Mój mąż seksoholik
    ikar pisze:


    Od ponad trzech miesięcy walczę z seksoholizmem. To bardzo trudny i bolesny okres, ale jest on pełen wiary, nadziei i miłości. Nie stoi za mną bogate doświadczenie. Niemniej chcę się podzielić pozytywnymi doświadczeniami z tego okresu. Wbrew częstym opiniom i przytaczanym doświadczeniom nie miałem żadnej wpadki. Nasze małżeństwo pomimo ciężkiego kryzysu związanego z ujawnieniem mojego nałogu trwa nadal. Wiem, że to dzięki mojej żonie, która mimo cierpienia była w stanie dostrzec szansę dla naszego związku. Nastąpiło pomiędzy nami wiele pozytywnych zmian wynikających głównie z mojej pracy nad samym sobą i nad naszymi relacjami. Zdołałem się otworzyć i dostrzegłem cały świat uczuć i emocji, które wczesniej były tłumione przez kompulsje seksualne. Zacząłem je odkrywać i nad nimi pracować. Obserwuję u siebie wiele pozytywnych zmian , a zdaję sobie sprawę, że to dopiero początek. Już sam ten fakt pozwala mi pozytywnie patrzeć na przyszłość mojego małżeństwa.

Walcz i pisz!
Dawaj swoje świadectwo.
Mam tylko nadzieję, że nawet jak bedzie jakis kryzys i czy wpadka, to również ją opiszesz, żeby nie lukrować procesu zdrowienia.
Wg Carnesa - pierwsze 3 miesiące - euforia, potem realizm, bywa zniechęcenie, potem mała stabilizacja, a w drugim półroczu - możliwy kryzys. Po ok dwóch latach - można poczuć co jest czym i czy sie przetrwa w zwiazku.
Jak próbowałam przyspieszać - dostawałam po głowie. To wszystko musi mieć swój czas.

Sposób Twojego pisania przypomina mi styl mojego m., który ma prawdziwy talent literacki i potrafi przepieknie opowiadać o swoim zdrowieniu (nawet, gdy go nie było).

    ikar pisze:

    Optymizmem napawa ogromne wsparcie, jakiego doznaję od mojej żony. To ona przecierała szlaki w internecie, wertując posty i przeglądając fora seksoholików. Podrzuca mi lektury, a przedewszystkim pracuje ze mną, pogłębiając moje rozumienie mechanizmów nałogu i zasad zdrowego partnerstwa, które tak naprawdę odkrywam dopiero teraz.

A we mnie jest strach i ścisk w dołku - współuzależniona, na maxa, matkująca zarówno w chorobie jak i zdrowieniu. Ja sie wypaliłam przy takim podejściu, przestałam dbać o swoje zdrowienie, swoje potzreby; mam nadzieję, że z nią tak nie będzie.

    ikar pisze:


    Wiem, że pomimo postępującego procesu zdrowienia seksoholikiem pozostaje się do końca życia (tak samo, jak niepijący alkoholicy), ale piszę o moim nałogu w czasie przeszłym, bo tak go w tej chwili traktuję. To coś potwornego, czego skutków będę doświadczał do końca życia. Ale to życie będzie już wolne od przymusu, normalne i zdrowe.

Dawaj zatem świadectwo.


  PRZEJDŹ NA FORUM