NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » PSYCHOLOGIA » JESTEM TYM, KIM CHCĘ

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Jestem tym, kim chcę

  
Admin
24.07.2009 19:51:36
poziom 6



Grupa: Administrator 

Lokalizacja: Admin

Posty: 1590 #295857
Od: 2009-6-1
Specyficzną cechą człowieka jest samoświadomość i samowiedza. Całe nasze życie jest mniej lub bardziej świadomym poszukiwaniem wiedzy o sobie. Czasem jest świadomą autokreacją, czasem dramatyczną walką z otoczeniem, by stać się taką a nie inną osobą, niepowtarzalną i rozpoznawalną przez innych.

W różnych momentach życia ludzie stawiają sobie i innym pytanie: "Kim jestem?", a rodzaj udzielonej odpowiedzi warunkuje nie tylko nasze samopoczucie i relacje społeczne, ale niekiedy nawet określa szanse przeżycia.
Metody badań psychologicznych w tym zakresie są bardzo różne, od jakościowych po wyrafinowane eksperymenty laboratoryjne. Bardzo cennym źródłem wiedzy o roli tożsamości w życiu człowieka są dane autobiograficzne.W ostatnim roku ukazały się dwie książki, które – moim zdaniem – mówią ważne rzeczy o roli wyborów tożsamościowych. Są to: „Nigdy nie wiadomo…” Antoniny Guryckiej i „Pianista” Władysława Szpilmana. Obie pozwalają lepiej zrozumieć motywy i konsekwencje wyboru tożsamości. Są to jednocześnie książki bardzo różne, pisane w różnych okresach życia Autorów. W warstwie powierzchniowej mówią o całkiem różnych sprawach, mają rozmaite wątki, inne typy narracji. W każdej są osobiste przeżycia, opisy kontaktów z ludźmi bliskimi i obcymi, które w jakiś sposób miały wpływ na osobowość Autorów. Pokazane są – nie wiem, czy w sposób zamierzony – ich własne wybory tożsamościowe. O każdej z tych książek i o ich twórcach można napisać osobne, wielowątkowe historie.

Wybieram wątek tożsamościowy.

