W POLU NADUŻYĆ
Bogna Szymkiewicz Michał Duda
Wprowadzenie
Problematyka przemocy, nadużyć, wykorzystania zajmuje coraz więcej miejsca w literaturze psychologicznej, w badaniach, a także w świadomości społecznej. Szczególną uwagę poświęca się specyficznym grupom, które ze względu na niższą pozycję społeczną (na przykład kobiety, dzieci), mniejszą siłę fizyczną i psychologiczną, czy powszechne uprzedzenia (osoby należące do wszelkiego rodzaju mniejszości społecznych) są w widoczny sposób szczególnie narażone na doświadczanie nadużyć czy przemocy. Pojawiają się publikacje, które dotyczą uwarunkowań i skutków przemocy w rodzinie, nadużyć wobec dzieci, traumatycznych przeżyć obozowych i wojennych (por. Herman, 1997)

W tym artykule chcielibyśmy opisać rozumienie pojęcia nadużycie z punktu widzenia psychologii procesu. Odwołujemy się również, choć w ograniczonym zakresie, do innych publikacji dotyczących problematyki wykorzystania i przemocy. Naszym podstawowym celem jest przyjrzenie się temu, co się w sytuacji nadużycia wydarza (z perspektywy różnych, uczestniczących w niej stron), jaką rolę odgrywa kontekst, w którym się to dzieje, a także temu, jakie są późniejsze konsekwencje przeżytych nadużyć dla jednostki i dla społeczności, w której żyjemy.

Definicje

Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Uczeń, który nie jest „pupilkiem” polonisty, pisze znakomite wypracowanie dotyczące literatury science fiction. Literatura science fiction jest jego wielką pasją, więc wkłada w to całą swoją duszę. Z biciem serca czeka na ocenę i opinię nauczyciela. Nauczyciel rozdaje wypracowania i – przy całej klasie, tonem nie cierpiącym sprzeciwu – stwierdza: „Nie wierzę, ze napisałeś to sam. Jedynka”.
Nauczyciel jest głęboko przekonany, że postąpił słusznie, więcej nawet, jest dumny, że nie dał się oszukać. Widzi, że uczeń nie reaguje, co potwierdza tylko jego przekonanie, że postąpił słusznie. Jeśli uczeń nie reaguje, to znaczy, że nie ma nic na swoją obronę. Sprawa jest zamknięta.
Z perspektywy ucznia sytuacja wygląda zupełnie inaczej. W pierwszej chwili nie rozumie co się stało. Wszystkie jego nadzieje i marzenia pryskają. Jest całkowicie bezsilny i ma pustkę w głowie. Jest smutny, wściekły i rozgoryczony. Jednocześnie – nawet jeśli w tym momencie o tym nie myśli – wie dobrze, że nie ma żadnych szans, żeby się obronić. Nauczyciel nigdy go nie lubił, nie ma więc powodu, żeby nagle zaczął mu wierzyć. Przecież nie można udowodnić, że nie jest się wielbłądem. Próba obrony własnego stanowiska może się skończyć dodatkowym pogorszeniem sytuacji.
Zgodnie z teorią psychologii procesu, o nadużyciu można mówić wtedy, gdy jedna ze stron używa siły przeciwko komuś, kto nie może się obronić – nie jest w stanie zareagować natychmiast.
W książce „Sitting in the Fire” Mindell definiuje nadużycie jako:

