Mój mąż seksoholik
    kashya pisze:


    po prostu ja jednak- mimo twojego przypuszczenia w jednym z postów- nie jestesm Tobą z przed roku, a mój mąż nie jest Twoim mężem wesoły Natura lubi róznorodnosc nawet w obrębie jednego gatunku oczko

Różni nas wiek i wzorce (mój np, nie miał prostytutek, więc oszukiwałam sie długo, że jego wzorce sa łagodniejsze, "lżejsze"). Widzę siebie, ponieważ tak samo byłam pewna, że nam sie uda bardziej niż innym, u których na na pewno "seksoholizm", a u nas bardziej uzależnienie od miłości (to takie moje trwanie w zaprzeczeniu); ale to bardziej okazało sie "także", a prostytutek nie było ze strachu, chociaż wcale nie wykluczam, ze jeszcze jakiś trup nam z szafy wyskoczy.

    kashya pisze:


    piszesz ze ponad rok temu doznalas olśnienia w ciagu jednego, ale to znaczy ze widzialas wczesniej co robi? w sensie ze np jakies strony na necie itp? nie musisz oczywiscie odpowiadac- to juz tak naprawde tylko moja ciekawosc- po prostu zastanawiam sie co mogła widziec osoba na tyle swiadoma- widziec i nie widziec jednoczesnie. ale tak jak mowie- to juz moja ludzka ciekawosc wesoły

Jestem DDA i jak wiesz - z taką dziurawą osobowoscią, mozna widzieć i nie widzieć równocześnie. Można widzieć i usprawiedliwiać, można widziec i obwiniac siebie, można wmawiac sobie, ze się przesadza, że sie zwariowało, można widzieć i miec poczucie, że da sie zmienić, skontrolować.
Nieleczone DDA to prosta droga to współuzaleznienia i uzależnienia.
Przez jakiś czas myslałam, ze mamy po prostu kryzys, potem, że dłuższy kryzys, a potem, że ostry kryzys (takie kryzysowe 3 lata); ostatni rok przed wysypaniem to było coś tragicznego, mój mąż potrafił spędzać wiele godzin na flirtowaniu na czatach, na pisaniu na portalach społecznościowych, na zgrywaniu porzuconego męża, o dobrym i czułym sercu, którego żona nie docenia itp. itd. Paradoksalnie było wtedy miedzy nami bardzo dużo seksu, im gorzej w relacjach, tym seksu więcej; po prostu seks był na pogodzenie, seks na stres, seks na dokończenie internetowego flirtu, po prostu jedno wielkie uruchomienie; po drodze, jako emocjonalnie opuszczona żona przeżyłam internetowy romans z dawnym kolegą.
Mieliśmy z męzem mnóstwo rozmów, wyjaśnailismy sobie różne rzeczy, mówiliśmy o uczuciach (głównie ja mówiłam), wychodzilismy na romantyczne spacery, kolacje... i tak dawałam sie znieczulać.
Aż pierdyknęło.
Po prostu - pewnego dnia zobaczyłam w historii czatu coś, co mnie ostatecznie powaliło i co potwierdziło, ze nie zwariowałam, że nie mam obsesji, że to nie "po prostu zwykła znajomość" "to nic nie znaczy", "to tylko słowa" - zapis kulkugodzinnego cyberseksu. Spadły mi ostatnie łuski z oczu; wyrzucilam go z domu, stwierdziłam, ze nasze 15-letnie małzeństwo uznaję za niebyłe.
Całą noc spędziłam na poszukiwaniu jakiegoś pktu zaczepienia, zaczeła do mnie wracać wiedza ze studiów, konsultowałam sie z przyjaciółką od uzależnień. Miałam juz wiedzę, co to jest i byłam przerażona.
Zresztą, bywam przerażona do teraz - co z tego, że jest wola terapii, pracy itd itp, skoro to jest takie g... które wpływa na każdą! cząstkę naszego życia, naszych relacji. Teraz, jak coś jest nie tak (np. uruchomił sie, czy popłynał w inny sposób), to ja to rozpoznaję - po tonie głosu i po odległości w łóżku.
Nie mam złudzeń.

    kashya pisze:


    piszac to wszsytko mam cały czas w pamieci po pierwsze to ze zdania uczonych zwykle sa podzielone

Oczywiscie oczko
Naukowcy swoje, a chorzy swoje: "Pływamy różnymi stylami, topimy się jednakowo".


  PRZEJDŹ NA FORUM