Mój mąż seksoholik
    Gocha44 pisze:


    Wychodzenie ze współuzależnienia to długotrwały proces, bardzo bolesny i długi i niestety nie ma tu drogi na skróty, nie ma ułatwień, ani podwózki. Trzeba ją samemu przejść, wiele razy upadając.

Zdałam sobie sprawę, że moje wspóluzależnienie ma baaaaardzz głebokie korzenie jeszcze w dziecinstwie, ponieważ brałam na siebie odpowiedzialność za trzeźwienie mojego ojca - alkoholika, ale też za nastroje matki, która wtedy nie była w terapii; zawsze robiłam dużo więcej niż musiałam i uwazałam, że ze wszystkim sobie poradzę i generalnie WSZYSTKO MOGE: mogę nawet zmienić innego człowieka. To bylo mi potrzebne, aby przeglądac sie w cudzych oczach, rozdmuchiwać moje słabe ego.
Później chciałam zmieniać mojego chłopaka, a gdy stał sie moim mezem - także zmieniać go tak, aby pasował do moich fantazji i wyobrażeń. Gdy wyszło uzależnienie, to po pierszym szoku, który byl ciosem w moje wyobrażone dotychczasowe życie, chciałam też zmienić go w zdrowego, ale tak, by byl zdrowy zgodnie z moim wyobrażeniem o zdrowiu. Stad też w pierwszych miesiącach żyłam w euforii i zaprzeczałam faktom, że jednak nie zdrowieje. Nie chciałam przyznac sie do tego, że nie akceptuję "jego jako jego", tylko jego "pod warunkiem". znowu więc brałam odpowiedzialnośc za jego zdrowienie: podsyłałam kolejne artykuły, linki do specjalistów, krytykowałam, że za mało pracuje, że sie oszukuje, nie widzi swoich wad, kłamie, manipuluje itp. Przytłaczałam go swoim chciejsctwem i znawstwem.
A wydawało mi sie, że to, co robię, to najlepsze, co mogę zrobić, bo przeciez ja wiem jak powinno być.
Dopiero jak go zaakceptowałam i odpuściłam, zaczeło sie prawdziwe zdrowienie i moje i jego - a zaczęło sie całkiem niedawno, dopiero kilka miesiecy temu, a z rozpoznanym uzaleznieniem jesteśmy ponad rok.

    Gocha44 pisze:

    Minimalizm napisz proszę jak radzisz sobie ze złością .

Złoszczę sie.
Uczę sie jednak nie mieć huśtawek: od euforii do czarnego doła.
Rozmawiam z przyjaciółmi ze wspólnoty, korzystam z kontaktu ze sponsorką, chodzę na mityngi, pracuję nad sobą.
Korzystam z umiejętności rozmowy zdobytej na mityngach - mowieniu o sobie i za siebie.
Dzięki uczeniu sie akceptacji - mam w sobie mniej destrukcyjnej złości, niż kiedyś.


Wspólnota Zdrowiejących Par
http://www.recovering-couples.org/
Ja póki co nie jestem gotowa na zdrowienie związku, bo sama nie jestem zdrowa; dopiero odkrywam nowe rzeczy w sobie, jak np. anoreksję emocjonalną (a może aleksytymię?); mój m. dopiero uczy sie mówić cokolwiek szczerego o sobie w mojej obecności.


  PRZEJDŹ NA FORUM