Rozwiązania rozwodowe
Bogdan Białek, Bogdan de Barbaro, Zofia Pierzchała
Czy rozwód jest sukcesem, czy porażką? Co powinno się wydarzyć, aby zerwanie związku otworzyło przed nami szansę na kolejny, bardziej udany? Czego powinniśmy wystrzegać się przy rozwodzie? O tych i innych dylematach dyskutują: terapeutka Zofia Pierzchała, dr Bogdan de Barbaro i prof. Jacek Bomba. Dyskusję prowadzi Bogdan Białek.

Bogdan Białek: – Rozwód jest końcem związku kobiety i mężczyzny, ale nie jest końcem historii tej kobiety i tego mężczyzny. Jeśli byli małżonkami choćby krótki czas, to nawet wiele lat po rozwodzie, nawet będąc w drugim związku, bardzo udanym, będą odczuwać konsekwencje tego pierwszego. Czy zatem rozwód jest sukcesem, czy porażką? Czy jednym i drugim? Czy można stwierdzić kiedy jest sukcesem, a kiedy porażką?
Zofia Pierzchała: – A może szansą...
Bogdan de Barbaro: – Można próbować określić, kiedy rozwód będzie porażką, a kiedy sukcesem. Porażką rozwód jest wtedy, gdy ludzie rozwodzą się bez próby nierozwodzenia. Bez podjęcia wysiłku dla zrozumienia źródeł kryzysu, napięcia, bez zrozumienia siebie i próby wprowadzenia zmian. Rozwód jest z pewnością porażką gdy ludzie, wykorzystując coraz powszechniejszą dziś akceptację dla rozwodów, rozchodzą się na zasadzie: „czemu nie?”. Gdy zapominają o kosztach tego kroku, na przykład tych, jakie przy okazji ponoszą ich dzieci A kiedy jest sukcesem? Albo inaczej: kiedy brak rozwodu mógłby być porażką? Wtedy, gdy ludzie tkwią w związku, w którym zmiana jest w jakimś sensie niemożliwa. Na przykład wtedy, gdy jedna z osób jest katem, a druga ofiarą i gdy ofiara nie potrafi zmienić sytuacji, w których jest poniżana jej godność. Taka sytuacja zwykle dotyczy kobiety. To jej godność jest najczęściej niszczona, ona nie ma w sobie mocy czy odwagi, by taki związek opuścić. Kobiety pozostają w takim – nazwijmy go w skrócie „toksycznym” – związku nie tylko dlatego, że ich sytuacja materialna mogłaby ulec dramatycznemu pogorszeniu. Znam takie przypadki, gdzie sytuacja materialna kobiet po rozwodzie byłaby wyższa niż przeciętna, a mimo to te kobiety nie mają w sobie mocy żeby powiedzieć „nie” i zrobić ten krok wobec opresora. Tam rozwód byłby sukcesem.

Bogdan Białek: – Liczba orzekanych w ciągu roku rozwodów systematycznie goni liczbę zawieranych w tym samym okresie małżeństw. Czy jednym z powodów tej sytuacji nie jest to, że małżeństwa zawierane są zbyt pochopnie? Pewien kurialista, pracownik Sądu Biskupiego, przekonywał mnie kiedyś, że obecnie nie jest problemem stwierdzenie nieważności małżeństwa. Problemem jest stwierdzenie ważności związku, bo – jak mówił ten człowiek – zdecydowana większość zawieranych dziś małżeństw jest w gruncie rzeczy niesakramentalna. Ludzie zawierając związek nie mają świadomości przysięgi, którą sobie składają. Nie pojmują, że obiecują sobie trwanie ze sobą do końca życia. Czy nie tu tkwią źródła rozwodów?
Zofia Pierzchała: – Myślę, że mądre zawiązanie małżeństwa kiedyś było łatwiejsze. Stały za tym konkretne osoby lub instytucje: swatka albo rodzina, które miały moc zabraniania małżeństwa z jedną osobą, a sprzyjania małżeństwu z drugą. Dziś wszechobecne jest przyzwolenie, by do planów matrymonialnych podchodzić w sposób samodzielny, subiektywny. Najważniejszą wartością jest głęboka miłość, no, może przynajmniej poczucie: ja kocham ciebie, ty kochasz mnie. A sprawa rozwagi, rozsądku, poczucia, iż związek jest prawem i obowiązkiem... wydaje mi się, że na ten temat jest mniejsza świadomość. Jak wszyscy wiemy, stan zakochania uzależniony jest także od upływu czasu. I nie ma gwarancji, że ze stanu zakochania zrodzi się trwała miłość, która jest podstawą małżeństwa. Zatem: dzisiejszy subiektywizm i emocjonalność – główne powody zawierania małżeństw – niekoniecznie są strażnikami ich trwałości.

