Mój mąż seksoholik
Przełomy, hm, początkowo wszystkie były związane z tym co robił/mówił mój M. Minęło sporo czasu zanim we mnie nastąpił pierwszy przełom. Wynikało to wprost z tego, że wydawało mi się, że ja nie mam nic do zrobienia w tym związku, że skoro on zepsuł to niech on naprawia. Ja przecież byłam w porządku, terapia i grupa miały być mi pomocne w poradzeniu sobie z bólem a nie coś we mnie zmieniać. A ponieważ wiedziałam, że to jednak mój związek, nie stałam z boku, tylko kontrolowałam czy aby ta odbudowa idzie dobrym torem i tak dużo "rozmawiałam" z M i stale go prostowałam, naprowadzałam na "właściwe" myślenie, moje myślenie. Stąd brały się przełomy, były to chwile w których mój M doszedł do czegoś sam bez mojego naprowadzania/wtrącania. A im mniej było mojej ingerencji tym więcej przełomów, jego przełomów. Jak zaczęłam chodzić na grupę dla współuzależnionych, postanowiłam że jeżeli przez pół roku nie zauważę efektów zrezygnuję, krótko przed tym terminem, stało się! i to wcale nie to czego oczekiwałam. Ja oczekiwałam od grupy ulgi w bólu, a tu nagle zobaczyłam że ja nie jestem taka idealna i mam coś do zmiany. Jedna z dziewczyn opowiadała, jak pół dnia szukała gdzie M schował wódkę, jak znalazła dolała mu octu i jaką radość jej sprawiło zaskoczenie M gdy ukradkiem sobie łyknął. Pomyślałam że ja bym się tak nie poniżała, a chwilę potem, olśnienie! A co ja robię, grzebiąc w jego komputerze, poczcie, bilingach z przeszłości? Po to tylko aby dowieźć że nie wszystko mi powiedział i również czułam jakąś chorą radość że złapałam go na kłamstwie, na ukrywaniu czegoś co w ogólnym rozrachunku nie miało znaczenia. To jedno spotkanie otworzyło moją własną puszkę Pandory i to ja musiałam się zająć tym co z niej wyjdzie. Oczywiście nie tak szybko to zrozumiałam, na początku domagałam się od M takiej zmiany żebym ja nic nie musiała robić. Ale to nie tędy droga. Jesteśmy małżeństwem, ale nie jesteśmy bliźniakami syjamskimi i każdy ma swoje życie, popełnia swoje błędy i sam je musi naprawiać. To był chyba największy przełom, zrozumienie, że on ma swoją drogę, ja mam swoją drogę i jak każde z nas będzie potrafiło iść samodzielnie, będziemy potrafili iść wspólnie w jednym kierunku.


  PRZEJDŹ NA FORUM