NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » WSPÓŁUZALEŻNIONE » SEKSOHOLIZM

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

seksoholizm

mój mąż -seksoholik
  
marka
17.04.2014 15:10:19
Grupa: Użytkownik

Posty: 5 #1817528
Od: 2014-4-17
Mój osobisty dramat. Jestem z mężem od 31 lat, do tego długi - 10 letni okres "chodzenia ". od dwóch tygodni wiem ,że jest erotomanem.Jest trzeźwym alkoholikiem , nie pije od ośmiu lat.Rok temu rzucił palenie.Podziwiałam go za to , byłam z nim gdy trzeźwiał na grupach AA i dla współuzależnionych.Przestał się mną interesować ok. 6 lat temu, tłumaczyłam sobie to jego problemami z potencją , leczył się u urologa, później przestał, ale do mnie nigdy nie wrócił.Oddalał się coraz bardziej, łóżko już zupełnie nas nie łączyło Kiedyś dawno już temu znalazłam pod jego poduszką komórkę, esemesy tam znalezione zszokowały mnie , ale tłumaczył ,że z kolegą robią sobie żarty z jakiejś kobitki. I tak mijały kolejne lata, ja czułam się coraz bardziej samotna a on kupił sobie dodatkowy telefon komórkowy,założył hasło , wiedziałam,że esemesy są cały czas , że coś jest nie tak bo jak można wytłumaczyć brak zainteresowania seksem u mężczyzny, domyślałam się, że albo mnie zdradza albo sam się zaspokaja.W ostatnim czasie esemesy przychodzące do niego znacznie się nasiliły,słyszałam również rozmowy telefoniczne przyciszonym głosem, po moich interwencjach i pytaniach - wyłączył sygnał dźwiękowy. Dwa tygodnie temu przechwyciłam telefon i .. zawalił się cały mój świat.Zdjęcia i mmsy porno, cała lista kobiet z którymi się kontaktował poprzez smsy, wyznania miłosne, czułe słówka od niego i dla niego.Oszukiwał mnie tyle lat,żył swoim życiem, swoją chorą wyobraźnią. Bo jak twierdzi żadnej z nich nie zna i z żadną się nie spotyka.Zapytany dlaczego to robi nie potrafił wytłumaczyć.Ja jestem tak zraniona i upokorzona ,że nie mogę sobie psychicznie poradzić z tą sytuacją ,czuję do niego wstręt i obrzydzenie. Nie wiem co dalej i jak mam żyć.
  
Electra16.04.2024 06:27:52
poziom 5

oczka
  
minimalizm
18.04.2014 08:15:37
poziom 1

Grupa: Użytkownik

Posty: 39 #1818267
Od: 2012-9-1


Ilość edycji wpisu: 1
Hej! Współczuje Tobie, tak jak współczułam sobie. Teraz juz wiem, to tak silna choroba kłamstwa i manipulacji, ze dla mojego małzeństwa nie ma juz nadziei. Wiem, że mam życ dla siebie; mój świat sie tez zawalił po raz kolejny, bo postanowilam dać szansę małżeństwu widząc chęć zdrowienia. Ale nawet w zdrowieniu można być kłamcą, tworzyć iluzję, intrygować. Poczułam sie jak kilka lat temu, na początku drogi, gdy jeszcze nie wiedziałam co to; teraz wiem i intryga, w którą mnie wciągnął mój mąż trwała krótko.
Nie pocieszę Cię, ale moze inni tak, zobacz w wątku
http://samo-zycie.iq24.pl/default.asp?grupa=111003&temat=47300&nr_str=1
Ja wiem jak mam dalej życ - bez niego, dla siebie i dzieci, ze sobą. Zostając z nim wiąże sie w swiecie frustracji i beznadziei, w świecie niezaspokojenia podstawowych potrzeb psychicznych i biologicznych. Ja tak nie chcę.Jeszcze nie wiem, jak ma być, ale już wiem, ze tak jak jest - na pewno nie.
  
marka
18.04.2014 10:16:36
Grupa: Użytkownik

Posty: 5 #1818330
Od: 2014-4-17
Dziękuję, już wiem,że nawet nie warto walczyć.
  
kashya
19.04.2014 20:56:49
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1820015
Od: 2012-6-18


Ilość edycji wpisu: 1
minimalizm- serce mi sie ścisnęło smutny że się nie udało Wam, ale jednocześnie cieszę się, że decydujesz się zyć dla siebie i dzieci. nie wiem czy powinnam tu pisać cokolwiek więcej oprócz tego, że jak my tu wszsytkie, wiem, co to znaczy że swiat się zawalił. trzymam kciuki zebyś odnalazła to czego potrzebujesz.

marka- ja mam trochę krótszy staż w walce o małżeństwo niż minimalizm (róznica zdaje się roku- ale mogę się mylić). za chwilę minie dwa lata. jestem bardzo czujna. niestety i stety - wiem, ze kontrola nie rozwiązuje wszsytkiego, ale nawet dziecko sie podtrzymuje przy nauce chodzenia czy jazdy na rowerze. więc i ja podtrzymuje go wyznaczając jasne granice. nie powiem, ze obyło się bez wpadki- ale na szczeście małego kalibru (jeśli w ogóle można to wartościować). byc może są rzeczy, o których nie wiem - taka możliwość istnieje zawsze. na wszelki wypadek jestem gotowa na odejście, gdyby zdarzyło sie tak, że świat runie po raz kolejny. zabezpieczyłam sie materialnie na wszsytkich frontach- to on w tej chwili ryzykuje praktycznie wszsytkim czego sie dorobił przez całe zycie, ale cóz- to nie ja jestem przyczyną tego całego dramatu, wiec musiał zdecydować- albo próbujemy na moich warunkach albo wcale.
wiem, ze nigdy juz nie będzie tak samo- nie będzie tej beztroski, lekkości, wiary i zaufania. ale cała reszta- to naprawdę niebo a ziemia. w porównaniu z tym jak wyglądał nasz zwiazek, i to na każdym dosłownie polu, przed tym jak wydało się że mój mąż jest seksoholikiem, a tym co jest teraz - to naprawdę mam teraz bardzo dobrego męża i bardzo dobre zycie. można by powiedzieć ideał- nieustający miesiąc miodowy. gdyby nie to, ze pamietam co go tak odmieniło smutny Ale z drugiej strony gdyby nie to że wpadł, to nigdy nie mielibysmy szans na taka jakość związku jaka jest teraz.
nie mówie, ze było łatwo- zanim dotarły do niego pewne rzeczy to naprawdę minęło sporo czasu. on - jak każdy z nich pewnie- wierzył w te swoje fikcje które tak pracowicie budował latami.
problem też był ze znalezieniem terapeuty- za jedenastym razem dopiero trafił się ktos kto naprawde pomógł (sam terapeuta jest seksoholikiem i alkoholikiem - prowadzi i grupę i indywildualnie).
mój mąż był na kilku spotkaniach anonimowych erotomanów- ale to klimat nie dla niego. i nie dla mnie także- mam na mysli grupę s-anon dla żon i partnerek. tylko terapia. i dużo czytania. ja nie chodze na terapie dla współuzależnionych- nigdy nie czułam sie współuzależniona. to tylko u nas pokutuje takie spojrzenie na partnerke seksoholika. w amerykanskiej literaturze (a oni maja chyba najbardziej zawaansowane i badania i procedury leczenia tego uzaleznienia) dzieli sie partnerki (i partnerów) na współuzaleznionych (czyli tych co wiedza i patrza przez palce albo daja tysięczną szansę), oraz na tych którzy doznaja szoku gdy sie dowiadują, i potem cierpią na zespół stresu pourazowego. ja jestesm zdecydowanie w tej drugiej grupie. dodam, ze oboje jestesmy psychologami i 'teoria' zarówno w literaturze polskiej jak i zachodniej nie jest nam obca - to znacznie ułatwia wychodzenie na prostą. nie chroni niestety przed bolesnymi wspomnieniami - one bedą powracac pewnie już zawsze smutny
prawda jest też taka ze ja poddałabym się pewnie juz ze sto razy - ale mąż nie poddał się nigdy. zniósł absolutnie wszystkie moje schizy i dołki, choc jemu samemu lekko nie jest z tym wszystkim co sam sobie zafundował.
mi pomaga pewność, że go kocham - jestem tego pewna, i jestesm pewna ze jest dobrym cżłowiekiem, choc postępował podle w tej jednej sferze życia. nie ma ludzi bez grzechu.
zrobisz co uważasz- ty sama najlepiej znasz i siebie, i waszą sytuacje i w końcu swojego męża. ale ja bym nie zrezygnowała. nie po tylu latach- zwłaszcza jesli było to dobre zycie. jak poczytasz to sama zobaczysz, ze w wielu miejscach pisze sie, że czesto seksholizm wyłazi własnie jak inne uzależnienia są ogarnięte. i pewnie tak było u Twojego męża.
nie zachęcam cię, ani też nie zniechęcam do walki o to małżenstwo- decyzja jest twoja, bo nikt nie zna tak jak ty wszsytkich tych malutkich elementów z których składa się wasze zycie.
cokolwiek zrobisz- trzymam kciuki za to, zebys odnalazła spokój i szczęście.
  
marka
22.04.2014 14:42:45
Grupa: Użytkownik

Posty: 5 #1821986
Od: 2014-4-17
Dziękuję kashya bardzo za Twój wpis.Na dzien dzisiejszy nie wiem co robić i co zrobię w przyszłości. Jest ból, płacz, odraza, upokorzenie i środki uspokajające. Czuję się jak skopany i zbity kundel.Po dwóch tygodniach od "odkrycia"mąz stwierdził , że z tym skończył a ja wiem,że nadal wszystko trwa.Od lat prowadzi podwójne zycie w swojej chorej wyobraźni.Nie zdaje sobie zupełnie sprawy w co wdepnął, bagatelizuje problem i twierdzi ,że to ja wszystko wyolbrzymiam i to właśnie ja szukam dziury w całym.Przecież on mnie nigdy nie zdradził, nigdy z żadną kobietą nie spotkał się w realu i włąsciwie to nie wie o co mi chodzi, a słowa które wypisuje to są tylko słowa, które zupełnie nic nie znaczą. Czuję ,że doszłam do ściany, narazie nie mam siły na nic, ani na walkę o małżeństwo ani na rozwód.
  
kashya
23.04.2014 11:39:37
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1822741
Od: 2012-6-18
nie masz siły - to odpocznij wesoły należy ci sie. wiem ze nie kazdy moze sobie na to pozwolic- rozne sa zyciowe sytuacje. ja wyjechałam na miesiac na wczasy zdrowotne. bardzo dobrze mi to zrobiło. tu ostanio pisałam o mozliwosciach terapi dla osób w naszej sytuacja- moze ci sie przyda : http://samo-zycie.iq24.pl/default.asp?grupa=111003&temat=47300&nr_str=6#1822287 .
zrzucanie winy na partnerke i bagatelizowanie to normal. poczytaj ksiazki które wymieniłam w linku. moze do twoejgo meza przemowia twarde argumenty- jesli bedziesz chciała napisze ci jak uzaleznienie od seksu działą na poziomie biochemii mozgu- to tylko pozory ze te słowa co on pisze nie maja znaczeniasmutny i ja i mąż jestesmy psychologami i odkąd problem zaczał nas dotyczyc znalezlismy naprawde sporo informacji (nie tych z netu bo na forach to głupoty i jad przede wszsytkim). ja jestesm z tych co to tylko szkiełko i oko a wszsytko musi byc poparte wynikami badan. rozwazam wszsytkie za i przeciw i sama jesszcze nie na sto procent nie wiem ani jak to sie skonczy ani czy wierze ze to choroba, czy moze tylko jest to sprytny sposób na maskowanie draństwa.
kazdy jest inny- mi pogło szukanie informacji- miałam poczucie ze cos robie, ze staram sie rozwiazac problem. ale pewnie sa takie osoby które musza odpoczac. moze ty włąsnie potrzebujsz odciecia sie od tego i nabrania dystansu? sama wiesz najlepiej.
jesli masz pytania- odpowiem jesli tylko bede wiedziała co wesoły
pisz- napewno bede sie odzywała.
mi na poczatku drogi najpbardziej potrzeba bylo informacji ze komus sie udało. i znalazłam taka pare, choc oni trwali w tym dopiero dwa lata (to teraz ze cztery). ale nie przedstawiali tego niestety jako sielanki. w kazdym razie ja za siebie zdecydowałam ze trzeba próbowac a mąż od początku był zdeterminowany zeby walczyc o nas za wszelka cene. dla mnie miara szczerosci jego intencji bylo przyjecie wszsytkich moich warunków. gdyby którys z nich odrzucił to podeszłabym niestety smutny bo to by znaczyło ze chce sobie cząstkę nałogu zostawic dla siebie....
nie przemawiały do mnie zalecenia typu- naucz sie zyc dla siebie. jak ratujemy nasz wspolny zwiazek to jak moge zyc tylko dla siebie? no i oczywiscie robiłam tak jak uwazalam bo czulam ze to słuszne. i jak na razie sprawdza sie. co dalej- zobaczymy. ale tez mysle, ze nawet jesli w taki sposob jak my to robimy nikomu jeszcze sie nie udało, to przeciez nam własnie moze sie udac. ktos kiedys pierwszys tanal na ksiezycu mimo ze wczesniej nie bylo tam człowieka.
  
marka
23.04.2014 15:19:11
Grupa: Użytkownik

Posty: 5 #1822940
Od: 2014-4-17
Dziękuję dobra kobieto, zamówiłam książki, może pomogą mi zrozumieć całe to bagno.Tobie pewnie było łatwiej z racji wykształcenia i determinacji Twojego męza, ja narazie tylko mam w głowie pytanie - dlaczego i co właściwie się stało ,że chora wyobraźnia tak bardzo zawładnęła jego zyciem . Już chyba wolałabym aby poszedł z dziwką w realu a tak to z czym mam walczyć - z wiatrakami, zabiorę mu telefony czy filmy porno - to przeciez nic nie da i zupełnie nie ma sensu.Jestem umówiona z psychologiem - terapeutą uzależnień, muszę się pozbierać , jestem w strzępach i może uda mi sie gdzieś wyjechać przynajmniej na tydzień.
  
minimalizm
23.04.2014 16:19:48
poziom 1

Grupa: Użytkownik

Posty: 39 #1823010
Od: 2012-9-1


Ilość edycji wpisu: 2
    kashya pisze:

    minimalizm- serce mi sie ścisnęło smutny że się nie udało Wam, ale jednocześnie cieszę się, że decydujesz się zyć dla siebie i dzieci. nie wiem czy powinnam tu pisać cokolwiek więcej oprócz tego, że jak my tu wszsytkie, wiem, co to znaczy że swiat się zawalił. trzymam kciuki zebyś odnalazła to czego potrzebujesz.


Nam sie na razie nie udało, ale teraz po świętach, juz trochę ze mnie zeszło napięcie, inaczej widzę siebie i swoją rolę w ostatnim czasie, inaczej swoją rolę w nawrocie mojego męża. Uczepiłam sie jego i swojego nieszcześcia związanego z nim.
Jest duza szansa, ze uda sie mnie - nie chcę na nim wisieć, nie chce sie całkowicie uzalezniać od niego; nie chcę małżeństwa opartego na kontroli, nie chcę zdrowienia opartego na kontroli; nie ma w literaturze zdrowienia opartego na kontroli, nie ma opartej na dowodach terapii opartej na kontroli
On ma zdrowieć, jezeli bedzie chciał - dla siebie, nie dla mnie. Ja mam zdrowieć - dla siebie; zajmowanie sie nim zabiera mi dużo przestrzeni, za dużo. Widzę też takie ryzyko, ze to ja mu nie pozwalam zdrowiec, moje wymagania, moje potrzeby, moja osoba.
A jakby - odpukac - szlag trafił mnie albo jego, to co? Druga strona ma od razu do piachu? bo żyła tylko dla małżenstwa? Czy mam reanimować trupa ? Nałóg jest dla mnie stanem podwyższonego ryzyka i wszystkie opcje trzeba brać pod uwagę.
Małżeństwo nie jest moim celem nadrzędnym.
Moim celem jest dobre zdrowie psychiczne i spokój.
aniołek
  
kashya
23.04.2014 21:24:26
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1823282
Od: 2012-6-18


Ilość edycji wpisu: 1
marka - przeczytasz pewnie wiele opinii- jak widac ja i minimalizm różnimy sie dosć w naszym podejściu. Sama zdecyduj co wybierzesz dla siebie. pewnie jeszcze jest wiele innych oprócz tych które my reprezentujemy.
jesli chodzi o wykształcenie- tak, pomogła mi bardzo wiedza psychologiczna. nawet powiem ze bardzo bardzo.zwłaszcza ta pierwsza fala- wiesz, jak tsunami- to własnie wiedza psychologiczna pomogła mi uporzadkowac wiele rzeczy, zebyrac do kupy jakies elementy z których wyłonił sie wzorzec ogólny. to tez był troche taki mechanim obronny- intelektualizowanie problemu. ale dzieki temu nabierałam dystansu do uczuc które mna targały. mechanizmy obroone matka natura wymyslila własnie po to zeby przezywac takie sytuacje w miare z jak najmniejszymi stratami. to jak po wypadku- w pierwszej chiwli nie czujesz bólu i to ci pozwala uciec od zagrozenia, schowac sie do norki a potem dopiero mozesz lizac rany (i potem to juz nistety boli....- ale za to jestes bezpieczna).

w skali stresu zdrada jest prawie na górze - jeden z najsilniejszych stresorów zycia codziennego (na czubku jest smierc wspolmałzonka/dziecka, potem własnie rozwód i zdrada a potem utrata pracy). w takiej sytuacji jak nasza normalne jest przezywanie żałoby. to moze trwac do dwóch lat. jesli dłuzej niz pół roku utrzymuja sie objawy silnej depresji to warto isc do psychiatry. ta załoba, podobnie jak taka po smierci kogos bliskiego ma swoje etapy- na poczatku szok, potem złosc, potem walka i pytania dlaczego ja, potem targowanie sie z losem i próba ogarniecia lub...depresja. potem juz zaczyna byc lepiej. tych klasyfikacji jest oczywiscie kilka ale nie różnia sie jakos znacznie. w wiekszosci z nich podkreslane jest ze najtrudniejszy nie jest pierwszy okres - czyli szok i zaprzeczanie, tylko ten kiedy do nas naprawde dociera rzeczywisctosc. nie wiem na jakim etapie jestes- te poczatkowe przebiegaja dosc szybko jeden po drugim. pisze to zebys w razie czego była gotowa na pogorszenie nastroju i wiedziała ze to normalne i ze minie wesoły

minimalizm - od razu tchnęło optymizmem wesoły to trzymam kciuki.
jesli chodzi o kontrole- na początku jest to jakies rozwiązanie. u mnie jest o tyle łatwiej ze to on tą kontrolę po prostu mi oddał. sam z własnej inicjatywy - uznał po prostu ze to jest cos co moze dla mnie zrobic tak na juz, zanim czas pokaze jak bardzo on sie zmienil i ze moge mu ufac. a ja mogę z tej kontroli skorzystać jesli chcę i kiedy chcę. na początku robiłam to często. teraz- w zasadzie wcale. właczam funkcje gdzie jest diecko kiedy on wraca z pracy a ja robie kolacje przy swiecach i chce sie wyrobic akurat na jego przyjscie... oczko
ale myslę, że jeszcze nie raz sprawdzę - tak na powaznie. tak na wszelki wypadek wesoły jak to mówią- lepiej dmuchać na zimne...

oczywiscie kwestia tej kontroli tez jest przemyslana i uzasadniona teoretyczniewesoły wesoły jak wszsytko co robimy w kwestii naszego zwiazku - to swiadome budowanie, nie na slepo, nie na chybil-trafil. jakby ktos byl mocno zainteresowany to moge to opisac...ale to dłużynawesoły

rozumiem, ze podkreslanie ze nie znalazłas badan ze kontola działa in plus oznacza, ze znalazłas badania mowiace ze kontola szkodzi? chętnie zapoznam się z nimi. daj namiar. zawsze warto zweryfikowac swoje podejscie. moze w tych tekstach znajde cos co kaze mi zmodyfikowac nasz sposob na zycie.

nie uważam też- i zresztą mój mąż to podkreśla, żeby on zdrowiał wyłacznie dla mnie. napewno to groźba rozstania była wyzwalaczem i od tego zaczeło sie zdrowienie. ale im bardziej jest w nim zaawansowany, tym bardziej widzi że chce to robic dla siebie. zeby być lepszym człowiekiem. żeby miec do siebie szacunek. żeby
nauczyć sie cieszyc zyciem. i jeszcze żeby sto innych rzeczy. strasznie się z tego ciesze.

ja też nie zyje ani wyłacznie dla niego ani na nim nie wisze. w miedzyczasie zrobiłam kolejne studia, zaczynam od czerwca nową fajną pracę, mam swoje hobby i pasje, którym poswięcam sporo czasu. mam swietne relacje z rodzina, nie odsunełam sie ani od zycia ani od ludzi.

kiedy pierwszy raz tu pisalam bardzo sie bałam tego co bedzie i przerazalo mnie to, ze wypowiedzi innych osób przecza wielu moim przemysleniom, ale kkoniec konców- zrobiłam po swojemu. i nie żałuje.obym nie żałowała za kolejne dwa lata a potem kolejne... pisze to na wypadek gdyby ktos czytajac to formu przezywał taka jak ja frustracje ze zamiast isc utarta droga chce robic cos po swojemuwesoły

ale dla mnie można nie wieszac sie na sobie a jednoczesnie dbac bardzo o swoj zwiazek i o niego walczyc i nad nim pracowac. nic w tym złego - wszak motywuje nas najbardziej to co stoi na szczycie naszej piramidy waznosci- u mnie związek jest nie na samiutkiej górze, ale miesci sie w scisłej czołówce. wiec dlaczego nie miałby byc motywacja do działania? oczywiscie chore jest to wtedy kiedy pomija sie wszsytkie inny wazne motywacje. my nie pomijam. nie koncentrujemy sie wyłacznie na tym zeby byc razem za wszelka cene- zreszta nie stawiamy w ogóle tego pod znakiem zapytania. to aksjomat- jestesmy małzenstwem, mamy problem i go rozwiazujemy. nikt nie pyta o odejscie.. nie zaniedbujemy innych aspektów naszego zycia. wymaga to wiele siły i czasem jej brak. ale nie poddajemy sie. i na razie się udaje. w zasadzie moge smiało po tych dwóch latach stwierdzic ze na dzis nie załuje zadnej swojej decyzji a podejscie ktore wybralismy w naszym przypadku bardzo sie sprawdza.

Tobie minimalzm, i tobie marka, też życze zeby Wasze podejscie sprawdziło się w Waszym przypadku. powodzenia! trzymam mocno kciuki wesoły
  
minimalizm
23.04.2014 23:51:18
poziom 1

Grupa: Użytkownik

Posty: 39 #1823375
Od: 2012-9-1
    kashya pisze:


    rozumiem, ze podkreslanie ze nie znalazłas badan ze kontola działa in plus oznacza, ze znalazłas badania mowiace ze kontola szkodzi? chętnie zapoznam się z nimi. daj namiar. zawsze warto zweryfikowac swoje podejscie. moze w tych tekstach znajde cos co kaze mi zmodyfikowac nasz sposob na zycie.

Kashya, nie chcę odbijac piłeczki, ale napisz proszę, jaki rodzaj terapii ma u podłoża kontrolę małzeńską, albo chociaż ją zawiera? Za tym, że kontrola szkodzi przemawia chociażby literatura dot. współuzależnienia :-)
Mnie osobiście szkodziła na pewno. Na mojej "liście abstynencyjnej" w leczeniu współuzależnienia "kontrola" była na pierwszym miejscu, a zaprzestanie jej - kluczowe w uzyskiwaniu stabilności. Mój mąz tez na początku sam prosił mnie o kontrolowanie niektórych jego poczynań, ale szybko okazało sie, że to zwykła manipulacja, bo oszukiwał w innych obszarach. Teraz to, co wyszło - to przypadkiem i nawet lepiej.
Mam poczucie, że z każdego kolejnego doła wychodzę silniejsza i bogatsza.
Mnie moja wiedza psychologiczna uratowała - w ciągu jednej nocy pootwierały mi sie wszystkie klapki ze studiów, przypomniała cała literatura dot.uzależnień i seksuologii - chociaż nie pracuję zawodowo w tym obszarze.
Wiedza jest bardzo ważna, przynajmniej na początku, ale dla mnie ważne były zmiany w moim sposobie myślenia, co sie dzieje bardzo powoli i mam jeszcze dużo do zrobienia.
Inaczej niż Kashya, nie traktuję tego uzależnienia i współuzależnienia jako PTSD, tylko jako ukoronowanie mojego całego życia jako DDA, jako naturalnej konsekwencji nie leczenia DDA, jako naturalnej konsekwencji mojej pychy i buty. Mam co robić dla samej siebie.
Bardzo dużo korzystam z S-anon, pomimo, że może trącić sekciarstwem, to nie opiera sie na klepaniu po pleckach i trzymaniu za recę, tylko jest sporo materiałów do pracy własnej, materiałów, które przyszły ze stanów i ich działanie jest potwierdzone doświadczeniem dłuższym niz nasze.
Nie korzystam z terapii współuzależnienia w moim mieście, nie mam zaufania do tych ośrodków. Poznawczo-behawior. jest dla mnie za płytka.
Ale korzystam z innej terapii, która sięga głęboko do moich bardzo wczesnych problemów. To, co teraz - to nie tylko problem sam w sobie, ale konsekwencja tego, co wcześniej.
Ale to racja, że każdemu pomaga inne podejście, bo to musi trafić na odpowiedni grunt osobisty.
To, co wiem na pewno - na początek żadnych gwałtownych ruchów i nagłych decyzji.
  
kashya
24.04.2014 10:48:23
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1823664
Od: 2012-6-18


Ilość edycji wpisu: 1
minimalizm- znasz napewno historię psychologii i psychoterapii więc wiesz, ze rozwijała sie ona- jak każda dziedzina- stopniowo i każde nastepne osiągniecie albo modyfikowało stare podejscie albo wrecz mu zaprzeczało. pytałam o to, czy znasz badania które pokazuja ze kontrola jest szkodliwa (taka za obopolną zgoda oczywiscie, a nie na siłe) a ty mi na to, ze nie ma tego w zadnej terapii. czyli jak pytam o falsyfikacje tezy a ty mi odpowiadasz ze nie została ona sfalsyfikowana.... czyli po prostu nie znasz takich badan? bo zauwaz, ze ja nie twierdziłam ze znam badania potwierdzajace wartosc kontroli, tylko mowilam ze nie znalazłam zaprzeczajacych...to chyba troche co innego...

poza tym- zwróc uwage- ze nie neguje tego ze w twoim wypadku kontrola moze nie byc dobrym posunieciem.
na poczatku naszej znajomosc tez zaprzecałas temu vo pisałam i twierdziłas ze widzisz we mnie siebie sprzed roku....a jednak okazało sie ze nie jestem podobna do ciebie i nie topię się tak jak ty się topiłas....

jestesm z męzem nadal- i nie było tendencji spadkowej w naszym zwiazku przez ten czas- czyli jest to chyba jakis dowód ze nasz sposób działa? zdaje sobie sprawe ze za jakis czas moze okazac si ze jednak nie działa, ale to akurat moze okazać się również w Twoim przypadku czy w przypadku kazdej innej pary borykającej sie z tymi problemami.

jesli chodzi o terapie poznawczo-behawioralna to...no cóż...chyba myślimy o innym nurciewesoły terapia ta na poczatku nie zajmuje sie analizowaniem przyczyn tylko dlatego zeby doprowadzic pacjenta do stanu w którym moze bezpiecznie funkcjonowac. to, ze pacjenci w tym momencie przerywaja terapie i nie chca sigac dalej to jakby juz nie kwestia tego ze jest to terapia za płytak, tylko tego ze pacjent nie chce dalej działac. nie wiem skad Twoja wiedza ze to płytka terapia....

jeseli chodzi o nagłe ruchy- zgadzam sie w 100 procentach. co nagle to po diable wesoły

a jesli chodzi o ptsd to ja nie pisalam nigdzie ze wspoluzaleznienie czy uzaleznienie traktuje jako ptsd wesoły.

pisałam za to ze są dwa modele partnerek- jedne to te co są wspoluzaleznione (i jesli ty sie tak zaklasyfikowalas to terapia wspoluzaleznienia i wszystkie zwiazane z nim dzialania sa jak najbardziej wskazane) , oraz takie które wspoluzaleznienione byc nie mogą, bo nie mozna byc wspoluzaleznionym od czegos o czego istnieniu sie nie wiedzialo (w koncu czescia wspoluzaleznienia jest chronienie uzaleznionego od konsekswencji i budowanie aktywnosci zyciowej wokół cyklów nałogu- jak sie nie wie o nałogu to nie mozna tego robic).i te drugie jak sie dowiaduja przezywaja b. silną traumę. i potem maja objawy ptsd.

u nad obowiazuje icd gdzie ptsd jest definiowane jako trauma zawierająca element bezposredniego zagrozenia zycia. i dlatego my sie nie załapujemy. ale w stanach oboiazuje dsm gdzie ptsd jest defionwane jako trauma subiektywnie oceniana jako odbierająca poczucie koherencji i bezpieczenstwa i tam sie załapujemy. co wiecej- tam dokładnei tak terapeutyzowana jest ta druga grupa partnerek.

co nie przeczy i nie wyklucza istnienia pierwszej grupy, czyli tych co sa wspoluzaleznione i jako wspouzaleznione powinny leczyc sie wg innego protokołu.
  
Electra16.04.2024 06:27:52
poziom 5

oczka
  
minimalizm
24.04.2014 11:54:27
poziom 1

Grupa: Użytkownik

Posty: 39 #1823742
Od: 2012-9-1


Ilość edycji wpisu: 2
    kashya pisze:

    zauwaz, ze ja nie twierdziłam ze znam badania potwierdzajace wartosc kontroli, tylko mowilam ze nie znalazłam zaprzeczajacych...to chyba troche co innego...

w literaturze dotyczącej współuzależnienia jest sporo

    kashya pisze:

    jesli chodzi o terapie poznawczo-behawioralna to...no cóż...chyba myślimy o innym nurciewesoły terapia ta na poczatku nie zajmuje sie analizowaniem przyczyn tylko dlatego zeby doprowadzic pacjenta do stanu w którym moze bezpiecznie funkcjonowac. to, ze pacjenci w tym momencie przerywaja terapie i nie chca sigac dalej to jakby juz nie kwestia tego ze jest to terapia za płytak, tylko tego ze pacjent nie chce dalej działac. nie wiem skad Twoja wiedza ze to płytka terapia....

bo po stanie stabilizacji potrzeba wejśc głębiej - i o tym mówię; poznawczo-behawior. juz mi tego nie da.

Kashya, ja Ciebie dobrze rozumiem, chociaz moze to nie przebija tak jasno z moich wypowiedzi.
Mysmy mieli tez różne okresy, nawet taki, który uznałabym za bardzo obiecujący - trwał 10 m-cy; i wtedy byłam gotowa uznac, że wszystko, co robimy to działa; i jak pierdykło, to mocno i teraz to widze inaczej.

Ja sie ciesze, ze u Was idzie do przodu, bo zawsze to jakas kolejna para (oprócz jednej ze Stanów, która jeździ i daje świadectwo), u której jest szansa, że sie uda (wy)zdrowieć.bardzo szczęśliwy
  
kashya
24.04.2014 13:08:06
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1823835
Od: 2012-6-18
ok, ale w lit. dot. współuzależnienia jest o kontoli 'na siłe'- a nie ma nic o 'daniu ' dobrowolnym tej kontroli. wesoły
A o takim własnie przypadku mowie- i to raczej podciągam pod 'wzajemne zobowiązanie', układ dwustronny, a to co innego- bo np. wchodzi tu wzbudzenie motywacji wewnetrznej do dotrzymywania słowa (chocby ze względu na redukcje dysonansu podecyzyjnego).
nie wiem gdzie zetknęłas sie z b. p. taką która po stanie stabilizacji ci nic nie da- robię z niej własnie specjalizację i mogę cie zapewnic, ze jak pacjent chce pracowac dalej to własnie wchodzi sie coraz głebiej w jego 'core believes' i skąd one sie wzięły.
ja znam jeszcze jedna pare z netowych 'forumów' której udaje sie póki co jakies cztery lata (ale nie wiadomo ile to potrwa...jak ze wszytkim...wiec nie wiem czy to mozna uzanc za parę co daje swiadectwo?) i koresponduje z kilkoma dziewczynami mniej wiecej od roku i im tez sie układa w miare. ale to dopiero ten pierwszy rok wiec tez trudno powiedziec jak to sie potoczy dalej.
nam sie naprawde układa. tak jak pisałam tu w któryms komentarzu- nie zeby nie bylo wpadek. były ze trzy ale takie raczej malutkie. nazwałabym to bardziej potknięciem niż upadkiem. za półtora miesiąca będzie dwa lata i nie było okresu spadkowego przez ten czas. myslę ze to dobrze rokuje, choc wiadomo- moze pierdyknąć :/
ale jak dopadaja mnie takie mysli to wtedy przypominam sobie ze nawet w najlepszej parze, ktora dotad nie miala do czynienia ze zdrada, pierdykniecie moze nastapic w kazdej chwili od początku wspólnego zycia - w koncu tak własnie było z moim zyciem. sielanka a potem bum! i po przypomineniu sobie tgo nabieram włąsciwej perspektywy wesoły
jak sie nam uda to bede o tym trąbic na prawo i lewo, bo własnie nadzieji i świadectwa ze komus sie udało potrzeba mi bylo najbardzije na poczatku tej niełatwej drogiwesoły
ale mimo ze nie znalazłam tego- to powtarzam to, co pisałam na poczatku- na ksiezycu tez ktoś kiedys był po raz pierwszy wesoły
amen wesoły
  
kashya
30.04.2014 00:24:49
poziom 2

Grupa: Użytkownik

Posty: 94 #1828988
Od: 2012-6-18
wywiad z patrickiem carnesem, autorem ksiazki "od nałogu do miłości" http://www.uzaleznienieodmilosci.pl/page/cz_inne_11/
  
Gocha44
05.05.2014 19:15:05
Grupa: Użytkownik

Posty: 21 #1833848
Od: 2010-12-30
Marka bardzo ci współczuję, bo wiem co czujesz, wiem że jesteś w najgorszym momencie tego co przyjdzie ci przejść. Niestety nikt ci w tym nie ulży, nikt za ciebie tego nie przejdzie. Ja ze swej strony mogę ci powiedzieć jak ja się zachowałam. Przede wszystkim postanowiłam, że zrobię wszystko aby sobie pomóc,poszłam na terapię indywidualną, skąd wysłano mnie również na grupę dla współuzależnionych, dużo czytałam i dużo pisałam do szuflady i tylko dla siebie. Po jakimś czasie zaczęłam pisać na forum, gdzie poznałam osoby z takimi przejściami jak ja. Z jedną się zaprzyjaźniłam i do dziś ta przyjaźń przetrwała. Po 3 latach założyłam grupę S-anon w swoim mieście (o teraz do mnie doszło, że minęła już nasza pierwsza rocznica wesoły .Wszystko to było moim wsparciem i dzięki temu dziś jestem w tym miejscu w którym jestem. Moje małżeństwo przetrwało i jest o niebo lepsze niż było przed moim "oświeceniem".Jak widzisz każdy inaczej podchodzi do tego co i jak robić.Ja tak j/w Kashya musi mieć wszystko poparte badaniami, a jak nie to i tak robi na "czuja", Minimalizm jeszcze inaczej.I wszystkie są dobre jak pomagają, nie jest wazne co zrobisz, ani jak nazwiesz to co się z toba dzieje, wazne aby iść do przodu.
  
Stars_die
24.04.2015 22:50:07
Grupa: Użytkownik

Posty: 1 #2095321
Od: 2015-4-24
Witam Was Wszystkich

Forum znalazłam przypadkiem i postanowiłam dziś podzielić się z Wami moją historią. Być może będzie mi łatwiej zrozumieć kilka kwestii i ogarnąć to wszystko. Nie mam też większego doświadczenia w tych sprawach i problemach...

Zacznę od samego początku, bo wydaje mi się, że to również jest bardzo istotny element.
Około roku temu poznałam na portalu społecznościowym mężczyznę. Od pierwszych słów przypadliśmy sobie do gustu i zaczęliśmy się spotykać. Już po którejś randce z rzędu, nasze spotkania były co raz bliższe i częstsze. Lato spędziliśmy praktycznie razem na wyjazdach i wspólnej pasji, która Nas łączyła. Były jakieś drobne deklaracje, ale nie śpieszyliśmy się do poważniejszych decyzji. Zaczęłam mu ufać i powoli się zakochiwać. Podczas jednego ze wspólnych weekendów, wyjawił mi, że rok temu chodził na terapię, na którą zaciągnęła go jego była dziewczyna i terapie dotyczyła urazu związanego z wczesnym dzieciństwem. Nie ukrywam, że trochę tę wiadomość zlekceważyłam, nie ciągnęłam dalej tego wątku, przekonana, że między nami układa się świetnie i takie rzeczy już są rozwiązane, a On tylko mi to mówi aby być szczery ze mną.

Lecz po jakimś czasie zaczęłam odczuwać stopniowy brak zainteresowania z Jego strony moją osobą. W prost się spytałam o co chodzi, w odpowiedzi otrzymują wiadomość, że "to nie to" i że "do siebie nie pasujemy, nic nas nie łączy". Przyznał się również do tego, że przez cały czas Naszej znajomości, spotykał się z wieloma kobietami i że ma z tym problem. Jednym zdaniem - że jest seksoholikiem. Wyłożyliśmy wszystko, jak "kawa na ławę". Twierdził, że zrobił w życiu wiele gł€pot, skrzywdził wiele osób, a o jego problemach ze sobą wiedzą tylko jego byłe dziewczyny. Terapia, na którą chodził podziałała tylko na jakiś czas. Lecz potem wpadł w wir nowych znajomości internetowych, spotkań seksualnych i co chwilę nowym zauroczeniom. Wszystko to mocno mną wstrząsnęło (nie będę się rozwijać jak się czułam, bo łatwo się domyśleć). Lecz kontakt nadal mieliśmy (sporo, wspólnych znajomych, wspólna pasja) i powiedziałabym nawet, że nasze relacje się bardziej pogłębiły i zacieśniły, bardziej po przyjacielsku.

Natomiast po jakimś czasie od momentu, gdy wszystko mi ujawnił, poprosił o szansę, abym go nie skreślała. Że pójdzie na terapię, abyśmy zaczęli wszystko od nowa, że wiele dla niego znaczę. Uwierzyłam. Dałam szansę. Nie skreśliłam. Po tym czasie - było strasznie. Ciągłe huśtawki nastrojów z jego strony, stany deprechy, ciągła zmiana decyzji czy próbować razem coś budować czy nie. Oczywiście na sesję terapi nie poszedł, pomimo, że strasznie mi to obiecywał, mając moje wsparcie. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Stwierdził, że jednak jego pierwsza decyzja ("że to nie to") jest niezmienna i że jest dwulicowym gnojem i tylko bym przez Niego cierpiała.

Miał rację - cierpię, gdyż ciągle mi na nim zależy. Teraz to ja mam stale huśtawki nastrojów, raz go kocham, raz nienawidzę, przez co ciągle nie możemy zostawić przeszłości za nami i się przyjaźnić. Wiem, że znowu zaczął się spotykać z nowymi kobietami poznanymi na portalach randkowych. Boję się, że wróci do trybu życia z tamtego roku. Jest podatny na nowe zauroczenia, na dużą ilość "koleżanek".

Zastanawiam się tylko - czy to wszystko co od Niego usłyszałam przez całą naszą znajomość - że mi ufa, że jestem najbliższą mu osobą i że byłam punktem zwrotnym - było prawdą... Gdyż w chwili obecnej nie czuję z Jego strony ani szacunku ani zainteresowania większego moją osobą...

Co robić? Pomóc mu? Zapomnieć? Jestem jedyną osobą, która o Nim wszystko wie, a jednocześnie go nie zostawiła i utrzymuje z Nim kontakt. Mam straszny bajazel przez to w głowie i nie mogę się pozbierać.

Moja historia

Pozdrawiam
  
Electra16.04.2024 06:27:52
poziom 5

oczka

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » WSPÓŁUZALEŻNIONE » SEKSOHOLIZM

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny

Marzycielska Poczta. darmowy hosting obrazków darmowy hosting obrazków