Trzeba pójść w świat
DDA powinny wyrwać się z alkoholowej rodziny, spędzać jak najwięcej czasu poza nią, z innymi ludźmi, w innych sytuacjach. W ten sposób nie zdradzają swoich bliskich, ale im pomagają. O tym, jak trudne może być dorosłe życie osób pochodzących z rodzin alkoholowych, napisano i powiedziano wiele. Postanowiłam zatem napisać o tych doświadczeniach życiowych, które mogą sprawić, że pomimo trudnego dzieciństwa DDA będą szczęśliwe – nawet jeśli nie przeszły terapii.

Ktoś naprawdę bliski

Kiedy spotyka nas coś złego, powinien obok nas być ktoś, komu możemy się wyżalić i w czyich ramionach możemy się schronić. Ktoś, kto nie zaprzecza naszym uczuciom, przytuli, pozwoli się wypłakać i ukoi.
Andrzej właściwie nie miał po co wracać do domu: zwykle nie było obiadu, a pijani rodzice mieli o wszystko pretensje. Miał wrażenie, że im przeszkadza. Znikał więc, kiedy się tylko dało. Wolał spędzać czas z kolegami na boisku. Pewnego jesiennego, zimnego, deszczowego dnia stał pod drzwiami mieszkania i słuchał odgłosów awantury między rodzicami. Zastanawiał się, co zrobić: wejść już teraz czy lepiej przeczekać? I wtedy zaprosili go do siebie starsi państwo, którzy mieszkali piętro wyżej. Poczęstowali obiadem, podali herbatę. Potem wiele razy do nich wpadał – zawsze mógł zjeść coś ciepłego, odrobić lekcje, odpocząć. Nigdy nie powiedzieli nic złego o jego rodzicach, natomiast pytali o jego codzienne sprawy: co w szkole, czy wygrał mecz, jak się mają jego przyjaciele.
Ania z całego dzieciństwa najlepiej pamięta czas, kiedy zachorowała. Najpierw miesiąc leżała w szpitalu. Fajnie było mieć swoje łóżko, bawić się cały dzień z innymi dziećmi, dostawać posiłki o stałej porze. Wszyscy interesowali się nią i byli mili. Rodzice odwiedzali ją, troszczyli się i nie kłócili. A potem wyjechała na cały rok do dziadków na wieś, bo tam było zdrowsze powietrze. I wtedy jedyny raz miała prawdziwy dom, a w nim kochających ją dorosłych: babcię i dziadka. I choć codziennie chodziła kilka kilometrów do szkoły, to do dziś uważa ten czas za najcudowniejszy okres dzieciństwa.
Dziecko potrzebuje obecności dorosłego. Nie chodzi o to, by ten dorosły coś zmieniał. Wystarczy, że będzie obok, że pocieszy, gdy jest źle, nie opuści w dziecięcej niedoli, cierpliwie zniesie bunt przeciwko niesprawiedliwości. Ważne, żeby czekał na dziecko, gdy wraca ono do domu. Żeby przygotował posiłek. A kiedy zachoruje – zatroszczył się.
Niekiedy ta obecność z różnych przyczyn nie może być stała. Ogromne znaczenie ma jednak fakt, że jest ktoś taki, do kogo w złych chwilach można zadzwonić czy napisać i poprosić o pomoc, kto zrozumie i potrafi współodczuwać cierpienie czy niepokój. DDA niekiedy dopiero po latach odkrywają takie osoby, które w znaczący sposób wpłynęły na ich życie, pomogły im przetrwać najtrudniejszy czas.

Dobra grupa

Sytuacja dziecka wychowywanego w rodzinie alkoholowej zmienia się, kiedy idzie ono np. do przedszkola czy do szkoły. Styka się wówczas z innym światem, z grupami rówieśników, z nauczycielami. To bardzo ważne osoby, które mogą stać się źródłem wsparcia i dostarczyć modeli konstruktywnych sposobów radzenia sobie z problemami i trudnymi sytuacjami.
Sukcesy szkolne, docenienie i życzliwe zainteresowanie ze strony nauczyciela mogą zmienić losy dziecka. Szczególnie gdy uczeń otrzymuje od niego wyraźne wskazania co jest dobre, a co złe, za co można się spodziewać nagrody, a za co kary. Wzmacnianie pozytywnych zachowań dziecka zmienia je, podnosi jego samoocenę, daje też poczucie siły i sprawstwa.

Mniej traumy, więcej normalności

Dzieci z rodzin alkoholowych zwykle poza rodziną słyszą, że są dobre, zdolne, wartościowe. Także poza nią – np. w szkole, grupie sportowej czy harcerskiej – poznają jasne i stałe zasady postępowania. Zatem im więcej przebywają poza domem, tym częściej doznają tzw. normalności, czyli jasnych reguł, jednoznacznych komunikatów i poczucia bycia kimś wartościowym.
Z tych właśnie powodów wiele dzieci alkoholików angażuje się w drużyny harcerskie, wyjeżdża na wszelkie możliwe obozy i rajdy albo uprawia sport, każdą wolną chwilę spędzając na treningach i zawodach. Przebywając w gronie rówieśników, pod opieką trenera czy starszych kolegów, uczą się umiejętności społecznych, których nie wyniosły z domu: nawiązywania i podtrzymywania kontaktów, konstruktywnego rozwiązywania problemów i konfliktów. W okresie dorastania to grono rówieśników czy niewiele starszych kolegów jest podstawowym źródłem umiejętności społecznych.

Inny świat

Zaczynając samodzielne życie, chcemy wyrwać się spod wpływu rodziny i zacząć myśleć, przeżywać i zachowywać się po swojemu. Staramy się wypracować własne niezależne dorosłe wzorce, korzystając z tego, co wynieśliśmy z rodzinnego domu. Zwykle samodzielne życie zaczyna się od wyjazdu na studia, zamieszkania z rówieśnikami. Relacje z nimi, podpatrywanie ich stylów i zasad życia wyniesionych z rodzin, tworzenie reguł wspólnego życia, rozwijają nasze umiejętności społeczne i uczą nowych zachowań. Czasem nasze rodziny są dumne z tego, jak się zmieniamy, a czasem mają nam za złe, że przestajemy stosować się do ich zasad. To jednak konieczna zmiana i jest czymś dobrym, bo poszerza nasz repertuar zachowań.

Kochający partner

Zdaniem Johna Bowlby’ego, twórcy teorii przywiązania, potrzeba więzi jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka. Pierwotne więzi nawiązujemy już w niemowlęctwie z naszymi opiekunami. Potem, już w dorosłym życiu i w dorosły sposób wiążemy się z osobami, które pozwolą nam odtworzyć ten pierwotny rodzaj bliskości. Oba rodzaje więzi tworzą się poza naszą świadomością. Kto z dorosłych potrafi bowiem racjonalnie uzasadnić, dlaczego spośród setek otaczających go ludzi wybrał tę właśnie osobę? Dlaczego się w niej zakochał i chce spędzić z nią resztę życia? Taki związek rozwija i pomaga zdobyć wiele umiejętności. DDA uczą się więc przede wszystkim tego, czego nie mogły nauczyć się w domach rodzinnych: zaufania do drugiej osoby, otwartości, sięgania po pomoc.
Dobra relacja jest ważna na każdym etapie naszego życia. Zmienia nas, rozwija, sprawia, że czujemy się silniejsi, mądrzejsi, bardziej wartościowi.

Przyjaźń

Podobną moc jak miłość ma przyjaźń. Niektórzy uważają ją nawet za bezpieczniejszą od miłości, gdyż nikogo nie uzależnia. Zwykle przyjaźń trwa i przynosi nam korzyści przez wiele lat. Dla niektórych DDA przyjaźń nawiązana w szkole była przez wiele lat jedyną stałą i dobrą relacją w ich życiu: „Relacje domowe nie zawsze były dobre, partnerzy się zmieniali, ale pozostał przyjaciel z podstawówki, który wiedział o mnie wszystko”.
To nieprawda, że jednych spotyka w życiu samo zło, a inni mają tylko dobrze. Życie serwuje nam dobre i złe doświadczenia, a my nie mamy na to zbyt dużego wpływu. Możemy jednak nauczyć się stawiać czoła temu, co trudne. I radzić sobie z problemami.
DDA zwykle uczą się w swoich rodzinach, jak przetrwać w tak specyficznej rodzinnej sytuacji. Niestety, sposoby te rzadko przystają do innych relacji, innych wyzwań. Dlatego DDA powinny umieć wykorzystać każdą sytuację, która może je nauczyć czegoś więcej. W ich życiu zdarzają się przecież dobre sytuacje i dobrzy ludzie. To ważne, aby DDA potrafiły korzystać z ich obecności. Powinny więc wyrwać się z alkoholowej rodziny, spędzać jak najwięcej czasu poza nią, z innymi ludźmi, w innych sytuacjach. W ten sposób nie zdradzają swoich bliskich, ale im pomagają. Jeśli ograniczą się do bycia dzieckiem swoich rodziców i jeśli nie ma w nich zgody na wyjście poza krąg ich oddziaływań, to są jak ludzie płynący na dziurawym statku: mogą pozostać na nim do ostatniej chwili, próbować wylewać wodę. Ale mogą też przejść do łodzi ratunkowej – ratują wtedy siebie i mają większe możliwości zorganizowania skutecznej pomocy.
Dlatego wielu DDA, które utkwiły w swoich rodzinach, doradzam jak najszybszą ewakuację do innego świata, choć trudno jest zaczynać dorosłość bez wsparcia rodziny. Zwykle jednak okazuje się to łatwiejsze niż codzienne życie w rodzinie alkoholowej, w której nie ma nic pewnego i ciągle coś jest nie tak, w której wciąż są kłótnie i zawsze brakuje pieniędzy. Po wyprowadzce z domu DDA zwykle szybko znajdują pracę, zamieniają ją na lepszą, kończą studia albo wyjeżdżają za granicę i tam też świetnie dają sobie radę. Jedna z moich pacjentek opowiadała mi z lekkim zdziwieniem: „Kiedy wyjechałam daleko, byłam sama w obcym kraju, to czułam się bardziej wolna i swobodna niż tutaj w Polsce. Tam wiedziałam, że nie odpowiadam już za to, co dzieje się w domu, że nie muszę się tym zajmować. Czułam się taka niezależna i swobodna”.
Jednak wielu DDA na samą sugestię wyprowadzki reaguje tak: „To niemożliwe, oni nie poradzą sobie beze mnie”. Tłumaczę wtedy: „Skoro twoi najbliżsi tyle lat wytrwali w kryzysie związanym z piciem, to możesz spokojnie odejść, bo to i tak niewiele zmieni. Dasz im przy tym poczucie, że mają się do kogo zwrócić się o pomoc, bo ty jesteś w pełni samodzielny”.
Większość DDA ma silnie rozbudowane poczucie odpowiedzialności za innych: za rodziny, z których pochodzą; za zespoły, w których pracują. Jednak tak naprawdę i przed wszystkim każdy człowiek jest odpowiedzialny za siebie, za to, by stać się samodzielnym i dojrzałym, by żyć w zgodzie ze sobą i swoimi wartościami.


Marzenna Kucińska


  PRZEJDŹ NA FORUM