Bogdan de Barbaro: – Towarzyszący zwykle zawarciu małżeństwa stan zakochania absolutnie nie wymaga występowania dojrzałej osobowości. Ba, niektórzy psychiatrzy uważają, półżartem, że zakochanie jest stanem psychotycznym. By małżeństwo było trwałe gdy stan zakochania minie, małżonkowie powinni mieć dojrzałą osobowość. Po to, by wspólnie pokonywać przeciwności losu, by wspólnie radzić sobie ze stresem, by umieć brać życiowe zakręty. Wreszcie – i to się wydaje szczególnie ważne – żeby umieć podejmować nowe role. To jest właśnie częstą przyczyną rozwodu – nieumiejętność podejmowania nowych zadań na nowym etapie rozwoju rodziny. Na przykład: świetnie im się układało dopóki nie było dziecka. Ale przyszło dziecko, nowe zadania i są wobec nich bezradni. Tutaj jest potrzebna dojrzałość, wzajemne przywiązanie, takie „pochylenie się” nad drugim.
Zofia Pierzchała: – Chodzi także o świadomość potrzeb. Ludzie o osobowości niedojrzałej swoje zachcianki i kaprysy identyfikują jako rzeczywiste potrzeby. Kierując się nimi, małżonkowie wchodzą na drogę walki o przywileje i tak zwane racje. Jeśli potrzeby związku, potrzeby „my” są niezgodne z potrzebami „ja” i zwycięża egoizm jednego z małżonków, to konflikt gotowy. Częstą przyczyną konfliktów pary jest niezgodność potrzeb i wartości, a także nieumiejętność rezygnacji z własnych przekonań, z własnego „widzimisię”. Szansę na trwały związek mają te pary, które traktują kryzys jako informację o tym, co złego dzieje się w relacji. Znajdują wspólny język i sposoby wyjścia z trudnej sytuacji. Jeśli nie, to być może trzeba szukać drugiej szansy. Tylko czy uda się ją wykorzystać?

