Mój mąż seksoholik
wiesz co, myslę, ze nikt nie zna Twojej sytuacji lepiej niż Ty. nie ma jednej drogi ani jednej recepty. milion szegółów decyduje czy danej parze sie uda czy nie.
piszesz ze zdałas sobie sprawe ze nie walczysz. bezruch - stanie w miejscu- to nie moje klimaty. ale pamiętam ze na początku pojechałam na miesiąc daleko od domu, w miejsce gdzie diabeł mówi dobranoc. niby na wczasy zdrowotne, ale tak naprawde nie brałam udziału w zajęciach. mysłam, czytałam, rozmawiałam z mężem przez telefon. właściwie od samego początku wiedziałam ze chcę walczyc i walczyłam. ja musze działac.

ale sa soby, które potrzebują wiecej czasu zeby sie pozbierac. może Ty własnie do nich nalezysz?

książki poszły na półke- czytanie bolało. ja potrafiłam je czytac z pozycji obserwatora- taki mech. obronny intelektualizowanie. wtedy odcinaja mi się emocje. przydaje się, choc tak czy inaczej trzeba ise z czasem z tymi emocjami zmierzyc. ucieczki neistety nie ma. ale na pierwszy ogień sie bardzo przydało wyłaczenie ich. jeśli Ty tak nie potrafisz, to faktycznie nie ma co na siłę czytać.

z pomysłów które mi przychodzą do głowy:
- opowiadanie o tym wszytkim dookoła wesoły ( niby dodałam usmiech, ale ja na przykład opowiedziałam wielu osobom- nie chciałam ukrywać, bo jakby sie jednak nie udało to potem musiałabym sie tłumaczyc wszsytkim czemu zostawiłam taki chodzacy ideał, a poza tym jak opowiadałam to po raz setny to za kazdym razem mniej bolało. na zachodzie jest nawet taka procedura leczenia urazów emocjonalnych- np. po smierci bliskiego, ze sie pisze o tym bardzo szczegółowo a potem na sesjach terapeutycznych dziesiątki razy sie czyta na głos. za któryms razem przestaje tak bolec. to taka technika zanurzeniowa)
- zupełne odcięcie sie i zajecie sobą- ja nie jestesm w stanie wdrozyc takiego rozwiażania, ale wiem ze sa osoby co potrafią albo przynajmniej robia to cześciowo
- czytanie wspierajacych ksiązek z serii 'balsam dla duszy'oraz ogladanie filów z happy endem (byle nie romantycznych - przynajmniej dla mnie było to nie do zniesienia i dopiero niedawno zaczełam je ogladać na nowo)
- medytacja lub rozwój duchowy zgodny z Twoja religia (lub jej brakiem) - znam osoby którym to pomogło
- udawanie ze nic się nie stało do czasu az nabierzesz sił- to technika zakopywania kłopotów pod krzakiem agrestu do nastepnej wiosny wesoły
- terapia indywidualna lub grupowa - wcale nie musisz mówic na niej wyłącznie o tym co teraz sie stało.
- może zacznij pisac? pamiętnik? bloga? jesli bloga to podaj link będziemy komentowac oczko
- zajmij sie pomaganiem innym- wolontariatem , praca na rzecz schroniska dla zwierzat, dokarmiaj bezdone koty - popatrz na to z perspektywy ze inni moze nawet bardziej cierpia?
- ja (trudno mi ppowiedziec jak jest w twoim przypadku) zawsze w chwilach zwiatpienia przypominam sobie ze gdyby nie wydało sie jego uzaleznienie to zylibysmy dalej obok siebie a nie ze sobą- to była jedyna szansa na prawdziwy zwiazek 9tyle, ze nigdy nie zwatpilam w to ze go kocham a on kocha mnie, i ze ze chce byc z nim)

bede dopisywac jak mi cos przyjdzie do głowy.
a ty tez pisz- zawsze to krok do przodu (albo w bok, ale zawsze jakis ruch wesoły


  PRZEJDŹ NA FORUM