnerka seksoholika i innego holika wiec to nie chodzi o to ze sie migam wesoły tylko nie wiem na co NAJPIERW powinnam polozyc nacisk czy na wspoluzaleznienie czy DDA.
to co napisalas o s-anon bardzo jest dla mnie pomocne wesoły zaczne chodzic na mityngi.

natomiast nie zgadzam sie co do aleksytymi- cehcy aleksytymiczne faktycznie wspolgraja z uzaleznieniami natomiast stopien 'zaawansowania' bywa rózny. a z tego co ja o aleksytymii wiem to jednak współpraca terapeuty z partnerem jest jedynym sposobem na terapie tego zaburzenia osobowosci(pisałam o rodzicu, bo przeciez sa tez nieletni aleksytymicy, nie chodziło mi o to ze to ja jestem rodzicem albo go zastepuje).poza tym zwróc uwage ze ja nigdzie nie pisze ze chce pracowac nad jego nałogiem oprócz 'kawałka' nakładajacego sie na aleksytymie, czyli emocji (konkretnie nazywania ich i identyfikowania- wg konkretnych zalecanych codziennych cwiczen) ani tez ze czuje w sobie jakakolwiek moc zeby go zmienic.
w Twojej wypowiedzi- z całym szacunkiem i docenianiem tego co napisałas- pobrzmiewa własnie ten ton, ktorego sie obawiałam w kwwestii 'zaszufladkowania'- nie dopuszczanie myśli ze ktos moze miec jednak nieco inna sytuacje. u mojego męża wzorzec uzaleznienia jest nietypowy. oczywiscie mozna zaraz powiedziec ze nie o wszsytkim wiem, ale po pierwsze w takim razie trzeba by wykluczyc kwestie zaufania na zawsze, co pociaga za soba rezygnacje ze zwiazku a po drugie tu trzeba własnie poznac osbiscie mojego meza i nasza historie a wtedy bez problemu mozna w to uwierzyc- krzywa gaussa ma nie tylko częśc srodkową a kazda reguła notuje odstępstwa...)ze mozna nawet zaryzykowac stwierdzenie ze te chore zachowania seksualne sa tylko 'produktem ubocznym' aleksytymi ( a zazwyczaj aleksytymia jest tylko elementem pogłębiającym i/lub/ sprzyjącym uzaleznieniu). pewnie wywołam tu jakis spór, ale po przemysleniu wielu kwestii o ktorych musiałabym tu sie rozpisywac w bardzo wielu słowach, moge jednak stwierdzic ze to nie jest tak ze dalam sie 'wkręcic' w aleksytymie. zwłaszcza ze wyraznie napisałam- 'na tym etapie'. czyli dokładnie dwa i pol miesiaca z czego miesiac mnie nie było. zostaje nam raptem poltora miesiaca- to chyba nie jest czas kiedy mozna stwierdzic ze dałam sie w cos wkrecic? i szczerze mowiac ja nie zdecydowałabym sie na stawianie kategorycznych diagnoz czy oceniania sytuacji na podstawie tak szczatkowych danych- nie gniewaj sie, ale interesowały mnie raczej Twoje doswiadczenia a nie ocenianie mnie (co jako osoba 'w podobnej sytuacji zawodowej' sama powinnas wiedziecwesoły ani tym bardziej stawianie diagnozy czy wydawania zalecen.

liczyłam raczej na wypowiedz typu: u mnie było tak, tak i tak, i zrobiłam taki i taki bład, a potem to i to poprawiłam (lub zrobiłam to i to dobrze) i przyniosło to taki a taki skutek. obecnie znajduje sie na takim i takim etapie, a chciałabym/powinnam zrobic jeszcze to , to i to.

