Spokojnie, to tylko lęk
Artur Cedro
Lęk wytrąca nas ze stanu samozadowolenia. Zmusza do zastanowienia nad celem i kierunkiem życia, systemem wartości, zdolnością do wyrzeczeń i samoograniczenia.

Jednym z najbardziej rozpowszechnionych stanów emocjonalnych znanych człowiekowi jest lęk. Należy do jakiegoś odwiecznego dziedzictwa ludzkości, wszystkich żywych istot, możliwe, że całego Wszechświata. Towarzyszy człowiekowi od dzieciństwa, od chwili narodzin. Przychodzi sam, nikt nie musi go zapraszać. Wprowadza się do naszego życia na chwilę bądź na stałe. Kształtuje nasze poglądy, naszą moralność, warunkuje decyzje, podpowiada rozwiązania, określa jakość życia. Najczęściej nie wiemy, skąd przychodzi i jak się go pozbyć, ale mamy niejasne przeświadczenie, że jest stałą składową egzystencji, a świat bez lęku to jedynie utopia. Większość naukowych opinii na temat lęku sprowadza się do konkluzji, że stanowi on jedną z wrodzonych cech człowieka. Przy tym jest on zjawiskiem tego typu, że na równi z psychologiem czy psychiatrą, a być może z większym jeszcze znawstwem, może o nim dyskutować teolog, filozof czy antropolog.

Odpowiedź na pytanie, kiedy dokładnie dokonuje się „zaszczepienie” lęku człowiekowi, zależeć będzie od przyjętych założeń teoretycznych. Psychoanalitycy będą upatrywali jego źródeł we wczesnodziecięcych, wypartych do nieświadomości urazach, wewnętrznych konfliktach, w stłumieniu popędów itp. Zorientowani biologicznie psychiatrzy wykażą zaburzenia funkcjonowania określonych układów neuroprzekaźnikowych w mózgu. Przedstawiciele szkół egzystencjalnych położą nacisk na ciążące nad człowiekiem widmo przemijania i śmierci. Teolodzy chrześcijańscy zwrócą uwagę na konsekwencje upadku pierwszego człowieka i utratę jego pierwotnej, „rajskiej” kondycji, bliskości Boga, prawdziwego domu. Gnostycy przypomną fakt uwięzienia człowieka w świecie materii, która jest dziełem demiurga. Jedną z ciekawych konkluzji badań nad działaniem substancji halucynogennej LSD-25 (przeprowadzonych na wielotysięcznej populacji przez Stanislava Grofa, amerykańskiego psychiatrę czeskiego pochodzenia) było przywołanie u badanych pamięci okołoporodowej. Wśród szczegółowo przez nich opisanych doznań i wizji, towarzyszących ponownemu przeżywaniu momentu narodzin, na szczególną uwagę zasługuje sam etap przechodzenia przez kanał rodny, który przedstawiają jako doświadczenie przerażające, wiążące się z odczuwaniem skrajnie nasilonego lęku i cierpienia.


Chociaż w potocznym języku określenia lęk i strach często uważane są za synonimy, a ich subiektywne doświadczanie jest podobnie opisywane, to jednak psychologia i psychopatologia czynią rozróżnienie między nimi (zwracali na to uwagę między innymi Karl Jaspers i Kurt Schneider). Strach pojawia się w sytuacji realnego zagrożenia i przeważnie jest reakcją prawidłową, wręcz pożądaną, ostrzegającą przed niebezpieczeństwem, mobilizującą do reakcji, do działania (chyba że jest zbyt silny – wówczas paraliżuje). Lęk natomiast (w wąskim, psychopatologicznym rozumieniu) pojawia się „znikąd”, nie ma odniesienia do wydarzeń w świecie zewnętrznym, często natomiast jest przejawem jakiejś patologii. Niejednokrotnie dezorganizuje zachowanie i działanie człowieka, zniekształca myślenie, nie pozwala ocenić sytuacji w sposób racjonalny, niekiedy sprzyja podejmowaniu niewłaściwych decyzji. Nie znaczy to przecież, że lęk nie ma żadnych źródeł, że jest zwykłym marnotrawieniem energii psychicznej. Te źródła istnieją, tylko pozostają nieświadome, przynajmniej częściowo.
Precyzyjne zróżnicowanie, co w konkretnej sytuacji jest lękiem, a co strachem, może sprawiać pewne trudności. Nie ulega wątpliwości, że to, co czuje się podczas nalotu bombowego, uwięzienia przez terrorystów, napaści czy innych drastycznych wydarzeń – to strach. Występuje tu aż nadto realne zagrożenie, a tragiczny w skutkach finał jest wielce prawdopodobny. Z drugiej strony, jeśli osoba otoczona kochającą rodziną i przyjaciółmi przeżywa nagły napad panicznego lęku podczas bardzo miłego spotkania towarzyskiego, albo przez wiele miesięcy dręczy ją napięcie psychiczne, któremu towarzyszy uczucie zagrożenia, rozdrażnienie i bezsenność, to mamy przypuszczalnie do czynienia z lękiem patologicznym, bo trudno takie samopoczucie wytłumaczyć w racjonalny sposób.
Prawdopodobnie jednak znaczny odsetek interesujących nas stanów emocjonalnych zajmuje jakieś pośrednie miejsce pomiędzy przedstawionymi definicjami strachu i lęku.