„Bezprawne wykorzystanie siły fizycznej, psychologicznej lub społecznej przeciwko komuś, kto nie jest w stanie się obronić (zareagować natychmiast), ponieważ nie posiada równej siły fizycznej, psychologicznej lub społecznej” (Mindell, 1995, s.107; wyd. pol. 1999)
W zależności od tego, z czyjej perspektywy spojrzymy, sytuacja może być zdefiniowana różnie. Czyja perspektywa jest słuszna? Kto określa, czy dana sytuacja jest, czy nie jest nadużyciem? Czy możemy ustalić obiektywne kryteria nadużyć?
W pewnych sytuacjach – tak. W naszej kulturze istnieją zachowania, które jednoznacznie określa się tym mianem, nie pozostawiając miejsca na subiektywne interpretacje. Należą do nich na przykład przemoc fizyczna wobec słabszych czy wykorzystywanie seksualne dzieci.
Istnieje jednak wiele sytuacji, które są znacznie mniej oczywiste. O tym, czy doszło do nadużycia, czy nie, decyduje nie tylko zachowanie jednej ze stron, lecz także możliwość lub brak możliwości obrony po drugiej stronie. W związku z tym, nie da się sporządzić zamkniętego rejestru zachowań, których powinniśmy się wystrzegać, jeśli chcemy uniknąć nadużywania innych. Konieczne jest każdorazowe uwzględnienie subiektywnego doświadczenia osób, biorących udział w danym zdarzeniu (por. Goodbread, 1995 - 1996). Nauczyciel, w opisanej wcześniej sytuacji, mógł być przekonany, że uczeń ma możliwość obrony – wystarczyłoby przecież, żeby się odezwał i udowodnił, że napisał wypracowanie sam. Ale uczeń nie był w stanie się odezwać. I jego doświadczenie w tym momencie pozwala określić tę sytuację mianem nadużycia.
Definicja jest niezwykle ważna, ponieważ służy jako pierwsza linia obrony tym, którzy bronią się przed oskarżeniem o popełnienie nadużycia: „Mój czyn nie mieści się w rejestrze zachowań określanych jako nadużycie. A więc nie ponoszę odpowiedzialności”. Należy pamiętać, że w przypadkach wielu nadużyć to właśnie strona silniejsza nadaje całej sytuacji znaczenie.
Poszukiwanie obiektywnych kryteriów nadużycia samo w sobie może być niebezpieczne. W sytuacjach społecznych pojęcie „obiektywizmu” bywa wykorzystywane dla podniesienia wartości własnego stanowiska, i może służyć dewaluowaniu czyjegoś doświadczenia. Jednocześnie, „obiektywne” przyznanie rangi „słabszego” raz na zawsze, zakładające prawo do nieliczenia się z drugą stroną, niesie w sobie niebezpieczeństwo niekończących się oskarżeń, chowania się za własne słabości, popadnięcia w błędne koło zemsty, nieprzytomnego używania siły i kolejnych nadużyć.

Jeżeli, prócz obiektywnych kryteriów klasyfikujących akty przemocy, weźmiemy pod uwagę subiektywne doświadczenie jednostki, to zakres zjawisk, które można określić mianem nadużycia, znacznie się poszerza. Definicja tego zjawiska nie jest, i jak się wydaje, nie powinna być domknięta. Jej celem jest raczej to, by uczulić nas i zwiększyć naszą świadomość wokół tego, co może się dziać w sytuacji nierówności rang, niż to, by ostatecznie i obiektywnie podzielić wszystkie zjawiska na te, które nadużyciami są i te, które nimi nie są.
W tym sensie, definicja zaproponowana przez Mindella nie rozwiązuje „za nas” problemu, lecz raczej skłania do stałej uważności i przytomności. Nie jesteśmy w stanie zaprzestać wszelkich nadużyć na mocy jednego postanowienia, nawet przy bardzo dobrej woli. Potrzebny jest ciągły proces uczenia się, poszerzania świadomości wokół własnej siły i przywilejów, zauważania, kiedy inni nie mogą zareagować na moją siłę i „przestają istnieć”, nawet jeśli jeszcze przed chwilą oni byli silniejsi.
W centrum naszej uwagi jest więc specyficzna sytuacja czy interakcja, przebiegająca między stronami o nierównej sile.
W dalszej części tego artykułu spróbujemy rozważyć, co dzieje się po obu stronach tejże interakcji, a także przyjrzeć się temu, jaką rolę odgrywa kontekst społeczny, w którym nadużycie się wydarza.

„Bezprawne wykorzystanie siły....”

Konflikty i nadużycia

Nadużycie jest sposobem zachowania w sytuacji konfliktowej. Jest w pewnym sensie “procedurą rozwiązywania konfliktu”, często usankcjonowaną przez kulturę. Istota tej „procedury” leży w tym, że jedna strona realizuje swoje potrzeby lub wciela w życie swój punkt widzenia nie biorąc pod uwagę (często nawet nie dostrzegając istnienia) punktu widzenia drugiej strony i nie pozwalając jej zareagować lub nie przyjmując jej reakcji w sobie.

Konflikt może być
* jawny - jak na przykład sytuacje przemocy fizycznej,
* jasny dla jednej ze stron, a niedostrzegany przez stronę o wyższej randze
* ukryty i nieobecny w świadomości żadnej ze stron (gdy strona słabsza definiuje siebie i sytuację w terminach narzuconych przez stronę silniejszą, na przykład „on mnie bije, ale przecież jest dobry i chce mojego dobra”). Wtedy informacja o istnieniu konfliktu przekazywana jest w postaci sygnałów nie wprost.

Rangi i przywileje

Pojęcie „nadużycie”, stosowane w psychologii procesu, osadzone jest w teorii dotyczącej rang i przywilejów (Mindell, 1995; wyd. pol. 1999)
Przywileje są tym, co w danej kulturze daje nam przewagę nad innymi osobami lub grupami, czyli wszystko to, co jest akceptowane lub wysoko cenione przez tzw. główny nurt w kulturze.
W tym sensie przywilejem jest zarówno na przykład posiadanie dużej ilości pieniędzy, jak i bycie osobą heteroseksualną. W pierwszym przypadku wiąże się to z wysokim statusem społecznym i dostępem do wielu możliwości – posiadania, rozwoju, odpoczynku itp. W drugim – przywilej polega na tym, że nie trzeba się borykać ze społecznym ostracyzmem lub co najmniej niechęcią, problemami wokół „czy coś ze mną jest nie tak, skoro większość myśli lub zachowuje się inaczej niż ja”.
W psychologii procesu używa się również pojęcia „rangi” (ang. „rank”) w specyficznym rozumieniu. Ranga jest sumą przywilejów, do jakich ktoś – świadomie lub nieświadomie – ma w danym momencie dostęp. Ranga zależy od tego, jak bardzo ktoś jest popierany przez główny nurt w danej społeczności lub grupie – na ile większość popiera daną osobę. Popiera daną osobę – to znaczy na ile popiera to, co ona robi, co czuje, co myśli, jej sposób definiowania świata, jej relacje, styl komunikowania się, to co osiągnęła , to co posiada itp. Ranga wiąże się z kulturą dominującą w danym społeczeństwie, ale również zmienia się w zależności od sytuacji. W tej samej grupie lub relacji można w jednym momencie mieć najwyższą rangę (gdy na przykład tym co się liczy są pieniądze, osoba najbogatsza będzie na szczycie hierarchii), za chwilę zaś być na szarym końcu (gdy tym, co się liczy okaże się na przykład zrównoważony i racjonalny styl komunikacji, którym osoba najbogatsza akurat się nie posługuje).
„Ranga to dowolny rodzaj siły – wykorzystywanej lub potencjalnej – jaką posiadasz w stosunku do innej osoby lub grupy. (...)
Wyróżniamy różne rodzaje czy aspekty rang:
- ranga społeczna to siła, jaką posiadasz (lub nie) ze względu na rasę, płeć, wiek, status ekonomiczny, orientację seksualną, narodowość, religię, wykształcenie, zdrowie czy język (wymieniliśmy zaledwie niektóre przywileje) (...)
- ranga strukturalna jest siłą związaną z pozycją, jaką zajmujesz w ustalonej hierarchii. Prezes korporacji ma wyższą rangę niż sekretarka, która z kolei ma wyższą rangę niż personel sprzątający (...),
- ranga psychologiczna wiąże się z osobistą mocą której nabywasz dzięki swojemu osobistemu doświadczeniu (...),
- ranga duchowa to siła, która bierze się z poczucia więzi z czymś duchowym czy transcendentnym.” (patrz Jobe, Jones, Goodbread, Straub, 1999; Mindell, op. cit.)
Ludzie bardzo często nie zdają sobie sprawy z posiadanej rangi. Jednocześnie są do niej bardzo przywiązani, i bardzo intensywnie z niej korzystają. Tendencja do tego, by korzystać ze swojej rangi wydaje się równie silna jak tendencja do tego, by nie zdawać sobie sprawy z tego, że się ją posiada.

