Mój mąż seksoholik
Dawno tu nie byłam, sprzatajac skrzynke pocztowa trafiłam na Was wesoły Czytam i czytam i tak poczułam, ze mam wam trochę do powiedzenia.
Kashya dużo piszesz, ale tak naprawdę to nie jestem w stanie sie z tego twojego pisania dowiedzieć jak sobie radzisz, co robisz dla lepszego samopoczucia, jak odgruzowujesz siebie, bo niewątpliwie dwa lata temu "sufit spadł ci na głowę. Natomiast świetnie wiem jak czuje sie twój M, jakie zrobił postępy, jakie przeszedł terapie. Nie mam pojęcia co robisz dla siebie? Nie mówię tu o fizycznym dbaniu, a o radzeniu sobie z emocjami. I czy w ogóle coś robisz. Katarzyna poprosiła cię o radę "jak walczyć", podałaś jej szereg propozycji, z których tylko jedną Ty wykorzystałaś " opowiadanie o tym co ci się przytrafiło", cała reszta rad tobie się nie przydały/udały. Te rady są bardzo dobre, ale też bym je odrzuciła, gdybym je tak postrzegała jak Ty.
"- zupełne odcięcie sie i zajecie sobą- ja nie jestesm w stanie wdrozyc takiego rozwiażania, ale wiem ze sa osoby co potrafią albo przynajmniej robia to cześciowo" brr, wcale się nie dziwię, że nie jesteś w stanie tego zrobić, bo brzmi to okropnie dla kogoś kto chce ratować związek wesoły A o co w tym chodzi i dlaczego Ja mówię że to jest dobre? Przede wszystkim użyłabym słowa oderwanie zamiast odcięcie. Chodzi o to żeby pozwolić dorosłemu przecież człowiekowi radzić sobie samemu ze swoimi emocjami, uczuciami i konsekwencjami swoich czynów,żeby nie brać ich na siebie. Oderwanie całkowite od jego problemów nie znaczy, że masz przestać się nim interesować, przestać robić czegokolwiek dla niego, nie przejmować się jak ma problemy w pracy, czy nie doradzać.Oderwanie to zgoda na przyjęcie jego takim jakim jest, na pozwolenie mu żeby żył tak jak chce, żeby robił tak jak chce,
żeby decydował sam o każdym swoim ruchu. Co oczywiście stoi w sprzeczności z kontrolowaniem i zakładaniem podsłuchów, czy programów szpiegowskich.
Kashya, piszesz że można upilnować seksoholika, można go sprawdzać i dzięki temu dopilnować i mieć pewność co uczciwy jest.A Pierwsza rzecz, która mi przyszła na myśl po przeczytaniu tego to informacja, że alkoholik potrzebuje alkoholu aby przerwać trzeźwość, a seksoholik ma wszytko przy sobie stale. Tak jak alkoholik, musi podnieść do ust i wypić, tak seksoholikowi wystarczy użyć wyobraźni. Powiedz, czy to że twój M będzie się z tobą kochał i w tym czasie fantazjował i widział w tobie prostytutkę, to jest to zdrada, czy nie? to jest to fer, czy nie? Czy tak byś chciała? Bo ja bym nie chciała. Poza tym znam przypadek, kiedy pan sobie do pracy zamawiał prostytutkę z poleceniem, że ma być ubrana jak bizneswomen i zapraszał ją do biura , ubikacji, piwnicy czy gzie mu tam fantazja podpowiedziała. Nie wiem jak to kontrolować, może kamerka w klapie marynarki? A co z głową? Tam nie sprawddzisz.
Druga rzecz która mi przyszła na myśl to to że ja nie chcę żyć z kimś kogo muszę kontrolować, bo tak naprawdę nie będę wiedziała z kim żyję. Jak mam się przekonać, jaki on jest, co myśli, co czuje, co on by zrobił w jakiejś sytuacji, jak on robi wszystko pod moją kontrolą, jak on podejmując decyzję będzie się sugerował tym co ja chcę, nigdy się nie dowiem co on chce. To jest bardzo miłe i pociągające, ale czy dobre? Przecież na tym właśnie oparty był jego nałóg, robił tak jak ja chciałam a w drugim wcieleniu zaspakajał między innymi, potrzebę decydowania o sobie. Przecież właśnie dlatego nie zauważyłam niczego, bo M był prawie idealny, bo robił tak jak chciałam. Jak ja mówiłam A to on jak echo powtarzał A. Powiem ci że jak mój M pierwszy raz mi powiedział, "nie, nie zrobię tego tak, bo mam inne zdanie" w pierwszym momencie wpadłam w panikę, złość i nie wiem co jeszcze, ale było mi źle. Po przemyśleniu powiedziałam "nareszcie" , bo jego zdanie nie było takim jak moje, było inne, wcale nie gorsze, po prostu inne. Kiedy trwał w nałogu, zrobiłby tak jak ja chciałam, bo potrzebę decydowania i robienia po swojemu tam zaspakajał.
Widzisz kochana ta kontrola mnie wyniszczała, a mimo to ciężko było się jej pozbyć, bo miło mieć świadomość, że wiem co on robi. Nie wiem jak u ciebie, ale ta pewność którą miałam nie wiedząc o nałogu nigdy potem nie wróciła, dziś wiem, że mogę mu ufać tyle na ile sobie ufam. Dzięki mojej pracy nad sobą pozwoliłam rozwinąć się swojej intuicji i to ona jest moim "radarem". Inie mówię tu że jestem ślepa, bo jak mi coś nie pasuje to po prostu sprawdzam.
