NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » PSYCHOLOGIA » POWSTAĆ Z POPIOŁÓW

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Powstać z popiołów

Elżbieta Zdankiewicz-Ścigała
  
Admin
08.05.2010 15:09:15
poziom 6



Grupa: Administrator 

Lokalizacja: Admin

Posty: 1590 #529277
Od: 2009-6-1


Ilość edycji wpisu: 1
Jest takie powiedzenie: „Co cię nie zabije, to cię umocni”. Badania potwierdzają, że tak jest. Ludzie potrafią przeżyć największe dramaty i wyjść z nich silniejsi, z większą wiarą w sens życia i bardziej gotowi, by pomagać innym.

Ludzie, którym zwalił się na głowy dach katowickiej hali, ci, którzy stracili tam swoich bliskich, ci, którzy ratowali poszkodowanych i wreszcie ci, którzy zawinili tej tragedii – wszyscy oni doświadczyli traumy. Otarli się o śmierć. Zachwianiu ulega wtedy wiara w nietykalność. Nagłość i ekstremalność zdarzeń rodzą przeświadczenie, że niewiele od nas zależy, że wszystko jest kwestią przypadku lub losu. Ludzie tracą nadzieję na lepszą przyszłość. Niezależnie od tego, ile mają lat, zadają sobie pytanie o sens życia.
Co się dzieje, gdy bezpośrednio doświadczamy zagrożenia życia, własnego lub naszych bliskich? W katastrofie o charakterze losowym, takiej jak ta w Katowicach, uruchamiamy odmienne systemy obrony przed śmiercią, w zależności od tego, czy zostaliśmy bezpośrednio poszkodowani, czy jedynie byliśmy współczującymi obserwatorami. Osoby bezpośrednio zagrożone zaprzeczają grozie sytuacji lub umniejszają wielkość odniesionych obrażeń. Ofiary niekiedy pomagają innym, choć same są poważnie ranne. Podjęcie jakiegokolwiek działania pomaga im odzyskać częściową kontrolę nad sytuacją i sobą. Ból – zarówno fizyczny, jak i psychiczny – zaczynają odczuwać znacznie później, kiedy minie szok i niedowierzanie. Rodziny poszkodowanych oraz obserwatorzy mają zupełnie inną perspektywę. Oczekują pomocy profesjonalnych służb. Wierzą, że świat jest urządzony w taki sposób, że w ekstremalnych sytuacjach eksperci opanują sytuację, pomogą cierpiącym, przywrócą ład i poczucie bezpieczeństwa.