Świadomość siły

Świadomość własnej siły, własnych przywilejów i przewagi jest w kontekście problematyki nadużyć bardzo ważnym zagadnieniem , ponieważ jeżeli nie zdajemy sobie sprawy z tejże siły, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że użyjemy jej w sposób nieuwzględniający drugiej strony.
Nie jesteśmy świadomi własnej siły dopóki:
- nie jesteśmy świadomi tego, że mamy siłę czy rangę, tego, jaka ona jest, na czym polega,
- nie jesteśmy świadomi tego, co ta siła znaczy dla drugiej strony,
- w oparciu o tę wiedzę nie dokonujemy wyboru, czy użyć siły, czy nie i w jaki sposób.

Dopiero jeśli zdajemy sobie sprawę z wszystkich tych rzeczy, mamy szansę używać własnej siły w sposób świadomy.
Zdarza się, że ktoś używa swojej przewagi z premedytacją – jest mu wygodniej, cieszy się władzą, z założenia nie liczy się z innymi. Przy całej świadomości wokół posiadanej siły, osoby takie są zwykle ślepe i odcięte od tego, co dzieje się po drugiej stronie (zwykle też odcięte są od pewnej części w sobie samych – tej części, która bywa słabsza, jest wrażliwa, może zostać zraniona, dotknięta czy upokorzona).
Z drugiej strony, bardzo często nie zdajemy sobie w ogóle sprawy z tego, że w danej sytuacji posiadamy pewien przywilej czy rangę. To, co możemy zrobić, wydaje się nam oczywiste, i nie wiemy nawet, że nie każdy jest w tym samym położeniu co my. Jeśli w zamyśleniu nadeptuję komuś na odcisk, to mogę tego nie zauważyć, bo mnie przecież nie boli. Jeżeli nie poruszam się na wózku, nie widzę, że przy krawężniku brak jest podjazdu i że do sklepu nie da się wejść inaczej, jak tylko po schodach.
Świadomość własnych przywilejów jest procesem. Nie jest czymś, co się ma, lecz raczej czymś, co się zdobywa czy zyskuje, i nawet kiedy wiemy już bardzo dużo o pewnym rodzaju rangi, zwykle zostają jeszcze do odkrycia kolejne, nieświadome zakamarki. Dlatego nie chodzi o to, by wpadać w poczucie winy z powodu własnej nieświadomości, lecz o to, by otworzyć się na możliwość uczenia się. Jeśli tylko pozostaniemy w relacji, nie odetniemy się od uczuć i wrażeń, ci, którzy mają niższą rangę, pokażą nam, kiedy i jak nadużywamy swojej siły. Jeśli nie powiedzą wprost, to dadzą nam to do zrozumienia poprzez zwykle bardzo wyraźne sygnały (wycofanie, brak reakcji, zatrzymanie, skulenie, silne emocje). Tego typu sygnały są dla strony silniejszej szansą, by mogła pełniej zrozumieć, co i jak robi z tą siłą, którą w danym momencie posiada.