Antonina Gurycka, znany psycholog, profesor uniwersytecki z dużą praktyką w zakresie psychologii wychowawczej, pisała swoją książkę z perspektywy całego życia. Chociaż deklaruje, iż „chce być szczera aż do bólu”, ma niewątpliwie większą samokontrolę nad tym, co pisze, i bardziej świadomie może wybierać, co chce napisać o swoich losach, niż młody Szpilman, opowiadający swoją dramatyczną historię wojenną bezpośrednio po jej przeżyciu. Antonina urodziła się w zamożnym warszawskim domu na Wielkiej („teraz już nie ma ulicy Wielkiej. Stoi tam Pałac Kultury...”). Zapamiętała cudowne zapachy małych sklepików żydowskich na Siennej, Śliskiej czy na Bagnie. Rodzice dbali o staranne wykształcenie i wychowanie córki. Klimat swego dzieciństwa określa lakonicznie „hodowano mnie starannie”. Wyrażanie uczuć i okazywanie wzajemnej bliskości nie było najbardziej charakterystyczną cechą tej rodziny. Matka i ojciec byli trudno dostępni i wymagający, starszy o 8 lat brat też żył swoim życiem.
W pięknym i zamożnym domu dorastająca dziewczynka czuła się samotnie. Jako kilkuletnie dziecko dostrzegała kontrasty w otaczającym ją świecie: „Czułam różnicę mojego pięciopokojowego mieszkania i fabrycznego domu (zamieszkałego przez robotników fabryki, którą kierował ojciec) …ciasne schody, zaduch, ileś pięter, wąziutkie pokoiki, tłum mieszkańców tego domu; dużo dzieci”. Narastająca obcość wobec zimnego, choć dostatniego domu, spowodowała zainteresowanie tymi, którzy mają gorzej, potrzebują pomocy. Zaczęła działalność harcerską, opiekowała się zaniedbanymi dziećmi z warszawskich slumsów.W harcerstwie nauczyła się, że: „Tylko czyn ma znaczenie... Życie bez czynu gorsze od śmierci” (Czyż nie jest to najlepsze wyjaśnienie, dlaczego przez całe zawodowe życie Antonina Gurycka zajmowała się badaniem aktywności i bierności społecznej?). Tu nawiązała przyjaźnie, tu czuła się potrzebna i doceniana; była szczęśliwa. Rodzice byli zaniepokojenijej kontaktami, ale otwarcie nie protestowali.
Można powiedzieć, że środowisko harcerskie, bezinteresownie pomagające słabszym, stało się jej grupą odniesienia. To ono – wybrane, a nie dane przez rodzinę – ukształtowało jej system wartości, dało ważne wymiary do samooceny, stało się podstawą jej tożsamości kogoś wiążącego się z ludźmi z własnego wyboru, nastawionego na społeczną służbę. Całe życie Antoniny to tworzenie związków z ludźmi, zainteresowanie cudzymi sprawami, dyskretna pomoc innym.
Drugi ważny wybór tożsamościowy Antoniny Guryckiejto wybór narodowości. Dla niektórych teoretyków identyfikacja narodowa nie może być przedmiotem wyboru: jest bowiem czymś, co określa człowieka w momencie urodzenia i „przenika” wszystkie inne tożsamości. Życie Autorki dowodzi, że chyba nie mają racji. Jednak dokonany przez nią wybór jest trudny, zwłaszcza w Polsce bezpośrednio przed i podczas wojny. Jest też trudniejszy do wyartykułowania, dlatego pewnie Autorka nigdzie nie mówi o nim wprost, ale przewija się przez różne etapy jej życia.We wspomnieniach z dzieciństwa obecne są katolickie tradycje domu i patriotyczne wychowanie w harcerstwie. Ani słowa o innych niż polskie i katolickie korzeniach rodzinnych. Kilkunastoletnia Antonina miała więc silne poczucie związku z dominującą w Polsce kulturą, była w pełni z nią zasymilowana. Napięcie związane z tożsamością narodową pojawia się dopiero przy opisie uczestniczenia w protestach przeciwko dyskryminacji studentów-Żydów. Antonina – wtedy już studentka psychologii na uniwersytecie – nie godziła się na tzw. segregację ławkową: „Nigdy w życiu nie czułam się związana z żydostwem, ale miałam semicką twarz i tło żydowskiej dzielnicy, w której żyłam, a przede wszystkim poczucie braterstwa z krzywdzonymi. To są ludzie! ...Nie przyznawałam się nigdy do nich, że ja też, kiedyś w jakimś tam pokoleniu, ale musiałam, musiałam stawać w ich obronie”.
Identyfikacja religijna i narodowa stała się jednak poważnym problemem rodziny Guryckich,gdy do Warszawy wkroczyli hitlerowcy. Antonina miała wtedy 19 lat, czuła się Polką i katoliczką. Chociaż rodzice zdecydowali się zostać w getcie, ona wybrała swoją drogę: „Nikt ze mnie nie zrobi tego, czym nie jestem.Mam robotę... jest okupacja Mego Kraju – nie,nie dam się zamknąć”. Znowu wybrałaswoich przyjaciół, a nie rodzinę. Całą okupacjędziałała w podziemnym harcerstwie, kolportowała konspiracyjne pisma, prowadziła ognisko dla sierot. Zatrzymywana przez Niemców albo polskich szmalcowników, którzy zwracali uwagę na jej semicki wygląd, pokazywała kenkartę i świadectwo maturalne z piątką z religii.Do 1943 roku nie ukrywała się, ale miała – jak pisze– „konspiracyjną ochronę”.
Jak można zinterpretować ten wątek biografii Antoniny Guryckiej w terminach teorii psychologicznych? Wydaje sięon dowodzić tezy znanego teoretyka tożsamości A. Straussa o tym, że każda osoba może ustalić swoją narodową tożsamość poprzez autodefinicję i jej publiczne proklamacje. Cechy wyglądu zewnętrznego, które sugerują obserwatorom przynależność do określonej kategorii społecznej, mogą być więc mniej ważne niż autoidentyfikacja, wiążąca się ze sprostaniem standardom wybranej grupy i działaniom na jej rzecz. Nowocześnie rozumiana narodowość jest właśnie tak definiowana: jestem Polakiem (Niemcem, Francuzem, Amerykaninem), bo się nim czuję, znam i akceptuję kulturę danego narodu, poświęcam dla jego dobra swój talent, umiejętności, swoją pracę. Tak o byciu Polakiem myśli dzisiaj większość młodych ludzi (por. Nowicka, 1990; Skarżyńska, 2000).

Tożsamość kształtuje się i utrwala nie tylko przez jednostkowy proces wyboru czy autoidentyfikacji, ale także jest społecznie negocjowana poprzez interakcje z innymi ludźmi. Staje się przez to „zobiektywizowana”: potwierdzająją odpowiednie zachowania innych wobec danej osoby. Można powiedzieć, iż dla naszej tożsamości ważne jest nie tylko to, jak sami odpowiadamy na pytanie: „kim jestem?”; jest ona także pochodną odpowiedzi na pytanie: „za kogo mnie uważają?”. Rozbieżności w odpowiedziach na te dwa pytania mogą być podstawą poważnych problemów tożsamościowych. Uzyskanie społecznego potwierdzenia naszego tożsamościowego wyboru jest nagradzające, jednak nie starcza na zawsze. Nawet gdy wydaje nam się, że nasza tożsamość już jest „społecznie zobiektywizowana”, pojawiają się nieoczekiwane momenty niepewności, a nawet lęku. Odrzucona tożsamość wdziera się w naszą podświadomość, przejawia się w naszych snach i w nagłym braku tchu w płucach. Myślę, iż doświadczenia życiowe Antoniny są także tego dowodem. Swój „okres wojenny” zamyka opisem następującej historii, którą nazywa lekko „ostatnią z przygód” tego czasu. Otóż podczas okupacji była bardzo związana z konspiracyjną koleżanką Celą; miała w niej pewnego rodzaju „wsparcie konspiracyjne”. Po wojnie stosunki między nimi ochłodły. Jednak Antonina i jej znajomi doszli do wniosku,że Cela powinna zostać szczególnie uhonorowana za wspieranie Antki. Wystąpiła więc z wnioskiem o przyznanie Celi medalu „Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”. Biuro Historyczne Instytutu Żydowskiego uznało, że Celi Th. medal ten się nie należy: „Pani nie była ofiarą jako Żydówka, a pani Th. narażała się nie inaczej niż inni konspiratorzy... (str. 59).W ten sposób – paradoksalnie – Antonina Gurycka otrzymała społeczne, oficjalne potwierdzenie wybranej tożsamości: jest polską katoliczką. Pisze o tym tak: „A więc nawet wtedy, gdy w imię poczucia wdzięczności oficjalnie przełamałam po raz pierwszy uznanie swych związków krwi z Żydami »do trzeciego pokolenia«, nie uznano ich, potwierdzono jeszcze raz słuszność poczucia mej tożsamości: Polki”.

Wydawałoby się, iż to kończy problem. Na poziomie świadomym pewnie tak. Ale jednak w 1985 albo 1986 roku, czekając – jak codziennie od wielu lat – na Stawkachna tramwaj, stanęła przed wmurowaną kilka lat wcześniej w ścianę Instytutu Psychologii tablicą informującą,że to właśnie z tego miejsca wywożono mieszkańców gettado obozów zagłady. Serce jej zamarło i „powiała grozą myśl: kim jestem?”. Podobne przeżycia, wątpliwości, rozterki tożsamościowe i silne emocje, związane z polską i żydowską tożsamością ma wiele osób. Towarzyszą im często nie tylko traumatyczne przeżycia osobiste lub ich najbliższych, ale także lęk przed brakiem akceptacji ze strony sąsiadów, kolegów z pracy, współmałżonków czy dzieci. Doświadczenia bliskich mi osób dowodzą, iż warto o nich mówić publicznie. Złe sny mijają, gdy okazuje się, iż wiedza kolegów o czyichś żydowskich korzeniach nie powoduje utraty ich sympatii. Niestety, jeszcze zbyt często bywa także inaczej.
Wybory tożsamościowe, a zwłaszcza uparte dochodzenie własnymi czynami do potwierdzania tego, kim jestem,są właściwie głównym wątkiem książki „Nigdy nie wiadomo...”. Czasami ukrytym pod powierzchnią ciekawych opowieści o losach przyjaciół (na przykład historia Donka walczącego o swoją polską, a nie niemiecką tożsamość, czy Kasi, która wybiera swoją rodzinę). Sama Antonina dowodzi swoim życiem i pisaniem, iż istota człowieka jest autokreacją: tworzy swoją tożsamość poprzez własne czyny, przez to,co robi ze swoim życiem, co wybiera, a co odrzuca.

W codziennym życiu pełnimy jednocześnie różne role, a rozmaite interakcje z ludźmi, w które wchodzimy, pełniącte role, kształtują naszą osobowość. Są też podstawądo sposobu udzielania odpowiedzi na pytanie: „kim jestem?”. Możemy opisywać siebie jako kobiety, Polki, pielęgniarki, studentki, ale też jako wesołe lub smutne, lubiące muzykę latynoską i abstrakcyjny humor. Psychologowie odróżniają tożsamości grupowe czy kategorialne (na przykład: jestem inżynierem, członkiem partii, Niemcem, Żydem, Polakiem) od tzw. tożsamości atrybutywnych (mam poczucie humoru, jestem muzykiem, lubię kryminały, jestem uczciwy czy niespokojny), zwanych też indywidualistycznymi (por. Markus, Kitayama, 1994; Jarymowicz, 1999). Wykazują także, że tożsamości atrybutywne pozwalająna spostrzeganie siebie i innych poza realnymi kategoriami społecznymi orazna tworzenie kategoryzacji „w poprzek” grup i kategorii społecznych.Z powyższych powodów takie autoidentyfikacje mogą rodzić mniej konfliktów(zwłaszcza międzygrupowych) niż tożsamości grupowe. Badania wykazują np., że osoby o tożsamości atrybutywnej charakteryzują się wyraźnie słabszymi postawami nacjonalistycznymi niż osoby o identyfikacji grupowejczy kategorialnej (por. Pawlicka, 2001).
Wydaje się, iż również sposób prezentowania siebie może mieć istotne konsekwencje dla przebiegu interakcji.W międzygrupowym konflikcie, wojnie, wybór tożsamości atrybutywnej (chociaż pewno trudniejszy, bowiem bardziej wyrazista jest wtedy autoidentyfikacja grupowa) może ułatwić przeżycie. Sposób odpowiedzi na pytanie: „kim jesteś?”, zadane przez niemieckiego żandarma podczas okupacji, otwierał drogę do przeżycia albo do śmierci. Piszą o tym i Antonina Gurycka, i Władysław Szpilman. Oto jedna z takich dramatycznych sytuacji, opisana przez Szpilmana w „Pianiście”: „Stanęliśmy w oślepiającym świetle latarek, a jeden z żandarmów zbliżył się do nas, żeby przyjrzeć się dokładniej naszym twarzom. – »Jesteście Żydami?«... W jego głosie dało się wyczuć zarówno nutę triumfu, że udało mu się upolować tak wspaniałą zwierzynę, jak też groźbę i drwinę... Odbezpieczyli karabiny... Tak więc miała wyglądać nasza śmierć...

Minęło parę sekund i usłyszeliśmy wrzask: – »Kim jesteście z zawodu?«. Henryk (brat Władysława – przyp. K.S.), z niezwykłym opanowaniem, głosem tak spokojnym, jakby nic niezwykłego się nie działo, odpowiedział w naszym imieniu: – »Jesteśmy muzykami«. Jeden z żandarmów podszedł bliżej, złapał mnie za kołnierz i potrząsnął z wściekłością... – »Macie szczęście, że trafiliście na muzyka!«. Uderzył mnie tak, że zatoczyłem się pod ścianę. – »Uciekać!« Rzuciliśmy się przed siebie w ciemność...”.
Jak to interpretować? Czy był to tylko szczęśliwy zbieg okoliczności, chwilowy odruch człowieczeństwa ze strony żandarma, czy może jednak zadziałało poczucie pewnego podobieństwa „ponadgrupowego”, pewnego skrawka identycznej tożsamości tak ewidentnie różnych w tej sytuacji osób, pełniących krańcowo odmienne role? Dostrzeżenie „ponadgrupowego” podobieństwa w potencjalnym wrogu uratowało Szpilmanowi życie także w innych okolicznościach. Głodnego, wyczerpanego kilkutygodniowym ukrywaniem się w ruinach, poszukującego żywności w opuszczonym domu zaskoczyło zadane po niemiecku pytanie: „Czego pan tutaj szuka? Kim pan jest?”. Zadał je niemiecki oficer; odpowiedź śmiertelnie przestraszonego człowieka brzmiała: „Jestem pianistą”. W nienormalnym, koszmarnym świecie dwaj obcy sobie ludzie rozpoczęli normalną (chociaż trudno ją tak określić w tej sytuacji), ludzką rozmowę: „Jednak nie powinien pan tu zostać. Wywiozę pana poza miasto”. Szpilman odpowiedział: „Ja nie mogę stąd wyjść!”. Niemiec dopiero wtedy pojął, jaki jest prawdziwy powód ukrywania się jego rozmówcy w ruinach. „Poruszył się nerwowo i zapytał: – »Jest pan Żydem?« – »Tak«”.Niemiecki oficer zaczyna rozumieć tragizm sytuacji, ogląda kryjówkę, doradza, gdzie i jak najlepiej schować się, by nie zostać odkrytym. Rozmawiają jak ludzie, nie jak śmiertelni wrogowie. Szpilman pisze: „Nie mogłem się dłużej pohamować: – »Czy jest pan Niemcem?«. Zaczerwienił się i prawie krzyknął, wzburzony, jakbym go obrażał: – »Tak. Niestety jestem Niemcem. Wiem dobrze, co się tu w Polsce działo i bardzo się za mój naród wstydzę«. Podał mi szorstkim gestem dłoń i wyszedł”. Dzięki pomocy tego człowieka Władysław Szpilman ocalał. Było to możliwe dzięki temu, że znajdujący się w straszliwej opresji człowiek-pianista spotkał innego człowieka, który był wprawdzie niemieckim oficerem na wojnie, ale odrzucał myślenie o innych jedynie w kategoriach przynależności do swojej lub obcej grupy narodowej czy religijnej. Dostrzegał indywidualne właściwości ludzi, ale także ich wspólne, uniwersalne potrzeby. Wydaje się także, iż siebie samego widział raczej jako wolną i odpowiadającą za swoje czyny osobę niż bezwolnego członka grupy, której zbrodnie z bólem dostrzegał.

We współczesnej Polsce wybory tożsamościowe nie są tak dramatyczne, jak opisywane przez Gurycką i Szpilmana,ale jednak istnieją i wzbudzają nasze emocje. Mam jednak nadzieję, że rozsądny indywidualizm, opisywanie siebie i innych przede wszystkim bez stereotypowych etykietek grupowych oraz dostrzeganie cech uniwersalnych – mimo różnic szczegółowych – będzie mniej konfliktorodne niż operowanie głównie tożsamościami grupowymi. Przynależność do grupy czy szerszej zbiorowości jest nam psychologicznie potrzebna, ale unikajmy takiego wtopienia się w grupę, które odbierze nam indywidualność i krytyczne myślenie o niej. Mamy prawo wyboru, kim chcemy być. A nasze codzienne życie, to, co robimy, solidnie zweryfikuje wybraną tożsamość.



http://www.charaktery.eu/artykuly/Po-co-zyje/489/Jestem-tym-kim-chce/
_________________
A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto.
  
Electra19.03.2024 07:52:53
poziom 5

oczka

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » PSYCHOLOGIA » JESTEM TYM, KIM CHCĘ

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny

Marzycielska Poczta. darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków