Samotni i niekochani
Izabela Kacprzak
Szkoły nie da się uzdrowić, jeśli nie pomożemy polskim rodzinom
– Młodzi ludzie wiedzą, że muszą być bezwzględni, bo zdają sobie sprawę z tego,
jak wygląda życie: albo mnie zniszczą, albo ja ich zniszczę – mówi prof. Zbigniew Bokszański, socjolog kultury z Uniwersytetu Łódzkiego


W dorosłe życie wchodzi pokolenie urodzone u schyłku PRL-u. Jest zupełnie inne niż poprzednie – więcej pije, pali, narkotyzuje się. I częściej ucieka się do przemocy.
W czym problem?
– To pokolenie czuje się dyskryminowane. Młodzi mówią, że źle im się dzieje, są niedoceniani. I jest w tym wiele racji – ocenia prof. Bokszański. Jego zdaniem przyczyn niezadowolenia należy szukać w domach rodzinnych. Kiedy dzisiejsi nastolatkowie przychodzili na świat, ich rodzice przechodzili rewolucję. Zamykano im zakłady pracy. Jedni popadali w biedę, inni się bogacili.
– Wszyscy odczuwali napięcie, mieli zachwiane poczucie bezpieczeństwa, a dzieci były w to włączane – podkreśla socjolog. Z badań przeprowadzonych w ramach akcji „Szkoła bez przemocy” wynika, że zarówno ofiary agresji, jak i ich sprawcy czują się we własnych domach osamotnieni, zagubieni, niekochani i niedocenieni.

Nie bij dziecka
Z danych Fundacji Dzieci Niczyje wynika niezbicie, że w Polsce społeczne przyzwolenie na bicie dzieci jest powszechne. W polskich domach stosuje się surowe kary. Dlatego bez uzdrowienia rodziny nie uda się wyrugować przemocy w szkole. – Bardzo często agresorami w szkole są te dzieci, które we własnych domach są ofiarami przemocy – twierdzi Kazimierz Koruba, psycholog z Kielc, trener Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Przytacza historię szóstoklasisty, który był w szkole agresywny, arogancki. Nauczyciele nie umieli dać sobie z nim rady. Wezwano matkę. Była zaskoczona. – Syn jest grzeczny, cichy – zapewniała. Do szkoły przyszedł ojciec. Wysłuchał nauczyciela, po czym wrócił do domu i… spuścił synowi tęgie lanie.

Powiedz, co cię boli
Właśnie w tej domowej przemocy tkwi odpowiedź na pytanie o agresję w szkole.
– Dziecko musi odreagować złe emocje, krzywdę – wyjaśnia Koruba. Jednak takie odreagowanie może prowadzić do tragedii. Rok temu 12-letnia Jadzia ze Szczecina w pierwszy dzień ferii powiesiła się w swoim pokoju na wełnianym szaliku. Obok trwała kłótnia pijanych rodziców. Potem okazało się, że dziewczynka od sześciu lat była dręczona przez kolegów ze szkoły, a ojciec psychicznie znęcał się nad rodziną. Matka Jadzi po śmierci dziecka powtarzała: „Winna jest szkoła”. Dziewczynka nie żaliła się w domu, że koledzy ją bili, zabierali tornister. Nikomu nie powiedziała, że w rodzinnym domu nie ma oparcia.

Dzieci alkoholików
W Polsce w rodzinach alkoholików żyje ok. dwa mln dzieci. Wyrastają w atmosferze depresji rodziców i wszechobecnej przemocy. Jeśli nie stanie się cud, idą w ślady matki czy ojca. To kwestia wzorca.
– Dziecko wychowane bez miłości i zainteresowania matki i ojca jest na straconej pozycji – stwierdza Łukasz Gołębiowski, zastępca dyrektora Centrum Wsparcia Kryzysowego Dzieci i Młodzieży w Zabrzu. Według niego najważniejsze lata w życiu dziecka w rodzinie to okres między trzecim a piątym rokiem życia. Dyrektor przypomina historię czwórki rodzeństwa, które trafiło do domu dziecka, bo matka była alkoholiczką. – Najstarsza dziewczyna nie poszła w ślady matki. A wie pani, dlaczego? Bo matka wpadła w alkoholizm, kiedy jej córka miała kilka lat. Wcześniej ta kobieta kochała swoje najstarsze dziecko i dbała o nie. Reszta jej pociech już tej podstawy nie miała. Dlatego wszystkie poszły w ślady matki.

Nie tylko margines
Ale brak zainteresowania rodziców tym, co się dzieje w szkole, wbrew pozorom nie dotyczy tylko dzieci z rodzin patologicznych. – Tak bywa również w rodzinach dobrze sytuowanych, gdzie dziecko opływa w dostatek, a i tak zaczyna mu czegoś brakować – podkreśla Tomasz Kamiński, policjant z Łodzi, który zajmuje się problemami nieletnich. – Wystarczy, że spotka nieodpowiednią osobę, która pociągnie je za sobą. Kiedy rodzice nie interesują się dzieckiem, nastolatkowi łatwo puszczają hamulce.
Rok temu czterej 16-letni gimnazjaliści z Miastka w Pomorskiem pobili w szkole nauczyciela. Uczniowie od dłuższego czasu nie chodzili na lekcje. Przychodzili do szkoły,
by terroryzować uczniów, prowokować nauczycieli. Dyrektor błagał o pomoc policję i sąd rodzinny. Dwóch z napastników trafiło do ośrodka wychowawczego dopiero po incydencie.
Psychologowie i pedagodzy podkreślają, że nie wystarczy zapewnić dziecku bytu materialnego. Trzeba interesować się jego problemami, nie zbywać, zbudować w domu atmosferę poszanowania dla autorytetów, ale i przyjaźni. To trudne, ale możliwe.

Autor: Izabela Kacprzak

Źródło: POLSKA Gazeta Wrocławska


  PRZEJDŹ NA FORUM