System zaprzeczeń

Nieświadomość własnej siły jest jedną z form systemu zaprzeczeń, który wydaje się nieodłącznie towarzyszyć każdej formie nadużycia. To tak, jakby w polu znajdował się zawsze pewien „duch”, „postać ze snu”, która dba o to, by prawda nie wyszła na jaw.
Postać ta występuje w najróżniejszych formach i przebraniach. Wprowadza zamieszanie. Powoduje, że zawsze łatwiej zauważamy swoją słabość niż siłę. Chwyta się wszelkich możliwych wyjaśnień i usprawiedliwień. Szuka wsparcia i uznania społecznego. Bierze udział w tworzeniu i wspieraniu systemu przekonań, w ramach którego nadużycie jest słuszne („Dzieci trzeba bić, bo się rozpuszczą”, „Baba musi znać swoje miejsce” itp.). Mówi „tylko coś powiedz, to cię zniszczę”.
„Duch zaprzeczania” pojawia się w formie różnych zachowań i reakcji. Jest on reprezentowany przez wiele reakcji, takich jak na przykład: przesuwanie odpowiedzialności na ofiarę lub inne osoby, unikanie reakcji drugiej strony lub otoczenia, atakowanie ofiary, terapeuty lub osoby wspierającej, groźby, szantaż, wzbudzanie poczucia winy, przekupstwo, uwodzenie, szukanie koalicji, robienie z ofiary osoby niespełna rozumu, niegodnej zaufania, powoływanie się na autorytety, szukanie przykładów podobnych sytuacji uznanych gdzie indziej i przez kogo innego za „normalne”, odwoływanie się do wyższych celów, którym dane działanie miało służyć, i wiele innych. Generalnie jego działanie sprowadza się do tego, by okazało się, że wszystko jest w porządku – a w związku z tym, nie ma się nad czym zastanawiać, a już na pewno nie trzeba się zmieniać i za cokolwiek odpowiadać.
J. Herman pisze, że sprawca przemocy robi wszystko co może, by uniknąć odpowiedzialności za swoje czyny. W związku z tym stara się przede wszystkim, by nic nie wyszło na jaw, wspiera wszelkie tendencje dyskredytujące wiarygodność wypowiedzi ofiary, stara się doprowadzić do tego, by informacje te do nikogo nie dotarły lub by ich nikt nie słuchał itp. (Herman, 1992).
Sprawcy przemocy stosują bardzo wiele zabiegów, by nie dopuścić do ujawnienia przed innymi, ale także, a może przede wszystkim przed sobą samym prawdy o tym, co się stało. Groźby, wywoływanie poczucia winy w związku z tym co się zdarzyło, przerzucanie odpowiedzialności na ofiarę, posługiwanie się różnego rodzaju teoriami, by uzasadnić to co się stało, to najczęstsze sposoby działania sprawców. Sposoby te z czasem mogą zostać zinternalizowane przez ofiarę, by dać jakieś wyjaśnienie tego, co się stało lub by zdjąć odpowiedzialność ze sprawcy, na przykład gdy jest on kimś bliskim, gdy ofiara potrzebuje jego opieki lub miłości. „Dlaczego się nie broniła, tak na prawdę to chciała tego, co się stało. Jestem z gruntu zła i nic nie może tego zmienić. Zostałem słusznie ukarany, muszę zapłacić za złe uczynki z poprzednich wcieleń – takie jest prawo karmy. Jeżeli powiesz co się stało, zranisz mnie, zniszczysz mi życie, będziesz winna mojego nieszczęścia, nie będziemy mogli już być tak blisko jak byś chciała, sama rozumiesz...” Takie zdania są dobrze znane ofiarom przemocy.
W wywiadzie dotyczącym przemocy członek ruchu AA, komentując swoje zachowania wobec rodziny, mówi: „Myślałem że to, co robiłem, jest normalne. Uważałem, że jeśli nieraz żona dostanie bicie, to dla niej to będzie lepiej, a ja się odprężę, uspokoję i wyładuję. (...) Inni też tak robią i żyją, dlaczego ja mam tak nie robić?... (...) zanim żona zaczęła coś mówić, to już sam wolałem ja skarcić. Mówiła mi bolącą prawdę, której nie chciałem do siebie przyjmować. Musiałem więc odwrócić sytuację, żeby to ona była winna.”(Krzemiński, 1997)