oczywiscie ze nie jestesm za to odpowiedzialna i wcale tej odpowiedzialnosci na siebie nie biore. nie zamierzam zachowywac sie jak jego rodzic ani nianczyc ani terapeutyzowac- naprawde tak odebrałas moją wypowiedz? jesli tak co co o tym swiadczy? bo jesli fakt ze czytamy i rozmawiamy wspolnie na ten temat to szczerze mowiac nie widze sposobu na unikniecie jakiegos stopnia zaangazowania- sama piszesz ze literatura i wiedza pomogły Ci zachowac rozsądek wesoły zeby literatura mogła pomoc to trzeba ja czytac. i ja własnie to robie. zeby pracowac nad zwiazkiem i relacjami trzeba rozmawiac- i my własnie to robimy. nie zapominajmy ze dopiero mineło dwa i pół miesiaca- nawet przy baaardzo szybkim tempie czytania nie udałoby mi sie zrobic tego szybciejwesoły piszesz ze moja wiedza nie jest lepsza od jego wiedzy- cóż, nie do konca tak jest- swiadczy o tym fakt ze jednak trwał w uzalezniu i zaprzeczeniach tyle lat mimo swojej wiedzy i dopiero teraz robi z niej użytek, raczej mozolnie ją na nowo zdobywajac niz korzystajac z tego co juz wie (to tak jakbys pwoiedziala ze nie ma lepszych i goszych psychologow, lekarzy czy prawnikow- jesli ja dysponuje wiekszymi zasobami to nie wyobrazam sobie sytuacji zeby nie 'podzielic' sie z nim tym co wiem a jednoczesnie twierdzic ze go kocham i chce budowac nasz zwiazek na nowo, to chyba nie o to chodzi....)

rozumiem ze wsszystko co napisałas było w dobrej wierze i dziekuje za to. szczególnie za spojrzenie na współuzaleznienie w sensie takim, ze tak czy siak wspoluzaleznionym sie jest z samego faktu bycia partnerem osoby uzaleznionej- niezaleznie od tego czy przejawia sie wszystkie cechy (ja przejawiam ich jakies 10 procent ale moze to faktycznie wystarczy i nie ma co marudzic?).
jesli mogłabys odniesc sie do tgo co napisałam o moich konkretnych działaniach jesli widzisz w nich cechy postepowania osoby wspoluzaleznionej to tez bardzo bym to doceniła. mam tu na mysli to co robie oprócz czytania literatury i rozmow z mężem, bo te jak rozumiem oceniasz jako niewłasciwe? przyjmuje oczywiscie Twoje zdanie na ten temat, choc pozostane przy swoim- uwazam ze zostawienie go teraz całkiem samego, na tym narawde wczesnym etapie nie jest dobre- najwyzej życie zweryfikuje moje podejscie. natomiast jesli w pozostałych rzeczach- typu wyjazd na wczasy czy zaczecie nowych studiow itd widzisz cos zagrazajacego to powiedz prosze- z zewnatrz to wyglada pewnie inaczej.

nie odbierz tez tego co napisałam jako odrzucenie Twoich racji - po prostu nie uznaje istnienia jedynej słusznej drogi a w tych kilku postach na forum raczej trudno przedsstawic wszystko az tak dokładnie, żeby osoba ktora to przeczyta miała wyrazny obraz sytuacji(z kolei powszechna tendencja do generalizowania i projektowania swoich doswiadczen na innych tez z pewnoscia naklada sie na rozmowy na forum i ja to rozumiem- trudno abstrahowac od siebie samego(dodatkowo musiałabym załozyc ze Twoja wiedz- znow z całym szacunkiem- jest wystarczajaca do stawiania diagnoz, a sama rozumiesz ze jest to dosc lekkomyslne w odniesieniu do nieznanej osoby i swiadczyloby raczej o mojej naiwnosci niz rozsadkuwesoły. jesli pozwolisz- zaczerpne z Twoich doświadczen rzeczy na ktore jestem gotowa, lub te z którymi sie zgadzam wesoły i za nie bardzo dziekuje wesoły

byc moze czas pokaze ze i w pozostałych rzeczch miałas racje- wtedy naewno to napisze, chocby po to zeby inni czytajacy te wypowiedzi mieli kolejny argument i kolejna wskazowke jak postepowac (lub jak nie postepowac).


  PRZEJDŹ NA FORUM