Czym bowiem jest martwienie się matki o dziecko, które po raz pierwszy wyjechało na letni obóz, albo napięcie towarzyszące studentowi przystępującemu do trudnego egzaminu, albo obawa o przyszłość swoją i rodziny przeżywana przez mężczyznę w średnim wieku, pracującego w zakładzie stojącym u progu likwidacji? Są to okoliczności, w których jakaś forma niepomyślnego wydarzenia jest możliwa, ale w żadnym wypadku nie jest przesądzona. Bardzo różne mogą być też reakcje na przedstawione sytuacje. Niepokój matki może mieścić się w „rodzicielskiej normie” i przejawiać się troską o to, jak dziecko czuje się w nowych okolicznościach. Ale może także skłaniać ją do telefonowania do pociechy kilka razy dziennie, czy wręcz zabrania jej z obozu przed jego zakończeniem, w obawie przed jakimś nieszczęśliwym wydarzeniem. Student może czuć zwyczajną tremę, lecz może również w ogóle do egzaminu nie podejść, a nawet zrezygnować z dalszej nauki. Mężczyzna zagrożony zwolnieniem z pracy może zareagować depresją i myślami samobójczymi, ale może też spokojnie czekać na rozwój wydarzeń lub rozpocząć poszukiwanie nowej pracy.
Powyższe przykłady wskazują na to, że najłatwiej ocenia się i klasyfikuje zjawiska skrajne (rzeczywiste, bardzo prawdopodobne zagrożenie w czasie wojny lub kataklizmu z jednej strony, z drugiej zaś lęki, które atakują, gdy człowiek nie znajduje się w żadnej zagrażającej sytuacji).

Dużo trudniej przychodzi opisać lęki, wobec których reakcja uzależniona jest od indywidualnej, subiektywnej oceny danej osoby. Na przykład decyzja o wejściu na egzamin bądź ucieczce podyktowana może być nie tylko racjonalną oceną swojej wiedzy, ale także cechami osobowości, poziomem neurotyczności, sumą dotychczasowych doświadczeń itp., czyli czynnikami, które nie są w danym momencie w pełni uświadamiane.
Czy można zatem dokonać przejścia od reakcji racjonalnych, obiektywnie uzasadnionych, do nieracjonalnych, nerwicowych? Według zwolenników koncepcji behawioralno-poznawczych – tak. W pełni ukształtowana patologiczna reakcja lękowa u studenta mającego zdawać egzamin jest, ich zdaniem, ostatecznym efektem kumulacji poprzednich negatywnych doświadczeń. Mogą to być wcześniejsze niepowodzenia czy trudności szkolne, a także zdarzenia pośrednio z nich wynikające, na przykład ukaranie przez rodzica za słabsze oceny. W koncepcjach tych, w przeciwieństwie do założeń psychoanalizy, pracuje się z „bardziej dostępnym” obszarem psychicznego funkcjonowania człowieka. Celem terapii w tym ujęciu byłoby wykazanie, że nie ma znaku równości pomiędzy egzaminem niezdanym w przeszłości, a tym zdawanym obecnie.

