Przemoc w szkole
Znęcanie psychiczne czy po prostu coś sobie ubzdurałam?

Od początku: Wyszłam po południu z psami na spacer. Młody wracał akurat z szkoły, a za nim szło dwóch kolegów, którzy za nim wołali i bynajmniej nie były to okrzyki typu: cześć. Chlopcy byli umówieni na bójkę po lekcjach , niestety moja obecność pokrzyżowała im plany. Skończyło się na tym, że wyśmiali Mlodego. Natomiast Mlody dostał szału. Zaczął przeklinać, krzyczeć, wpadł w histerię, połączoną z agresją, zaczął się szarpać ze mną, po czym uciekł do domu. W domu Młody zaczął uderzać pięściami w ściany, chciałam go uspokoić, niestety doszło do bójki między mną i Mlodym, po czym udało się nam obezwładnić go, podać lek na uspokojenie, Mlody się rozpłakał, a potem wreszcie udało się z nim porozmawiać w miarę spokojnie. Okazało się, że Mlody zarzekł się, że więcej do szkoły nie pójdzie, bo koledzy cały czas mu dokuczają, wyśmiewają się z niego. Podobno trwa to już od czwartej klasy. Mlody nic nie mówił w domu, czasem tylko wspomniał, że z kimś się tam pokłócił, ale nie ingerowałam, składając to na karb stosunków koleżeńskich. Wiadomo, w grupie chłopców nie ma idealnego spokoju, zawsze, raz na jakiś czas zdarzają się bójki, kłótnie .i.t.d. Jednak okazało się, że w przypadku Młodego i reszty kolegów, takie sytuacje mają miejsce prawie codziennie! W koncu Mlody nie wytrzymał, wybuchnął i skończyło się jak się skonczyło. Na razie siedzi w domu, jutro ( a w zasadzie dzisiaj) idziemy do psychologa. Wychowawczyni poinformowana, mam w piątek iść do niej na rozmowę. Poinformowałam wczoraj rodziców owego chłopca, prowodyra tych głupich zabaw. Jednak, według nich nic się takiego nie stało. I że to przecież Mlody nie chce się kolegować z ich synem, nie chce z nim nigdzie chodzić na podwórko i.t.d. No nie chce, bo mu tamten dokucza - to mnie akurat nie dziwi. Kiedyś byli dobrymi kolegami, ale od czasu, kiedy na zielonej szkole doszło w ich pokoju do pewnego zajścia podchodzącego pod molestowanie seksualne, ( trzecia klasa podstawówki), Mlody za nim nie przepada. Nie dziwię mu się. Tamtą sprawę wyjaśniliśmy, składając to na karb dorwania się dzieci do niedozwolonych filmów. I to był chyba mój błąd...
Zobaczę co jutro powie psycholog. Rozmawiałam dzisiaj z znajomymi i usłyszałam, że powinnam to zgłosić do kuratorium, dyrekcji, założyć sprawę na policji. I nawet jeśli nie doszło do pobicia, rękoczynów, to takie znęcanie psychiczne jest równie niebezpieczne. Młody wczoraj orzekł, że zabije tego prowodyra , nawet jeśli będzie musiał iśc potem do poprawczaka. "Jest mi już wszystko jedno" - to jego słowa. Potem orzekł, że ewentualnie, zabije siebie, bo ma już dość...

Koledzy po prostu śmiali się z niego, że ma nadwagę, nie chcieli z nim rozmawiać, odsuwali go poza sprawy klasy, nie miał kolegów, od których móglby odpisać np. lekcje. Zdarzało się, że mial ubrudzone rzeczy, kilka razy pozabierano mu przybory szkolne, w ramach pożyczki na wieczne nieoddanie, porysowano ksiązki... Do tego dochodził stres przed w-f, kiedy to w szatni śmiali się z niego gdy się przebierał, stres przed niektórymi nauczycielami, którzy krzyczeli na klasę, gdy ci rozrabiali. Jesli pomógł jakiejś dziewczynce wyśmiewali sie z niego, że się zakochał i krzyczeli za nim różne teksty, co może zrobić z tą koleżanką - np. zgwałcić. W ogóle u chlopców w tej klasie panuje jakaś obsesja na temat seksu :/ Przecież to chlopcy z jego klasy doprowadzili do rozstroju nerwowego katechetę, który miał z nimi zajęcia w zeszłym roku, np. na lekcji obrzucali go śmieciami z kosza! ( nie zostały wyciagnięte żadne konsekwencje podobno) Teraz mają katechetkę, która z kolei krzyczy na nich, bije ich po głowach ( i gdzie trafi) dziennikiem lub zeszytem. Pewnie w imię miłości do Boga...

Mlody nic wcześniej nie mówil, że jest aż tak źle... Powiedział wczoraj wszystko... Załamał się po prostu... Ja jego zeszlorocznych problemów z brzuchem, ciśnieniem, nie skojarzyłam z problemami w szkole. Nie umiem sobie tego darować. Co ze mnie za matka?


Serce mi się kraje. Na razie stoję w miejscu, Mlody nie chodzi do szkoły, idę z nim do psychologa. Podobno bardzo dobrego - poleconego m.in. przez kolegę z policji. Do tego usiłuję pracować, zajmować się domem, niedlugo Mloda zacznie rehabilitację. Brakuje mi na wszystko czasu. Brakuje mi spokoju. Czasem wydaje mi się, że nie sprawdziłam się jako mama i tata w jednym, bo nie potrafiłam zabezpieczyć Mlodego przed szykanami z strony kolegów. Czasami jest mi cholernie ciężko być samotną mamą. Mam wrażenie, że to wszystko mnie przerasta.







Info z ostatniej chwili: Mlody wyznał, że bili go butami w szatni, dlatego często chodzil posiniaczony. No, moi kochani, to jednak będzie sprawa na policji ... Nie odpuszczę...


  PRZEJDŹ NA FORUM