Bogdan Białek: – Co się powinno wydarzyć, żeby rozwód rzeczywiście otworzył drugą szansę? Jak się rozwiązać, żeby na nowo się związać? Być może już rzeczywiście na trwałe?
Zofia Pierzchała: – Zanim odpowiem, przytoczę skróconą statystykę dotyczącą przyczyn rozwodów, są to dane z 2004 roku. Na pierwszym miejscu jest niezgodność charakterów – 32 procent małżeństw rozeszło się z tego powodu. Na drugim miejscu – 24 procent – zdrada małżeńska, trzecie miejsce – 23 procent – alkohol, alkoholizm, głównie mężczyzn. Kolejne przyczyny pominę, jako niewystępujące już tak często...
Bogdan de Barbaro: – Ja nie przywiązywałbym wagi do tych liczb. Bo przecież można by powiedzieć, że 100 procent rozwodów wiąże się z niezgodnością charakterów. Bo jeżeli dochodzi do zdrady, to prawdopodobnie wcześniej coś było „nie tak” między ludźmi. Jeżeli ktoś uciekł w uzależnienie od alkoholu, to widocznie z powodu jakichś frustracji, które związane były z tym, co się dzieje w związku. Problem finansowy? Prawdopodobnie nie umieli się ze sobą jakoś dogadać, negocjować, wzajemnie respektować swoich potrzeb. Bo bardzo wielu ludzi bardzo dobrze sytuowanych się rozwodzi i wielu klepie biedę, wcale się nie rozwodząc...
Wracając do pytania – ja powiedziałbym tak: rozwód będzie dobry, kiedy rzeczywiście zostanie dokonany. W tym sensie, że jeżeli już dochodzi do rozwodu, to relacje między byłymi małżonkami powinny zostać domknięte, a „walka dziećmi” zakończona. Autorki książki Druga szansa, wydanej przez „Charaktery”, w bardzo ciekawy sposób zwracają uwagę – nie przez uogólnienia, ale kolejne opowieści – na fakt, że bardzo często choć rozwód w sensie formalnym nastąpił, to nie zakończył związku. Bywa, że on trwa, podsycany zawiścią, agresją, walką o dziecko, albo jeszcze gorzej: walką dzieckiem. W terapii rozwodowej bardzo często zajmujemy się tym, by rozwód – skoro już nastąpił, albo został zadecydowany – rzeczywiście został dokonany. Wiele małżeństw właśnie podczas terapii stara się z tym uporać. Znam parę, której rozwód miał miejsce trzy lata temu, a oni nadal tkwią w intensywnym związku. Nie mogą się od siebie oderwać, zaczepiają się przy pomocy dzieci i walczą dzieckiem – nawet nie o dziecko, a właśnie dzieckiem. Zatem jeśli rozwód jest przeprowadzony, niech się dokona.
Zofia Pierzchała: – Rzeczywiście, zakończenie poprzedniego małżeństwa jest ważne w kontekście nowych relacji. Istotne jest także przeżycie żałoby po związku, nawet gdy zadawał razy i pozostawił rany. Bo mimo wszystko oboje małżonkowie stracą coś wspólnego, coś, co kiedyś łączyło ich bardzo mocno. Uświadomienie sobie straty, przeżycie bólu i smutku, przyjęcie odpowiedzialności za swój udział w rozwodzie jest podstawą do poczucia bezpieczeństwa. Sprawia, że w nowy związek możemy wejść z wypłakanymi, suchymi już oczami. Autorki wspomnianej Drugiej szansy piszą o czymś, co nazywają odbudową siebie. Chodzi tu o odpowiednie nastawienie swojej psychiki: z jednej strony wyzbycie się gniewu, frustracji, poczucia zranienia czy też winy, a z drugiej o refleksję na temat błędów, które się popełniło.
Jacek Bomba: – Wiecie Państwo, mnie w tej książce niezwykle zainteresował fragment o kobiecie-matce, która mszcząc się na mężczyźnie, z którym związek jej się nie udał, niszczy jego – ale i swojego syna. Ta bohaterka postępuje niemal tak, jak mityczna Medea – tamta, mszcząc się za porzucenie na Jazonie, zabiła własne dzieci. Tym samym wyrządziła krzywdę sobie. To zjawisko jest niezwykle rozpowszechnione, nawet w związkach, które formalnie trwają. Toczy się tam walka kosztem dzieci. Niszcząc je – walczący niszczą samych siebie.
Zofia Pierzchała: – Właśnie, dzieci rozwodów... Gdyby chcieć jakoś scharakteryzować dzieci, których rodzice się rozwiedli, można by je przedstawić jako te, które przeżyły katastrofę. I na dodatek spowodowaną przez kogoś, kto miał im zapewnić bezpieczeństwo i miłość. Następstwem takiej katastrofy, niezależnie od poziomu racjonalności rozwodu rodziców, jest lęk i nieufność. Niekiedy w dorosłym życiu dzieci rozwodu nie są zdolne do przeżywania głębokiej więzi, zachwiane są w nich proporcje dawania i brania miłości.
Bogdan de Barbaro: – Myślę, że to trafny termin: dzieci rozwodów. On oznacza, że istotą tych osób jest fakt, że ich rodzice się rozwiedli. Tak jak się mówi „dzieci Kowalskich” – bo najważniejsze, że ich rodzice to Kowalscy. Już w tym określeniu doskonale widać, iż rozwód jest faktem niezwykle ważnym, który już zaważył albo zaważy na przyszłym życiu tych dzieci.
Jacek Bomba: – To jest rzeczywiście ważna kwestia. Według mnie podstawowe niebezpieczeństwo, jakie grozi dzieciom, które przeżyły rozpad małżeństwa rodziców
– czyli podważenie podstawowego źródła bezpieczeństwa, jakim są rodzice – to późniejsza niezdolność do stworzenia relacji. To nie tylko odkładanie związków „na potem” czy niewchodzenie w związki, ale także nieudany charakter związków, jakie się buduje. W tym momencie rodzi się pytanie: na ile ta cecha jest rzeczywiście konsekwencją rozwodu, a na ile jest cechą, która przekazywana jest z pokolenia na pokolenie?
Zofia Pierzchała: – Zwróćmy przy tej okazji uwagę na sposoby, w jakie dzieci przeżywają rozwód rodziców. Często pojawia się u nich lęk przed opuszczeniem. Dziecko boi się, że zostanie zastąpione nowym dzieckiem, że jest zbędne i niepotrzebne. Dla małego dziecka czas jest płynny, słabo funkcjonuje struktura przyczynowo-skutkowa. Z tego względu tato, który rozwiódł się z mamą i który do dziecka tylko wpada i na odchodnym mówi, że wróci w niedzielę, w zasadzie w ogóle znika z życia malca. Dziecko nie wie, kiedy ta niedziela będzie. Czy to się stanie za chwilę, czy te drzwi się otworzą i tatuś wróci?... Inną sytuację przeżywają nastolatki, których rozwód rodziców dokonuje się w okresie ich dorastania.

