Samotność - dlaczego się jej boimy?
Dorota Szlama
Wstydzimy się jej. Traktujemy ją jak wirusa, do którego lepiej się nie przyznawać. Uciekamy przed nią w intensywne, ale powierzchowne kontakty. Samotność. Dlaczego boimy się jej? Czy rzeczywiście jest to stan, z którego nie wynika dla nas nic dobrego?

Każdy z nas samotny, każdy z nas samotny, czemuż, czemuż więc – my, gwiezdne dzieci – (...) nie skupimy serc? – pisał w „Missa pagana” Edward Stachura. Ryszard Riedel śpiewał o samotności, że to taka straszna trwoga, ogarnia mnie, przenika mnie... Samotność, a właściwie poczucie osamotnienia, dotyka nie tylko poetów. Z badań wynika, że co siódmy Polak czuje się permanentnie osamotniony, a 65 procent ankietowanych przyznaje, że są takie sytuacje w ich życiu, w których czują się bardzo samotni (badania CBOS z października 2005). Socjolodzy i psycholodzy zwracają uwagę na to, że żyjemy w coraz większej społecznej izolacji, co może spowodować również większe poczucie osamotnienia. Wydaje się, że współczesny człowiek konfrontuje się ze swoją samotnością bardziej niż kiedykolwiek. Ale być może, paradoksalnie, jest to droga do drugiego człowieka? W pogoni za sukcesem, w świecie wymagającym od nas „coraz więcej i coraz szybciej”, być może to właśnie samotność pozwala nam dostrzec siebie takimi, jakimi jesteśmy naprawdę i dotrzeć do źródła własnej siły. A wtedy dzieli nas tylko krok od spotkania drugiego człowieka, który również stanął oko w oko ze swoją samotnością...

Spotkanie z nowym „ja”
Samotność może być stanem, który sprzyja odnalezieniu własnej siły, poznaniu siebie, swoich braków i zalet; może prowadzić do niezależności w obcowaniu z otaczającym światem, ludźmi. Może być długim, kilkuetapowym procesem.

Pierwszy etap to często odpychanie, uciekanie od własnej samotności, próba zapomnienia o niej poprzez powierzchowne i przypadkowe kontakty (nieważne z kim, byle tylko były; to tzw. ucieczka w tłum) lub trwanie w związku uzależniającym z partnerem, matką lub ojcem. Gdy jesteśmy już gotowi spotkać się z własną samotnością, mamy szansę doświadczyć siebie w kilku odsłonach, na kilku płaszczyznach. Psychoterapeutka Clarissa Pinkola Estes, autorka książki Biegnąca z wilkami pisze o „bezpośrednim doświadczeniu natury własnego cienia, szczególnie tych cech osobistych, które wiążą się z zazdrością, zaborczością, wykorzystywaniem”. Autorka wskazuje, że trzeba „jednoznacznie uznać ich istnienie. Nawiązać jak najlepsze stosunki z najgorszymi aspektami własnej jaźni. Pozwolić narosnąć napięciu między tym, jaka naprawdę jesteś, a tym, jaką cię uczą być. Pracować nad śmiercią starego «ja» i narodzinami nowego, opartego na intuicji”.

Myślę, że jedną z dróg prowadzących do odkrycia nowego „ja” jest długie obcowanie, często w samotności, z samym sobą. Poprzez doświadczenie samotności możemy dojrzeć, spojrzeć na siebie i otaczający nas świat z dystansu. Im dłużej bronimy się przed nią, walczymy z nią, próbujemy zastąpić różnymi aktywnościami i działaniami – zamykamy się na odkrycie swojej twórczej jaźni.
Drugim etapem jest „wejście” w samotność. Przez jakiś czas będzie nam wtedy towarzyszyć smutek, ból, rozpacz, zniechęcenie, niemoc, brak wiary. Zatrzymując się na tym etapie – bez próby zrobienia następnego kroku – zapraszamy do siebie lęki, obsesje, stany depresyjne, a czasem w ogóle wyłączamy się z życia. Aby zrobić krok naprzód, trzeba zgodzić się na samotność, zaakceptować ten stan, a na koniec pokochać go. Mamy wtedy szansę w pełni pokochać samego siebie.

Dojrzeć samego siebie
Może się wydawać, że samotność odczuwa określony typ ludzi, ale to nieprawda. Każdy w swoim życiu jej doświadcza. Niektórzy zatrzymują się na pierwszym etapie, tzw. ucieczki w tłum, inni trwają w smutku i lęku, natomiast dojrzały człowiek może dzięki samotności dotrzeć do swojej prawdziwej natury. To początek pracy nad sobą, której celem jest poznanie jasnych i ciemnych stron swojego „ja”. Dopiero wtedy możemy zaakceptować to, że mamy w sobie agresora, dziką naturę, która pozwala atakować, być złym, drapieżcą, i to wcale nie umniejsza naszego człowieczeństwa. Mam tu na myśli uczucia złości, zazdrości, wykorzystania, które – gdy uznajemy je w sobie – wyzwalają zachowania ekspresyjne i prawdziwe.

Konfrontacja z negatywnymi uczuciami to szczególne wyzwanie dla osób „ugrzecznionych”, które doświadczają depresji, nerwicy, lęków i obsesji, ponieważ w dzieciństwie obciążono je tzw. powinnościami (przekonaniami, że np. zawsze trzeba być grzecznym, miłym i uśmiechniętym, złość piękności szkodzi, trzeba być twardym, nie wolno płakać, okazywanie uczuć to wstyd). Tkwią w powinnościach i nie wiedzą, jacy są naprawdę. Bycie w samotności odsłania ich prawdziwe „ja”. Gdy je zaakceptują, wyjdą z samotności jako inni ludzie. Zrozumieją, że mogą wyrażać siebie na bardzo wiele sposobów i nie uzależniają swoich reakcji od akceptacji otoczenia. Nasze prawdziwe „ja” daje nam siłę do życia, przeżywania, bycia tu i teraz i co za tym idzie – do prawdziwego bycia z ludźmi i otaczającym nas światem.?

Masz problem i nie wiesz jak sobie z nim poradzić? Skorzystaj z rad ekspertów "Charakterów", którzy w naszej sekcji "Latarnik" podpowiadają jak rozwiązać problemy w pracy, domu i szkole, jak pokonać lęki i polubić siebie. Piszcie na adres magda@charaktery.com.pl


Tytuł: Samotność - dlaczego się jej boimy?
Autor: Dorota Szlama
Źródło: http://www.charaktery.eu/osobno/2683/Samotnosc---dlaczego-sie-jej-boimy/


  PRZEJDŹ NA FORUM