seksoholizm
mój mąż -seksoholik
marka - przeczytasz pewnie wiele opinii- jak widac ja i minimalizm różnimy sie dosć w naszym podejściu. Sama zdecyduj co wybierzesz dla siebie. pewnie jeszcze jest wiele innych oprócz tych które my reprezentujemy.
jesli chodzi o wykształcenie- tak, pomogła mi bardzo wiedza psychologiczna. nawet powiem ze bardzo bardzo.zwłaszcza ta pierwsza fala- wiesz, jak tsunami- to własnie wiedza psychologiczna pomogła mi uporzadkowac wiele rzeczy, zebyrac do kupy jakies elementy z których wyłonił sie wzorzec ogólny. to tez był troche taki mechanim obronny- intelektualizowanie problemu. ale dzieki temu nabierałam dystansu do uczuc które mna targały. mechanizmy obroone matka natura wymyslila własnie po to zeby przezywac takie sytuacje w miare z jak najmniejszymi stratami. to jak po wypadku- w pierwszej chiwli nie czujesz bólu i to ci pozwala uciec od zagrozenia, schowac sie do norki a potem dopiero mozesz lizac rany (i potem to juz nistety boli....- ale za to jestes bezpieczna).

w skali stresu zdrada jest prawie na górze - jeden z najsilniejszych stresorów zycia codziennego (na czubku jest smierc wspolmałzonka/dziecka, potem własnie rozwód i zdrada a potem utrata pracy). w takiej sytuacji jak nasza normalne jest przezywanie żałoby. to moze trwac do dwóch lat. jesli dłuzej niz pół roku utrzymuja sie objawy silnej depresji to warto isc do psychiatry. ta załoba, podobnie jak taka po smierci kogos bliskiego ma swoje etapy- na poczatku szok, potem złosc, potem walka i pytania dlaczego ja, potem targowanie sie z losem i próba ogarniecia lub...depresja. potem juz zaczyna byc lepiej. tych klasyfikacji jest oczywiscie kilka ale nie różnia sie jakos znacznie. w wiekszosci z nich podkreslane jest ze najtrudniejszy nie jest pierwszy okres - czyli szok i zaprzeczanie, tylko ten kiedy do nas naprawde dociera rzeczywisctosc. nie wiem na jakim etapie jestes- te poczatkowe przebiegaja dosc szybko jeden po drugim. pisze to zebys w razie czego była gotowa na pogorszenie nastroju i wiedziała ze to normalne i ze minie wesoły

minimalizm - od razu tchnęło optymizmem wesoły to trzymam kciuki.
jesli chodzi o kontrole- na początku jest to jakies rozwiązanie. u mnie jest o tyle łatwiej ze to on tą kontrolę po prostu mi oddał. sam z własnej inicjatywy - uznał po prostu ze to jest cos co moze dla mnie zrobic tak na juz, zanim czas pokaze jak bardzo on sie zmienil i ze moge mu ufac. a ja mogę z tej kontroli skorzystać jesli chcę i kiedy chcę. na początku robiłam to często. teraz- w zasadzie wcale. właczam funkcje gdzie jest diecko kiedy on wraca z pracy a ja robie kolacje przy swiecach i chce sie wyrobic akurat na jego przyjscie... oczko
ale myslę, że jeszcze nie raz sprawdzę - tak na powaznie. tak na wszelki wypadek wesoły jak to mówią- lepiej dmuchać na zimne...

oczywiscie kwestia tej kontroli tez jest przemyslana i uzasadniona teoretyczniewesoły wesoły jak wszsytko co robimy w kwestii naszego zwiazku - to swiadome budowanie, nie na slepo, nie na chybil-trafil. jakby ktos byl mocno zainteresowany to moge to opisac...ale to dłużynawesoły

rozumiem, ze podkreslanie ze nie znalazłas badan ze kontola działa in plus oznacza, ze znalazłas badania mowiace ze kontola szkodzi? chętnie zapoznam się z nimi. daj namiar. zawsze warto zweryfikowac swoje podejscie. moze w tych tekstach znajde cos co kaze mi zmodyfikowac nasz sposob na zycie.

nie uważam też- i zresztą mój mąż to podkreśla, żeby on zdrowiał wyłacznie dla mnie. napewno to groźba rozstania była wyzwalaczem i od tego zaczeło sie zdrowienie. ale im bardziej jest w nim zaawansowany, tym bardziej widzi że chce to robic dla siebie. zeby być lepszym człowiekiem. żeby miec do siebie szacunek. żeby
nauczyć sie cieszyc zyciem. i jeszcze żeby sto innych rzeczy. strasznie się z tego ciesze.

ja też nie zyje ani wyłacznie dla niego ani na nim nie wisze. w miedzyczasie zrobiłam kolejne studia, zaczynam od czerwca nową fajną pracę, mam swoje hobby i pasje, którym poswięcam sporo czasu. mam swietne relacje z rodzina, nie odsunełam sie ani od zycia ani od ludzi.

kiedy pierwszy raz tu pisalam bardzo sie bałam tego co bedzie i przerazalo mnie to, ze wypowiedzi innych osób przecza wielu moim przemysleniom, ale kkoniec konców- zrobiłam po swojemu. i nie żałuje.obym nie żałowała za kolejne dwa lata a potem kolejne... pisze to na wypadek gdyby ktos czytajac to formu przezywał taka jak ja frustracje ze zamiast isc utarta droga chce robic cos po swojemuwesoły

ale dla mnie można nie wieszac sie na sobie a jednoczesnie dbac bardzo o swoj zwiazek i o niego walczyc i nad nim pracowac. nic w tym złego - wszak motywuje nas najbardziej to co stoi na szczycie naszej piramidy waznosci- u mnie związek jest nie na samiutkiej górze, ale miesci sie w scisłej czołówce. wiec dlaczego nie miałby byc motywacja do działania? oczywiscie chore jest to wtedy kiedy pomija sie wszsytkie inny wazne motywacje. my nie pomijam. nie koncentrujemy sie wyłacznie na tym zeby byc razem za wszelka cene- zreszta nie stawiamy w ogóle tego pod znakiem zapytania. to aksjomat- jestesmy małzenstwem, mamy problem i go rozwiazujemy. nikt nie pyta o odejscie.. nie zaniedbujemy innych aspektów naszego zycia. wymaga to wiele siły i czasem jej brak. ale nie poddajemy sie. i na razie się udaje. w zasadzie moge smiało po tych dwóch latach stwierdzic ze na dzis nie załuje zadnej swojej decyzji a podejscie ktore wybralismy w naszym przypadku bardzo sie sprawdza.

Tobie minimalzm, i tobie marka, też życze zeby Wasze podejscie sprawdziło się w Waszym przypadku. powodzenia! trzymam mocno kciuki wesoły


  PRZEJDŹ NA FORUM