Dziewczyny co do S-anon, żeby cokolwiek mówić o działaniu, o tym czy to dla ciebie czy nie trzeba być przynajmniej na 6 spotkaniach, bo to nie jest poradnia, tam nikt ci nie powie co masz i jak masz robić, natomiast możesz się dowiedzieć jak inne osoby sobie poraziły w takich samych sytuacjach. Ja na co dzień obserwuję cud {i nie waham się użyć tego słowa) działania grupy S-anon, te które przejdą te 6 spotkań, zostają i nie chcą odchodzić. Katarzyno, jesteś na początku drogi, nie wiesz od czego zacząć, spróbuj od tego, 6 x 1,5 godziny to naprawdę niewiele, a zawszę będziesz miała świadomość że zrobiłaś wszystko dla siebie.
Tak gwoli ścisłości, S-anon nie jest grupą dla współuzależnionych, a ddla osób które doznały krzywdy z powodu zachowań seksoholika. Wstawiam link pt. "Czy S-anon jest dla ciebie"
https://www.sanon.org/Polish/sanonchecklist_pol.html
Poza tym chciałam sprostować twoją wypowiedź Kasha co do definicji, czy kryteriów oceniania czy ktoś jest współuzależniony, czy nie. Napisałaś:
"(tak jak na przykład ja - przez lata całe ani mi, ani nikomu z mojego otoczenia do głowy by nie przyszło ze mój mąż moze w ogole pomyslec o zdradzaniu mnie. taki chodzący ideał. jak sie dowiedziałam to przezyłam szok- absolutnie nic nie podejrzewałam wczesniej. nie było sygnałów które pomijałam czy usprawiedliwiałam. jedyne co mogło wzbudzic moja czujnosc to pózne powroty do domu- ale taka specyfika pracy i nie tylko on tak pracował, bo w reklamie to norma. poza tym żadnych śladów szminek czy zapachu perfum, plików erotycznych w komputerze, dziwnych telefonów czy smsów, na imprezach nawet nie patrzył na inne kobiety- nic po prostu. wiec trudno zebymbyła współuzalezniona bo nie mozna byc współuzaleznionym od czegos co nawet nie istnieje w twojej swiadomosci....).
Kashya, wybacz mi prawdę którą teraz powiem, ale to co napisałaś to jest to bzdura. Współuzależnienie to zespół zachowań wypracowanych przez stały dłuższy kontakt z uzależnionym człowiekiem i nie ma tu nic do rzeczy czy ty wiesz czy nie.Bo idąc tym torem można by uznać, że partnerka alkoholika, czy narkomana wieząc o uzależnieniu wyraża niejako zgodę na współuzależnienie. Powiem więcej spotkałam i rozmawiałam z dziesiątkami , j(jak nie więcej),kobiet, partnerek seksoholików i tylko dwie z nich wiedziały o uzależnieniu wcześniej, cala reszta włącznie ze mną mogłaby napisać :"ja - przez lata całe ani mi, ani nikomu z mojego otoczenia do głowy by nie przyszło ze mój mąż moze w ogole pomyslec o zdradzaniu mnie. taki chodzący ideał. jak sie dowiedziałam to przezyłam szok- absolutnie nic nie podejrzewałam wczesniej. nie było sygnałów które pomijałam czy usprawiedliwiałam." I jeszcze to : "poza tym żadnych śladów szminek czy zapachu perfum, plików erotycznych w komputerze, dziwnych telefonów czy smsów, na imprezach nawet nie patrzył na inne kobiety- nic po prostu."
Nic " Jedyne co mogło wzbudzic moja czujnosc ....." i tu każda ma coś takiego.
Tak jak seksoholizm, współuzależnienie przez jednych psychologów jest uznawane za chorobę, a przez innych nie. Ale to nic nie zmienia w mojej rzeczywistości, czy ktoś to uznaje, czy nie i jak to nazywa. Ja wiem, że to co przeszłam i przechodzę, co myślałam, jak reagowałam, jakie wnioski wyciągałam jest tożsame z przeżyciami wielu kobiet z którymi spotykam, czy spotykałam się w S-anon. Może kiedyś je spiszę
Kashya, żeby nie było wątpliwości, ja nie mówię, że ty jesteś współuzależniona, bo po pierwsze nie mam zamiaru cię diagnozować, a po drugie nie mam takich kwalifikacji .
Natomiast nie chciałam żeby pozostało to tak jak napiasłaś "nie wiesz że on jest uzależniony to nie jesteś współuzależniona".
Katarzyno, wiem że jest ci ciężko, wiem co przechodzisz i kompletnie nie wiem co mogłabyś zrobić żeby sobie pomóc już, żeby natychmiast ulżyło. Wychodzenie z tego gó..na to jak budowa domu, długo trwa, trzeba się napracować, czasem idzie szybko, czasem wydaje się, że nigy się nie skończy, to wieloletni proces możliwy do przejścia.Trzeba przejść tą drogę samemu, choć można załatwić sobie wsparcie, samemu trzeba zrozumieć, przemyśleć i popełnić pare błędów. Nikt tego nie zrobi za ciebie.
Ja jestem "oświecona" od 4 lat i potrafię się uśmiechać wesoły , do mojego M również.
Jak masz jakieś pytania to pisz odpowiem na wszystkie, na które będę znała odpowiedź. Uprzedzam że mogę ci dać tylko moje doświadczenia, opowiedzieć jak to ze mną było, nie będę ci radzić.


  PRZEJDŹ NA FORUM