Sprawcy przemocy

Jak pisze J. Herman, niewiele wiadomo o psychologii tych, którzy popełniają nadużycia. Nie są to osoby, które byłyby zainteresowane badaniem ich osobowości, rzadko też szukają pomocy (chyba że wejdą w konflikt z prawem. „Najbardziej wyraźną cechą sprawcy przemocy, na co wskazują zarówno zeznania ofiar jak i w obserwacje psychologów, jest jego (apparent - widoczna) normalność. Nie można go określić ani zrozumieć w terminach klasycznej psychopatologii. Ta idea jest mocno niepokojąca dla większości ludzi. O ile bardziej komfortowo można byłoby się poczuć, gdyby sprawca przemocy był łatwo rozpoznawalny, w oczywisty sposób zaburzony lub odbiegający od normy (deviant). Ale tak nie jest.” (Herman, 1992, s.75)

W literaturze dotyczącej pracy terapeutycznej czy reedukacyjnej ze sprawcami przemocy w rodzinie zwraca się uwagę na trzy modele wyjaśniające, dlaczego mężczyźni maltretują swoje żony i partnerki (Mullender, 1996). Pierwszy model, wywodzący się z teorii społecznego uczenia się zakłada, że przemoc jest zachowaniem wyuczonym, pojawiającym się w sytuacjach wywołujących złość. W pracy kładzie się nacisk na psychologiczną reedukację, w tym przede wszystkim na zmiany sposobu radzenia sobie z własnym gniewem. Drugi model ma charakter psychoanalityczny i upatruje przyczyn brutalnego zachowania mężczyzn wobec kobiet w nierozwiązanych problemach wczesnodziecięcych (zwraca się przy tym uwagę na konflikty z rodzicem stosującym przemoc i niezaspokojenie potrzeb zależnościowych). Kierunkiem pracy jest uzyskanie wglądu w naturę tych problemów. Trzeci wreszcie model wywodzi się z ruchu feministycznego, i kładzie nacisk na socjo-kulturowy kontekst, w którym brutalne zachowania mają miejsce. Zgodnie z tym sposobem myślenia „Nadużycia (abuse) biorą się nie ze złości, lecz z systemu przekonań, zgodnie z którym mężczyźni uważają, że mają prawo do dominacji i kontroli” (Mullender, 1996, s. 34). Zgodnie z tym modelem, niezbędnym elementem pracy ze sprawcami przemocy jest wielokrotne konfrontowanie systemu przekonań, który takie zachowania uzasadnia. W literaturze dotyczącej przemocy wobec dzieci pojawiają się podobne sposoby wyjaśniania źródeł zachowań definiowanych jako przemoc – odwołujące się do psychologii sprawcy, do kontekstu społecznego oraz podejścia integrujące te teorie. Zwraca się również uwagę na istnienie specyficznych zaburzeń w systemie rodzinnym,

Leslie Heizer, zastanawiając się nad sprawcami nadużyć seksualnych z punktu widzenia psychologii zorientowanej na proces, pisze: „Praca z procesem oferuje kilka potencjalnie użytecznych wskazówek do pracy z sex offenders. (...) Oprócz propozycji dotyczących konkretnych interwencji terapeutycznych, praca z procesem uwzględnia również kontekst kulturowy i w związku z tym może okazać się użyteczna w tworzeniu podejść wykraczających poza jednostkę.
„Jungowskie pojęcie teleologii zakłada, że w każdym zachowaniu istnieje jakiś znaczący cel (meaningful end), który nie zawsze jest oczywisty w danym momencie. To założenie obejmuje również zachowania społecznie nieakceptowane, takie jak nadużycie. Taka perspektywa nie wspiera nadużycia ani nie zwalnia sprawcy z odpowiedzialności za jego czy jej czyny. Zakłada raczej, że sprawca poprzez zachowanie, które jest nadużyciem, próbuje zaspokoić pewne potrzeby. Terapia polega między innymi na odkrywaniu, co kryje się za takimi zachowaniami” (Heizer, 1995-1996, s. 39). Na podstawie własnych doświadczeń w pracy z osobami popełniającymi nadużycia Leslie Heizer twierdzi, że często w tle, za zachowaniami raniącymi innych pojawia się „potrzeba ludzkiego kontaktu, pragnienie miłości, a także potrzeba doświadczania własnej siły” (Heizer, 1995-1996, s. 40)

