nie mam siły by dalej żyć...
Witam!
W sumie nie wiem od czego zacząć....
Minęło już 10 lat...10 lat, w którym wiele zmieniło się na gorsze.
Pamiętam ten czas kiedy miałam 20 lat.Chodziłam wtedy do liceum.
Spędzałam długie noce na odrabianiu zadań.Uczestniczyłam w treningach Kyokushin, grałam w piłkę.
Miałam dużo znajomych; żadnych problemów w nauce. Zdobywałam nagrody w licznych konkursach.
Wszystko się układało tak jak u przeciętnego 20-latka.
Układało się dobrze.
I nagle coś we mnie pękło.
Był taki moment, że zaczęłam dostrzegać ludzi, którzy leżeli w szpitalach, chorych, cierpiących.
Ludzi żyjących w biedzie, którzy nie mieli tego co ja.
Zaczęłam się wtedy nad tym wszystkim zastanawiać...jednocześnie bardzo chciałam im wszystkim pomóc.

Na początku szkoły średniej zmieniliśmy miejsce zamieszkania.Byłam to wymuszona sytuacja.
Zamieszkaliśmy na drugim końcu miasta.W dzielnicy,która jest bardzo zaniedbana.
Trudno było mnie się pogodzić ze zmianą miejsca zamieszkania , z utratą przyjaciół, ale musiałam ta jakąś przyjąć i przyjęłam.
Chodziłam już wtedy do liceum...Byłam dobry uczniem. Zależało mnie na tym dlatego ,że w klasie była mocna rywalizacja między uczniami a ja nie chciałam zostawać w tyle.
Uczyłam się bardzo dużo.
Którego dnia ojciec miał udar. Wywrócił się w kuchni nad ranem.
Pamiętam jak wielkie to zaskoczenie było. Później posypały się inne tragedie, o których już nie wspomnę.
Zaczęłam odczuwam przeraźliwy lęk i samotność w tym wszystkim. Wpadłam w depresje.
Znalazłam się u lekarza ,po przedawkowaniu leków.
Uczestniczyłam w psychoterapii ind. ale nie wiele ona pomogła.Mam dość obsesyjne zainteresowania. Terapeuta jakoś nie nadążał za tym wszystkim.
Terapię skończyłam .Dalej kontynuowałam leczenie, ale już z innym rozpoznaniem.
Nigdy nie potrafiłam zrozumieć tego na co zapadłam.Nie rozumiałam dlaczego tak się stało i czemu akurat to mnie spotkało.
W dodatku przerażało mnie to wszystko. Kolejni psychiatrzy którzy próbowali dobrać leki.
...Minęło 10 lat tego leczenia. Nie za wiele się zmieniło. Skończyłam z dobrym wynikiem jedynie studia.
Był ze mnie jeden z wyróżniających się studentów, ale bardzo pogubionym.
Udało mnie się dość do siebie po 6 latach leczenia, ale na krótko.
tak naprawdę mam odczucie ,ze była to taka cisza przed burzą ,która się rozpętała.
W marcu skończyłam 30 i totalnie zapadła się w sobie. Przerwałam staż na uczelni ponieważ nie potrafiłam unieść trudów codziennego życia i tych wspomnień które tkwią we mnie przez tyle lat.
Czułam kończąc studia przeraźliwe zmęczenie. Chciałam uciec i uciekłam.
Odłożyłam leki.
I znowu wszystko wróciło, ale w mniejszym nasileniu.
Teraz można powiedzieć ,że jest dobrze , ale jest tragicznie.
Czuję się winnie za to wszystko. Za ta chorobę. Za to że moja rodzina się stacza.
Za wszelka cenę starałam się to wszystko naprawić , zmienić ale w którymś momencie zrozumiałam ze nie zmienie ludzi, tego co sie wydarzyło.
W trakcie studiów poznałam lekarza, który walczył z nowotworem i zmarł w końcówce dyplomu.
Był jednym człowiek iem którego udało mnie się dopiuscic do siebie.Który zawsze był i dla którego warto sie było starac bo i on sie starał.
Podchodfził do tego wszystkiegoo w innym sposób, strając sie chociaz zrozumieć.
Po jego śmierci zrobiła się ogromna pustak.
Nie było już osoby która w jakiś sposób próbowała by go zastąpić.
dzisiaj kontynuuje leczenie. Jednak juz w nie kompletnie nie wierząc.
Wiem,ze moje życie zależy od mnie i od nikogo innego, ale nie mam siły by żyć.
By ponosić trudny tego leczenia.Nie mam ochoty na kontakty z innymi, na rozmowę, na pasje. To wszystko się pozamykało.
Najgorsze jest to,że jest tylu dzisiaj psychiatrów ale każdy myśli o tym żeby odwalić dniówkę i wrócić do domu. W simie po części to rozumiem, ale patrząc na moje życie niezrozumiały jest dla mnie faktem,że muszę zjawiać się na konsultacjach po to by brać leki.
Po co ...dla kogo....dla siebie?
Ja tego nigdy nie chciałam....po co dla rodziny, która się rozsypuje....dla przyjaciól,którzy patrzą na siebie....
Po co to wszystko....ja tego nie chcę...jestem zmęczona.
Nie mam siły by dalej żyć...
Przepraszam za błedy w tekście....


  PRZEJDŹ NA FORUM