seksoholizm
mój mąż -seksoholik
Witam Was Wszystkich

Forum znalazłam przypadkiem i postanowiłam dziś podzielić się z Wami moją historią. Być może będzie mi łatwiej zrozumieć kilka kwestii i ogarnąć to wszystko. Nie mam też większego doświadczenia w tych sprawach i problemach...

Zacznę od samego początku, bo wydaje mi się, że to również jest bardzo istotny element.
Około roku temu poznałam na portalu społecznościowym mężczyznę. Od pierwszych słów przypadliśmy sobie do gustu i zaczęliśmy się spotykać. Już po którejś randce z rzędu, nasze spotkania były co raz bliższe i częstsze. Lato spędziliśmy praktycznie razem na wyjazdach i wspólnej pasji, która Nas łączyła. Były jakieś drobne deklaracje, ale nie śpieszyliśmy się do poważniejszych decyzji. Zaczęłam mu ufać i powoli się zakochiwać. Podczas jednego ze wspólnych weekendów, wyjawił mi, że rok temu chodził na terapię, na którą zaciągnęła go jego była dziewczyna i terapie dotyczyła urazu związanego z wczesnym dzieciństwem. Nie ukrywam, że trochę tę wiadomość zlekceważyłam, nie ciągnęłam dalej tego wątku, przekonana, że między nami układa się świetnie i takie rzeczy już są rozwiązane, a On tylko mi to mówi aby być szczery ze mną.

Lecz po jakimś czasie zaczęłam odczuwać stopniowy brak zainteresowania z Jego strony moją osobą. W prost się spytałam o co chodzi, w odpowiedzi otrzymują wiadomość, że "to nie to" i że "do siebie nie pasujemy, nic nas nie łączy". Przyznał się również do tego, że przez cały czas Naszej znajomości, spotykał się z wieloma kobietami i że ma z tym problem. Jednym zdaniem - że jest seksoholikiem. Wyłożyliśmy wszystko, jak "kawa na ławę". Twierdził, że zrobił w życiu wiele gł€pot, skrzywdził wiele osób, a o jego problemach ze sobą wiedzą tylko jego byłe dziewczyny. Terapia, na którą chodził podziałała tylko na jakiś czas. Lecz potem wpadł w wir nowych znajomości internetowych, spotkań seksualnych i co chwilę nowym zauroczeniom. Wszystko to mocno mną wstrząsnęło (nie będę się rozwijać jak się czułam, bo łatwo się domyśleć). Lecz kontakt nadal mieliśmy (sporo, wspólnych znajomych, wspólna pasja) i powiedziałabym nawet, że nasze relacje się bardziej pogłębiły i zacieśniły, bardziej po przyjacielsku.

Natomiast po jakimś czasie od momentu, gdy wszystko mi ujawnił, poprosił o szansę, abym go nie skreślała. Że pójdzie na terapię, abyśmy zaczęli wszystko od nowa, że wiele dla niego znaczę. Uwierzyłam. Dałam szansę. Nie skreśliłam. Po tym czasie - było strasznie. Ciągłe huśtawki nastrojów z jego strony, stany deprechy, ciągła zmiana decyzji czy próbować razem coś budować czy nie. Oczywiście na sesję terapi nie poszedł, pomimo, że strasznie mi to obiecywał, mając moje wsparcie. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Stwierdził, że jednak jego pierwsza decyzja ("że to nie to") jest niezmienna i że jest dwulicowym gnojem i tylko bym przez Niego cierpiała.

Miał rację - cierpię, gdyż ciągle mi na nim zależy. Teraz to ja mam stale huśtawki nastrojów, raz go kocham, raz nienawidzę, przez co ciągle nie możemy zostawić przeszłości za nami i się przyjaźnić. Wiem, że znowu zaczął się spotykać z nowymi kobietami poznanymi na portalach randkowych. Boję się, że wróci do trybu życia z tamtego roku. Jest podatny na nowe zauroczenia, na dużą ilość "koleżanek".

Zastanawiam się tylko - czy to wszystko co od Niego usłyszałam przez całą naszą znajomość - że mi ufa, że jestem najbliższą mu osobą i że byłam punktem zwrotnym - było prawdą... Gdyż w chwili obecnej nie czuję z Jego strony ani szacunku ani zainteresowania większego moją osobą...

Co robić? Pomóc mu? Zapomnieć? Jestem jedyną osobą, która o Nim wszystko wie, a jednocześnie go nie zostawiła i utrzymuje z Nim kontakt. Mam straszny bajazel przez to w głowie i nie mogę się pozbierać.

Moja historia

Pozdrawiam


  PRZEJDŹ NA FORUM