Zrozumieć to nie znaczy usprawiedliwić. Stwierdzenie to jest szczególnie ważne w odniesieniu do sprawców przemocy, jako że ci, którzy nadużywają swej władzy i przywilejów, chwytają się także wszelkich sposobów i środków, które ta władza im umożliwia, by uzasadnić i usprawiedliwić swe postępowanie. Bardzo istotne jest więc to, jak się z tego rozumienia korzysta, i kto decyduje o sposobie korzystania z wyjaśnień. Jeśli robią to ci, którzy nadużywają swej władzy i przywilejów po to, by uzasadnić swe postępowanie, jest to kolejnym nadużyciem.

Komu to służy?

W obronie status quo

Zgodnie z podstawowymi założeniami psychologii procesu, identyfikujemy się tylko z pewną częścią aktualnego doświadczenia. W długofalowych procesach mamy tendencję do budowania bardziej trwałych identyfikacji, które pewien rodzaj doświadczeń pozostawiają poza granicami „ja”. Przywileje, ranga i siła stanowić mogą ważny element tych identyfikacji lub też mogą być pomocne w ich utrzymywaniu. Codzienne doświadczenia stanowią ciąg wyzwań dla pierwotnego procesu, popychając do zmian, na które jesteśmy mniej lub bardziej otwarci. Im mniej jesteśmy na nie przygotowani, tym bardziej drastycznych środków jesteśmy gotowi użyć, by się przed takimi zmianami bronić.
Dobrym tego przykładem jest powszechnie w naszej kulturze stosowany pomysł na obronę tzw. autorytetu. Jeżeli dziecko przeciwstawia się rodzicom, uczeń – nauczycielowi, student profesorowi czy pracownik dyrekcji – tym samym „podważa autorytet”. Innymi słowy, stawia na progu: zmusza do zastanowienia nad własną decyzją, przyznania się do błędu, mocniejszego stanięcia po własnej stronie, wejścia w położenie strony przeciwnej, zmiany istniejącej relacji, lub jakiegokolwiek innego zachowania czy pomysłu, który nie był automatycznie zawarty w istniejącym wzorcu. Trzeba zrobić coś więcej, coś innego niż do tej pory.
W tym miejscu możliwe są co najmniej dwa wyjścia. Pierwsze polega na przyjęciu wyzwania. To co było, nie wystarcza, konieczne jest otwarcie się na nowe i zmiana. Można budować zupełnie inny rodzaj autorytetu, można z niego zrezygnować, można zmienić całą relację – tak czy inaczej, dotychczasowy wzorzec ulegnie zmianie.
Drugie wyjście polega na tym, by za wszelką cenę zachować stary porządek. W tym celu można użyć dowolnej siły, jaką się posiada, by zignorować, zniszczyć i odepchnąć od siebie to, co zmusza do zmiany. W takim momencie brak reakcji po drugiej stronie jest bardzo wygodny, ponieważ oszczędza nam kolejnych wyzwań. W pewnym sensie jest to zresztą celem działania: doprowadzenie do tego, by druga osoba przestała reagować, a tym samym stawiać nas na progu. W ten sposób nadużycie staje się ochroną przed rozwojem, pozwalając jednocześnie zachować poczucie wpływu na sytuację. Nadużycie jest formą radzenia sobie z nieznanym. Często przy tym żonglujemy pojęciami odnoszącymi się do „wyższych wartości”: mówimy o szacunku (zwykle jednostronnym), o uczciwości, lojalności, definiując je tak, by służyły stronie, która jest z sytuacji zadowolona i nie chce zmiany.