W psychopatologii lęk jest bardzo powszechnym zjawiskiem. Towarzyszy większości zaburzeń psychicznych stale albo w pewnych okresach ich trwania. Jest podstawowym objawem nerwic, występuje w depresji, w wielu psychozach, szczególnie w ostrej fazie schizofrenii, w majaczeniu alkoholowym, podczas intoksykacji rozmaitymi substancjami psychoaktywnymi (m.in. amfetaminą, środkami halucynogennymi). Pojawia się także w wielu chorobach somatycznych, przede wszystkim toczących się w narządach zawierających receptory β-adrenergiczne (naczynia wieńcowe, oskrzela, drogi żółciowe), których stymulacja – w wyniku dośrodkowego przewodzenia impulsów nerwowych i pobudzenia określonych obszarów w mózgu – wywołać może odczucie lęku, często o nasileniu panicznym.
Jeśli lęk jest reakcją nieadaptacyjną, nieprawidłową, a jednocześnie niezwykle rozpowszechnioną, to czy płynie stąd wniosek, że niemalże cała ludzkość powinna poddać się leczeniu? Na pewno nie. O potrzebie leczenia można mówić jedynie u stosunkowo niewielkiego odsetka ludzi, którzy przeżywają lęk w sposób ciągły i ze znacznym nasileniem. Ponadto lęk może też pełnić w życiu człowieka pozytywną rolę. Spotkałem się z opinią, że jedynie lęk stanowi wystarczająco silną motywację, by człowiek chciał zmienić coś w swoim życiu. To nieco szokujące stwierdzenie nie jest w gruncie rzeczy pozbawione sensu. Emocje pozytywne – miłość, radość, zadowolenie – często powodują, że stajemy się gnuśni i leniwi. Nie chcemy wtedy niczego zmieniać, by nie tracić stanu, który tak skutecznie podbudowuje nasze ego, a często po prostu nasz egoizm. Lęk wytrąca nas z tego stanu samozadowolenia. Zmusza do zastanowienia nad celem i kierunkiem życia, systemem wartości, zdolnością do wyrzeczeń i samoograniczenia. Każe dostrzec obecność i problemy innych ludzi. Konfrontuje nas z zagadnieniem upływu czasu i śmierci. Z tego punktu widzenia w każdym człowieku jest „coś” do poprawienia i być może (z punktu widzenia np. psychoanalityka) każdy potencjalnie mógłby poddać się leczeniu, szczególnie jeśli źródła tego „czegoś” są nieświadome, determinują samopoczucie i działania człowieka poza jego zrozumieniem i kontrolą.

Może zabrzmi to dziwnie, ale psychiatra czy psychoterapeuta rzadko spotyka w swej praktyce takie pozytywne skutki przeżywania lęku. Osoba zgłaszająca się na leczenie chce się go po prostu pozbyć, a sugestie dotyczące jego pozytywnej roli przyjmuje najczęściej jako metaforę lub w najlepszym wypadku jako teoretyczne rozważania. W zasadzie sprawa często jest jeszcze bardziej skomplikowana – pacjent nie chce pozbyć się objawu, z czego naturalnie nie zdaje sobie sprawy. Zjawisko to ujawnia się najbardziej dobitnie podczas trwania procesu psychoterapeutycznego. Objaw ma dwa aspekty – niepożądany, świadomy (cierpienie związane z jego obecnością) oraz pożądany, nieświadomy (ochrona przed prawdziwymi źródłami zagrożenia). W ogóle objaw psychopatologiczny, w tym także lęk, stanowi formę kompromisu pomiędzy ukrytymi w człowieku konfliktami, traumatycznymi przeżyciami a możliwościami radzenia sobie z nimi. Jest obszarem, w którym doszło do „podpisania rozejmu”, choć z reguły opartego na warunkach, które żadnej strony w pełni nie satysfakcjonują. Wspomniana wcześniej „inicjująca” funkcja lęku rzadko pojawia się w gabinetach psychiatrycznych bądź psychoterapeutycznych również z tego powodu, że lęk czy strach, mogący zmienić człowieka, musi mieć odpowiednio wielkie nasilenie.

Takie przykłady znamy najczęściej z literatury albo z zasłyszanych opowieści. To chociażby przeżycie świętego Pawła w drodze do Damaszku lub wizja choroby, starości i śmierci zapoczątkowująca proces oświecenia, który doprowadził do osiągnięcia stanu Buddy przez księcia Siddarthę. Lęki mogące skłonić zwykłego człowieka do radykalnej przemiany życia to doświadczenie obozu koncentracyjnego, śmierć bliskich osób, własna ciężka choroba, przeżycie własnej „śmierci” itp. Osoby, które tego doświadczyły, albo zostały przez lęk i cierpienie pokonane – wtedy leczą się z objawów, albo wygrały walkę i przeszły ową przemianę – wówczas nie trafiają do psychoterapeuty.
Powróćmy jednak do lęków zwykłych, traktowanych powszechnie jako dolegliwość, która jest patologią i ma być leczona. „Czysty” lęk, a więc istniejący bez dodatkowych okoliczności (fobie), niezwiązany z przymusowymi rozważaniami czy działaniami (natręctwa) bądź objawiający się jako niezwykłe zachowania albo cielesne niedyspozycje (dysocjacje) – może manifestować się w postaci „spokojnej” lub „gwałtownej”.

Lęk „spokojny” zwany też jest wolnopłynącym albo uogólnionym (to nieco przekorne sformułowanie ma jedynie kontrastować z gwałtowną reakcją lękową typu panicznego). Może przez krótki czas występować w stanach stresu, spiętrzenia się kłopotów i przemęczenia – wtedy nie jest odrębnym problemem. Może jednak przejść w uogólniony zespół lękowy, utrzymywać się przez miesiące, a nawet lata, skutecznie udaremniając przeżywanie radości i satysfakcji z życia. Towarzyszą mu między innymi: stan niepokoju z uczuciem wewnętrznego napięcia, skrępowania, zagrożenia, trwożliwym oczekiwaniem na przykre, nieszczęśliwe wydarzenia, których treść jest nieznana, niezdolność do odprężenia się, odpoczynku; pocenie się, skoki ciśnienia krwi, biegunki, obniżenie popędu płciowego, zaburzenia snu; częste zmiany pozycji ciała, wiercenie się, postukiwanie palcami, a przy większym nasileniu zespołu lękowego – niemożność przebywania w jednej pozycji, potrzeba chodzenia, nawet pobudzenie ruchowe, czasem zahamowanie ruchowe.
Co ciekawe, wiele osób dotkniętych tym zaburzeniem nie traktuje swego stanu jako czegoś, co należałoby leczyć. Nie wiedzą, że to, co odczuwają, może być skutecznie leczone, choć długo i mozolnie. Według nich „tak ma być”, „życie jest ciężkie”, „jestem po prostu zmęczony”, „mam stresującą pracę” itp. Czasem objawy przewlekłego lęku mogą samoistnie wygasnąć po kilku, kilkunastu latach.
„Gwałtowna” postać lęku to lęk paniczny albo napadowy. Zdarza się on ludziom, którzy znaleźli się w obliczu szczególnego i nagłego zagrożenia, na przykład podczas pożaru czy katastrofy. Wtedy jest w zasadzie reakcją normalną, świadczącą o próbach szybkiego reagowania w sytuacji realnego niebezpieczeństwa (nienormalną reakcją podczas np. pożaru sali kinowej byłoby sięganie po kolejne pudełko prażonej kukurydzy). Lęk paniczny staje się stanem patologicznym, gdy nie ma takich zagrożeń, a on się pojawia. W dodatku w tej „gwałtownej” postaci zaburzenia lękowego cała „akcja” przenosi się niejako do wnętrza człowieka – na zewnątrz nic się nie dzieje, w środku natomiast szaleje coś, co zaraz „przyprawi o śmierć lub utratę zmysłów”.
W lęku panicznym dominuje najczęściej niezwykle przykre wrażenie, że coś złego się stanie, że się umrze, zwariuje, straci nad sobą kontrolę. Przeżyciom tym towarzyszy szereg objawów fizjologicznych związanych z gwałtownym pobudzeniem układu wegetatywnego (np. uczucie duszności i duszenia się, zawroty głowy, kołatanie lub przyspieszenie czynności serca, drżenie mięśni, intensywne pocenie się, uczucie dławienia w gardle, nudności i dolegliwości w jamie brzusznej, uczucie uderzenia krwi do głowy).

Napad lęku panicznego rozwija się najczęściej w ciągu kilkunastu sekund. Przeciętnie trwa od kilku do kilkunastu minut, choć niekiedy (na szczęście nieczęsto) może się przedłużać. Pierwszy zjawia się najczęściej niespodziewanie, niejako przez przypadek, lub też podczas ekspozycji na działanie określonych bodźców fobicznych. Ofiara lęku panicznego jest zwykle pobudzona, usilnie domaga się pomocy, ratunku. Niekiedy zamiast pobudzenia może wystąpić zahamowanie, znieruchomienie, chociaż zdarza się to zdecydowanie rzadziej.
Nierzadko tuż przed wystąpieniem pierwszego napadu można doszukać się w życiu człowieka tragicznych przeżyć, długo trwającego nierozładowanego napięcia, stresu lub innych trudności życiowych. Kolejne napady często zdarzają się w sytuacjach podobnych do tej, w której doszło do pierwszego, choć mogą również pojawiać się bez żadnego wyraźnego powodu. W większości przypadków po kilku kolejnych napadach paniki dochodzi do swoistego lękowego oczekiwania (antycypacji) następnych. Tworzy się stan specyficznego „lęku przed lękiem”. Wzrasta poziom ogólnego niepokoju. Wytwarza się fobiczne zachowanie unikające.

Jaka jest przyczyna takiego bezprzedmiotowego lęku, niezwiązanego z realnym, zewnętrznym zagrożeniem? Czy jesteśmy na niego skazani? Czy jest czymś niezbędnym, czy może stanowi formę artefaktu, zniekształcenia, zaśmieca nasze życie psychiczne? Takie pytania stawiane są od stuleci. Literatura psychologiczna, psychopatologiczna, a także filozoficzna i religijna jest bogata w opracowania dotyczące tych zagadnień. Z punktu widzenia autorów takich, jak Soren Aabye Kierkegaard, Martin Heidegger czy Karl Jaspers, lęk to nieodłączny fenomen ludzkiej egzystencji jako takiej, towarzyszący człowiekowi od urodzenia aż do śmierci – wszelkim wyborom, zaangażowaniom, samouświadamianiu i poszukiwaniu celów istnienia.

Lęk był jednym z głównych zjawisk zajmujących uwagę Freuda. W swej pierwszej teorii lęku dowodził, że jest on wynikiem represji dążeń seksualnych (libido) przez superego. Słabość tej koncepcji, wynikająca ze swoistej „fiksacji” na determinującym wszelkie zachowania uwięzieniu w popędzie płciowym, doprowadziła do sformułowania przez twórcę psychoanalizy drugiej teorii lęku. Przyjął w niej, że lęk jest reakcją na zagrożenie przeżywane przez ego. Rozróżniał strach, wywodzący się z zagrożenia zewnętrznego, i lęk nerwicowy, generowany przez zagrożenia mające charakter wewnętrzny.
Istnieje wiele innych psychologicznych teorii i poglądów usiłujących wyjaśnić przyczyny lęku. Jednak każda obejmuje tylko fragment zagadnienia, chociaż wiele z nich odwołuje się do mniej lub bardziej skonkretyzowanego poczucia zagrożenia, jakiemu podlega człowiek. Gdyby spojrzeć na to zagadnienie „z lotu ptaka”, to prawdopodobnie większość z nas, korzystając z wiedzy naturalnej, a nie naukowej, uznałaby, że lęk rodzi się z poczucia nieuchronnego kresu, końca, niejednokrotnie wykraczającego poza pojęcie śmierci.

Jeśli lęk dezorganizuje nasze życie, to z pewnością należy szukać pomocy u psychiatry, psychologa czy psychoterapeuty, licząc na to, że przedstawiciele wymienionych profesji na tyle uporali się z własnymi lękami, iż będą w stanie towarzyszyć innym ludziom w ich trudzie. Pamiętajmy wszak o niezwykle ważnej sprawie: wiele zjawisk, choć niezrozumiałych, ma swój ukryty sens. Starajmy się więc nie traktować lęku jedynie jak wroga, ponieważ on też może być cennym i rozwojowym doświadczeniem. Przełamując neurotyczne czy egzystencjalne lęki, niewątpliwie zyskujemy coś bardzo cennego – poszerzamy obszar wewnętrznej wolności.

Autor: Artur Cedro
Tytuł: Spokojnie, to tylko lęk
Źródło: www.charaktery.eu


  PRZEJDŹ NA FORUM