Bogdan Białek: – Idąc tym tropem: czy można stwierdzić, że wzorem syndromu dorosłych dzieci alkoholików, istnieje syndrom dorosłych dzieci rozwiedzionych rodziców?
Zofia Pierzchała: – To, co na pewno jest obecne, to lęk, który często paraliżuje zdolność do miłości i zaufania. Dzieci, które przeżyły rozwód rodziców, boją się wchodzić w bliskie związki, bo boją się, że spotka je to samo, co rodziców.
Bogdan de Barbaro: – Rozwód jest jedną z możliwych traum. I są ludzie, którzy potrafią sobie z nią poradzić, mają jakiś hart ducha, odporność. Ale statystycznie rzecz ujmując, widzimy, że dzieci rozwiedzionych rodziców są obarczone większym ryzykiem, że same się rozwiodą. Bo w ich przypadku ten wzorzec jest przetarty. A ponadto mają w sobie już owo doświadczenie porażki rodziców i to może działać jak samospełniająca się przepowiednia.
Jacek Bomba: – Ja nie jestem zwolennikiem opisywania jakichś zespołów, które się później diagnozuje tylko dlatego, że są opisane. To jest znane zjawisko w medycynie: jeżeli opisze się jakąś chorobę, to ona natychmiast jest rozpoznawana; dopóki nie była opisana, nie była rozpoznawana. Jednak chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. Otóż system prawny, który reguluje rozwód, ta cała procedura prawna – zwiększa traumę z nim związaną. Dlaczego? Aby otrzymać rozwód, strony muszą udowodnić, że ich związek się rozpadł. To nie jest ich decyzja o zakończeniu związku, to jest udowadnianie, że już go nie ma. A robi się to, szarpiąc to co jest na kawałki, między innymi te nieszczęsne dzieci. Bo dziećmi „walczy się” na wiele sposobów. Czasem jeden rodzic nastawia dziecko przeciw drugiemu, aby potem wykorzystać je w sądzie przy okazji rozstrzygania kwestii opieki nad dzieckiem. Dzieci wykorzystuje się, czyniąc je swoim powiernikiem: rodzic, nie mając nikogo bliskiego, zwraca się do dziecka, oczekując wsparcia od niego. To jest z definicji sytuacja przerastająca dziecko. To jest postawienie go w sytuacji, której nie może sprostać, w której musi być tym zmiażdżone. Ja porównuję to wręcz z wykorzystywaniem seksualnym... Kolejną sytuacją pojawiającą się przy rozwodzie – choć nie tylko, bo to zdarza się często także w małżeństwach, w których nikomu się nawet nie śni iść do żadnego urzędu – jest taka rywalizacyjna gra o dziecko, zmuszanie go do opowiedzenia się po którejś ze stron. Weźmy przykład: rozwiedziona rodzina, dziecko wraca ze spaceru z tatusiem, a mama zaczyna je przepytywać: jak było, czy się nie nudziło, co robiło. I nie zostawia mu tak naprawdę możliwości powiedzenia prawdy. Bo zmusza je do „zdradzenia” albo ojca, albo matki. Przecież jak powie, że było nudno, to ojciec jest winien, a jak powie, że zjadło fajne lody – to matce może być przykro. To znów jest sytuacja łamiąca. Znów stawianie dziecka w sytuacji, której ono nie jest w stanie sprostać.
Bogdan de Barbaro: – Rzeczywiście, dla dzieci rozwód rodziców tylko wtedy może być drugą szansą, gdy dorośli będą umieli domknąć w sobie rozpadający się związek. Gdy nie będą doprowadzać do rozbijania lojalności dziecka, czyli gdy dziecko nie będzie zmuszane do opowiedzenia się po którejś ze stron. Gdy nie będzie wikłane jako świadek lub sprzymierzeniec w przedłużające się walki małżeńskie, w tę wciąż trwającą grę po tytułem „Ty nie jesteś OK”. Dzieci trzeba chronić przed tą destrukcyjną pętlą.

Bogdan Białek: – Dziękuję Państwu za rozmowę.

Tytuł : Rozwiązania rozwodowe
Źródło: charaktery.eu


  PRZEJDŹ NA FORUM