Ten sposób postępowania wiąże się z założeniem, że kontrola daje poczucie bezpieczeństwa, a otwartość na doświadczenie takiego bezpieczeństwa nie daje. Kontrolując, zapewniamy więc sobie pewien rodzaj bezpieczeństwa, możliwość zaspokojenia potrzeb, dobre samopoczucie.
W ten sposób myślenia o kontroli i bezpieczeństwie włącza się tez innych ludzi: im bardziej ich kontroluję, tym bardziej jestem bezpieczny. Na przykład mówi się o tym, że mężczyźni, którzy maltretują partnerki, nie radzą sobie z intymnością (Wynn, 1997). Zamiast zacząć sobie radzić, biją i zachowują kontrolę oraz świat, w którym intymności nie ma, a zatem nie ma zagrożenia.
Problem polega na tym, że nadużywający wcale nie jest pewny swego. Celem oprawcy jest bardzo często całkowite podporządkowanie sobie ofiary, tyle że owo podporządkowanie nigdy nie jest wystarczająco "całkowite".
„Podstawowym celem sprawcy okazuje się zniewolenie ofiary, sprawca realizuje ten cel ustanawiając despotyczną kontrolę nad każdym aspektem życia ofiary. Ale zwykłe podporządkowanie się rzadko go satysfakcjonuje: wydaje się, że ma on psychologiczną potrzebę uzasadnienia swoich zbrodni, a do tego potrzebuje akceptacji ze strony swej ofiary. W związku z tym nieustępliwie domaga się od swej ofiary dowodów szacunku, wdzięczności lub nawet miłości” (Herman, 1992, s. 75)
Dążenie do ostatecznej kontroli nad drugą osobą, narzucenia jej swojej woli, kontroli jej uczuć, pragnień, myśli można postrzegać jako pretendowanie do zajmowania boskiej pozycji w świecie relacji czy rodziny. Jestem Bogiem – wszystko w tej sytuacji dzieje się zgodnie z Moją wolą, jestem mesjaszem, jestem nieśmiertelny itp. Oczywiście nadużywający bardzo rzadko myślą w ten sposób, a jednak postępują tak, jakby mieli takie przekonanie. Stąd wiele ofiar nadużyć – zwłaszcza przebywających przez dłuższy czas w obecności prześladowcy – doświadcza podobnych problemów, co osoby próbujące opuścić sekty, zarówno na poziomie bycia zastraszonym, jak również wyznawania pewnej wizji świata i siebie, którą niezwykle trudno zmienić.
Problem kontroli u sprawców nadużyć przychodzi także od wewnątrz. Wielu sprawców opisuje swoje doznania w momencie popełniania nadużycia jako chwilę omnipotencji bez jakiejkolwiek odpowiedzialności. W pewnym sensie jest to dla nich moment uwolnienia, zrzucenia więzów. Inni mówią o realizowaniu wewnętrznego nakazu, przymusu. W większości opisów tych doznań pojawia się działanie wobec jakiejś większej, kontrolującej wewnętrznej lub zewnętrznej siły.
Kontrola, a co za tym idzie także większość nadużyć, ma swoje źródło w poczuciu słabości a nie siły. To potrzeba bezpieczeństwa, konieczność utwierdzania się w poczuciu siły, a nie jej nadmiar, prowadzą do zaślepienia i sztywności w relacjach z innymi. Można powiedzieć, że w polu nadużyć występuje równie wielka nieświadomość własnej siły, co nieświadomość własnej słabości.


  PRZEJDŹ NA FORUM