Walka życia ze śmiercią

Służby ratownicze (lekarze, policjanci, strażacy, psychologowie) uczestniczą w swoistym misterium walki życia ze śmiercią. Każde uratowane życie przywraca poczucie siły w konfrontacji z nieubłaganą naturą. Również obserwatorzy angażują się w pomoc, odczuwając przy tym solidarność grupową i narodową. Daje im to poczucie bezpieczeństwa we wspólnocie i przekonanie, że wtedy, gdy sami będą potrzebować pomocy, inni zachowają się podobnie. Pomaganie, walka, wiara i niepoddawanie się, są najbardziej skuteczną obroną w walce z traumą. Z badań przeprowadzonych pod moim kierunkiem przez Michała Gólcza, a dotyczących wpływu traumy na częstość występowania zaburzeń pourazowych u ochotników Państwowej Straży Pożarnej, wynika, że tylko niewielki procent strażaków ma przejściowe zaburzenia w reakcji na szczególnie dramatyczne zdarzenia podczas akcji ratunkowych. Okazało się ponadto, że im wyższe mają poczucie misji pomagania, tym mniejsze odczuwają skutki pourazowe. Nawet wówczas, gdy znajdowali się w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia i doznawali obrażeń fizycznych. Do podobnych wniosków doszła Dorota Frąberg, która prowadziła badania wśród policjantów. Ich wyniki wyraźnie wskazują, że policjanci w sytuacji stresowej koncentrują się na zadaniu, a zarazem nie mają tendencji do unikania problemu. Jeżeli przydarza się nam zło i cierpienie, to najlepszym na to antidotum jest aktywne działanie. Przegrywa ten, kto biernie poddaje się wydarzeniom i daje się opanować przerażeniu, bezradności i trwodze.
Są chwile, gdy każdy z nas musi się zmierzyć z własną śmiertelnością. Jeff Greenberg, Sheldon Solomon i Tom Pyszczyński, w swojej teorii opanowania trwogi twierdzą, że mamy do rozwiązania problem adaptacyjny nieznany innym gatunkom. Jest nim konieczność poradzenia sobie z myślą o nieuchronności własnej śmierci. Konflikt między tęsknotą do nieśmiertelności i świadomością kresu życia budzi w nas paraliżujący lęk przed śmiercią. W odpowiedzi na to zagrożenie, w toku ewolucji ludzie wykształcili zdolność tworzenia światopoglądu. Jest to podzielana przez uczestników danej kultury koncepcja objaśniająca rzeczywistość. Dostarcza nam odpowiedzi na fundamentalne pytania: jaki jest sens życia i śmierci? jak żyć godnie i godziwie? Zawiera też pewien wzorzec właściwego postępowania. Tym, którzy postępują zgodnie z owym wzorcem, kultura daje nadzieję na nieśmiertelność: dosłowną (życie w raju) albo symboliczną (poprzez włączenie się w system wartości o wiele trwalszych niż nasze indywidualne, biologiczne życie). Dlatego przynależność do grupy nie tylko zaspokaja potrzeby: bezpieczeństwa, afiliacji (społecznej akceptacji) i poczucia wartości, ale daje nam również szansę na poradzenie sobie ze strachem przed czekającą nas śmiercią. Autorzy koncepcji przeprowadzili wiele eksperymentów. I stwierdzili, że kiedy przypominamy komuś o tym, że jest śmiertelny, to stosuje on różne strategie obrony przed trwogą. Badacze wyróżnili tzw. obrony bliskie, czyli bezpośrednie oraz obrony dalekie, czyli pośrednie. Do obron bliskich należą: zaprzeczanie, racjonalizacja, unikanie myśli o śmierci. Obrony dalekie polegają na podnoszeniu wartości grupy, z którą ktoś się identyfikuje i na ochronie tożsamości społecznej, a tym samym własnej tożsamości jako członka danej grupy czy społeczności. Według teorii opanowania trwogi, poczucie własnej wartości oraz kulturowy system przekonań bronią nas przed doświadczaniem lęku związanego ze świadomością własnej śmiertelności.
Badania przeprowadzone na osobach, które naprawdę doświadczyły zagrożenia życia, zdają się potwierdzać główne założenia koncepcji opanowania trwogi. Co więcej, okazało się, że ważnym aspektem w radzeniu sobie z traumą i własną śmiertelnością są pewne fundamentalne przekonania na temat natury świata.

Dobro zwycięża

Koncepcję nadziei podstawowej sformułował amerykański psychoanalityk Erik Erikson. Jego myśl rozwijają Jerzy Trzebiński i Mariusz Zięba, a także ja – w kontekście psychologicznych mechanizmów adaptacji do traumy. Nadzieja podstawowa to nabyte we wczesnym dzieciństwie przekonanie o tym, że świat jest uporządkowany i sensowny, oraz że jest generalnie nam przychylny. Te przekonania rzadko są werbalizowane, a jeżeli już, to w formie społecznych, uniwersalnych kulturowo metafor. W bajkach i filmach bohater pozytywny z reguły wygrywa z bohaterem negatywnym. Walka ze złem kończy się zwycięstwem dobra. Przekonanie, że świat ma sens, zakłada istnienie uniwersalnych regularności, niekoniecznie przez nas poznanych. Dzięki nim wydarzenia zachodzące w otaczającej nas rzeczywistości wydają się celowe, a ważne fakty w naszym indywidualnym życiu zyskują znaczenie i sens. Nadzieja podstawowa pozwala nam budować w sobie dodatkowe przeświadczenie, że świat jest sprawiedliwy. Wierzymy, że człowiek ostatecznie otrzymuje od świata to, na co sobie zasłużył. Co więcej, ufamy, że to, ile dobra otrzymamy, zależy od nas, od naszych zasług i uczynków oraz od tego, ile jesteśmy warci. A skoro świat jest przychylny, to zawsze można odpowiednimi uczynkami zaskarbić sobie korzystniejszą dystrybucję dóbr, albo przynajmniej liczyć na sprawiedliwość po śmierci, w pozaziemskiej rzeczywistości.
Nadzieja podstawowa dochodzi do głosu w momentach przełomowych, gdy rozpada się dotychczasowy ład, albo gdy znajdujemy się w sytuacji zupełnie nowej, wymagającej odmiennego spojrzenia na siebie i swoje miejsce w życiu. Silna nadzieja podstawowa rodzi przekonanie, że można i warto budować nowy ład. Można, bo świat ma sens i istnieje w nim porządek. W takim świecie człowiek łatwiej godzi się ze stratą, szuka nowych, nieznanych dotąd możliwości. Z większą ufnością przyjmuje pomoc i jest otwarty na nowe doświadczenia. Natomiast ktoś o słabej nadziei podstawowej nie wierzy, że stary ład można zastąpić innym i że budowa tego nowego ładu zakończy się sukcesem. Broni swej starej tożsamości i nieufnie przyjmuje pomoc innych ludzi. Nie jest w stanie ujrzeć nowych, twórczych perspektyw rozwoju.
Trauma jest związana z doświadczeniem bezsilności i poczuciem braku kontroli nad wydarzeniami. Mogą się one utrzymywać jeszcze długo po tym, jak trauma minie. Stephanie Rosenbloom i Linda Williams wskazują, że kluczowe dla przezwyciężenia tego stanu jest odzyskanie poczucia kontroli nad życiem – poprzez poszukanie sił w sobie – oraz odzyskanie zdolności dokonywania wyborów.
Sposób radzenia sobie z traumą zależy od charakteru przeżytej traumy. Jak wynika z licznych doniesień, najszybciej udaje się przywrócić wiarę i poczucie bezpieczeństwa u ofiar katastrof losowych, naturalnych, gdy do tragedii dochodzi nie z winy innych ludzi. Jest to zrozumiałe, jeśli uwzględnimy założenia koncepcji Jeffa Greenberga, Sheldona Solomona i Toma Pyszczyńskiego. Losowość, przypadkowość i „naturalność” katastrof nie burzą u ofiar wiary w ludzi i w ich intencje. Dodatkowo pomaga poczucie wsparcia materialnego, psychicznego i duchowego ze strony osób bliskich, grupy odniesienia, społeczności lokalnej i odpowiednich instytucji. Ich pomoc daje wszystkim – zarówno uczestnikom katastrof, jak i obserwatorom – poczucie siły, zaradności, przetrwania. Bo górą jest dobro, życie wygrywa w walce ze śmiercią. W sytuacji katastrofy losowej niezachwiany pozostaje światopogląd osób i całej społeczności, a więc system obron pośrednich. Osoby łamiące przyjęte wzorce zachowania, są przykładnie karane i napiętnowane. W Katowicach zakłady pogrzebowe, które walczyły o ciała ofiar, potępiono za brak szacunku dla tragedii i próbę czerpania z niej korzyści. Tym bardziej tych, którzy próbowali okradać zabitych.

Gdybym miała właściwą płeć

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, gdy sprawcami zagrożenia życia i cierpienia są inni ludzie. Zwłaszcza bliscy ofiary, którzy z założenia powinni dawać jej poczucie bezpieczeństwa. To z kolei wpływa na poczucie własnej wartości, wiarę we własną skuteczność i zaradność. Człowiek raniony, poniżany, gwałcony zostaje pozbawiony podstawowych atrybutów umożliwiających walkę z wyzwaniami i zagrożeniami przyszłości. Nie wierzy w sprawiedliwość i sens czegokolwiek. Targany jest przez przeciwstawne emocje: lęk przed oprawcą i złość na niego za upokorzenia, niemoc i bezsilność. Trauma, której doświadczamy od innych – zwłaszcza chroniczna – podważa fundamenty wiary w czyste intencje ludzi. Najgorsze jest jednak to, że zamazuje granice między dobrem a złem, życiem i śmiercią. Doświadczenie zaniedbania czy przemocy ze strony rodziców i rodziny osłabia nadzieję podstawową. Pojawia się przekonanie: „Jeżeli nie chronią mnie bliscy, to nie jestem wart/a, żeby żyć” oraz „Życie nie ma sensu, więc po co walczyć”. W trakcie terapii osoby takie mówią: „Gdybym był/a chłopcem/dziewczynką, rodzice by mnie kochali”. Często mają nieuzasadnione przekonanie, że doświadczana przemoc jest karą za jakieś ich grzechy. Towarzyszy temu wypaczone rozumienie Boga jako karzącego i sprzymierzonego z oprawcami. Samo dziecko w końcu zaczyna widzieć siebie jako uosobienie zła, bo pragnie śmierci „kochanego” rodzica czy rodzeństwa. A zatem jego cierpienie jest słuszną karą. Motyw traktowania traumy jako kary za grzechy pojawia się również u ofiar i sprawców np. wypadków komunikacyjnych, ofiar gwałtów i innych traum losowych, takich jak strata kogoś bliskiego czy nagła choroba. Taka interpretacja daje bowiem złudzenie kontrolowania tego, co się przydarzyło i broni przed bezradnością. Ale odbiera trafny odbiór rzeczywistości.

Oswajanie cierpienia

Lene Symes wykazała, że doświadczenie traumatyczne może spowodować zwiększone wyczulenie na sprawiedliwe traktowanie innych oraz wzmóc poczucie sensu życia. Jak wynika z badań, ofiary przejawiają silną potrzebę pomagania innym. Osoby, które w dzieciństwie były maltretowane lub wykorzystywane, często szukają i znajdują pracę w ośrodkach interwencyjnych. Zgodnie z teorią opanowania trwogi, wspierają w ten sposób system obron pośrednich – swój i innych ludzi – w walce z trwogą śmierci. Często maltretowane dzieci stają się najlepszymi funkcjonariuszami policji. Posiadają doświadczenie i współczucie obce innym policjantom. Dane statystyczne cytowane na stronie internetowej „Police Officers and PTSD” pokazują, że 60 proc. oficerów policji ma rodzica, który jest lub był alkoholikiem. Przytoczone dane mogą świadczyć o potrzebie nadania sensu dziecięcemu cierpieniu poprzez służenie innym.
Wielu terapeutów i badaczy psychologicznych skutków traumy podkreśla, że ratunkiem dla ofiar jest przywrócenie fundamentalnej wiary w to, że życie ma sens. I że społeczność, w której żyjemy, składa się nie tylko z oprawców, ale i z tych, którzy potrafią bezinteresownie pomagać.
Oswajanie cierpienia zaczyna się od usunięcia obron bezpośrednich, iluzji i zaprzeczeń. Mają one sens tylko na początku. Ofiara może przetrwać, jeśli zaprzecza niszczycielskiej mocy sprawcy. Widzi i pamięta tylko te chwile, gdy oprawca zachowuje się w ludzki sposób. Pozwala jej to choć częściowo skorzystać z obron pośrednich, np. z pomocy innych dorosłych. Ale później obrony nie wystarczają, by przezwyciężyć traumę i jej skutki. Jak przekonuje Anna Salter, trzeba sięgnąć samego dna cierpienia i rozpaczy, aby żyć z bólem i pomimo niego. Pozwala to otworzyć się nie tylko na własne cierpienie, ale też na świat nowych znaczeń, gdzie czucie nie jest obezwładniającą falą nienawiści, bezradności i bólu. Gdzie można czuć i nie jest to wyraz słabości i bezbronności. Łzy płynące podczas nazywania bolesnych wspomnień oczyszczają rany psychiczne i dają siły do nowego życia. Ono zaczyna się od przekonania: „Mam prawo żyć i moje życie ma sens – ten, który mu nadam, bo tego nie udało się nikomu zniszczyć i już się nie uda”.


Autor: Elżbieta Zdankiewicz-Ścigała
Tytuł: Powstać z popiołów
Źródło: Charaktery.pl
_________________
A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto.
  
Electra19.04.2024 17:11:20
poziom 5

oczka
  
Admin
08.05.2010 15:11:30
poziom 6



Grupa: Administrator 

Lokalizacja: Admin

Posty: 1590 #529279
Od: 2009-6-1
Trauma po akcji
Katastrofy budowlane, pożary czy tragiczne wypadki komunikacyjne, uderzają równolegle w psychikę wielu osób. Druzgoczą ją bądź mocno nadwerężają, zarówno u bezpośrednich ofiar zdarzenia, ich bliskich, gapiów, jak i u ratowników uczestniczących w akcji ratowniczej. Siła tego uderzenia może być odczuwalna przez długi czas, nawet przez całe życie.
Ratownicy to zwykli ludzie, którzy – ze względu na charakter pracy – wpadają czasem w sam środek piekła. Takie sytuacje mogą prowadzić do rozwinięcia się tzw. zaburzenia po stresie traumatycznym. Przejawia się ono m.in. odtwarzaniem traumatycznego zdarzenia, np. pod postacią koszmarnych snów, czy nawracających obrazów bądź myśli z nim związanych. Może przejawiać się też unikaniem wszystkiego, co wiąże się z traumą (ludzi, miejsc, wspomnień, itd.) oraz oziębłością emocjonalną. Widoczne może też być nadmierne pobudzenie, objawiające się trudnościami w koncentracji uwagi, problemami ze snem, rozdrażnieniem, itd. Często pojawia się też brak zaufania do ludzi i otaczającego świata oraz poczucie winy, że np. „nie zrobiłem wszystkiego, co możliwe” lub „ja żyję, a tamci ludzie zginęli”.
Wraz z zaburzeniem po stresie traumatycznym mogą występować inne zaburzenia i dysfunkcje takie jak: depresja, nadużywanie substancji psychoaktywnych (głównie alkoholu), zachowania samobójcze, problemy rodzinne i małżeńskie, zakłócenia w jakości związku emocjonalnego z najbliższymi osobami, zaburzenia pożycia seksualnego, ograniczenie zdolności w radzeniu sobie ze stresem oraz dolegliwości fizyczne (np. problemy kardiologiczne).
Z czasem objawy stresu traumatycznego powinny ustępować. Niebezpieczne może być dopiero dłuższe, ponad trzymiesięczne, utrzymywanie się objawów, bez widocznych zmian w ich nasileniu. Stan ten może wskazywać na przechodzenie zaburzenia w formę chroniczną.
Ukrytymi ofiarami katastrof są rodziny ratowników. Mogą czuć się bezradne wobec dziwnego zachowania mężów, ojców, ale też zestresowane niebezpieczeństwami czyhającymi na służbie. Dlatego niezwykle ważne jest, aby zarówno strażacy, jak i ich bliscy mieli zapewniony dostęp do profesjonalnej pomocy psychologicznej.
Istotnym problemem w procesie pomocy psychologicznej strażakom jest pokutujący w tej służbie kult macho, czyli twardziela, którego stres się nie ima. Postawa taka niestety nie pozwala na ujawnianie innym, a nawet samemu sobie, uczuć („słabości”), mimo że one istnieją. Upośledza to możliwość uporania się z ekstremalnymi doświadczeniami poprzez niedopuszczanie do świadomości faktu, że coś ze mną może być nie tak. Fakty zaś bywają brutalne: unikanie konfrontacji z takimi doświadczeniami może potęgować ich konsekwencje.
Rafał Wochna
_________________
A gdy serce twe przytłoczy myśl, że żyć nie warto,
z łez ocieraj cudze oczy, chociaż twoich nie otarto.

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » PSYCHOLOGIA » POWSTAĆ Z POPIOŁÓW

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny

Marzycielska Poczta. darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków